Człowiek potrafi popsuć laktację nawet małpie
Żyjemy w kulcie patologii. Patologia stała się naszym punktem wyjścia do wszystkiego. Od ciąży, po poród tylko czeka się i nieustannie sprawdza czy nie zaszła jakaś patologia.
Wychodzimy z miejsca, w którym kobieta w ciąży i karmiąca jest wiecznie czymś zagrożona. Przerażające historie o zagłodzonych dzieciach i śmierci w porodzie szerokim echem odbijają się w mediach. Galopujący kult patologicznych sytuacji sprawiają, że rodzicielstwo okołoporodowe jest jedną wielką wyprawą w poszukiwaniu tego, co może pójść nie tak. Miliony zbędnych interwencji nawet najlepiej przygotowanej i oczytanej matce może zrobić z porodu i laktacji pasmo nieszczęść i porażek. Człowiek to mistrz w przeszkadzaniu fizjologii w trakcie poszukiwania często nieistniejącej patologii. Ale to że patologia nie istnieje, nie zamyka drogi do jej poszukiwań. Poraniona brodawka może rozpocząć wielką batalię z zagrożeniami a finalnie okazać się niewielkim niedociągnięciem w przystawianiu dziecka.
Na PROLAKTYNIE Jack Newman pokazał coś, co na długo zostanie mi w pamięci.
Otóż gorylica (wybaczcie małpę w tytule, posta) urodziła dziecko. „Pomagali” jej weterynarze. Jej dziecko zostało dopchnięte do jej piersi i nie przystawiło się jak trzeba. Matka po tych „interwencjach pomocowych” odrzuciła dziecko. Gorylek został dokarmiony „palcem” i wylądował w inkubatorze. Skończył… na butelce. Rozumiecie absurd sytuacji? Goryl skończył na butelce! Tak wszyscy usilnie im pomagali.
Tak często dzieje się też w naszym ludzkim świecie. Przystawianie do piersi zamiast pozostawienie pierwszego karmienia matce i dziecku. Ograniczenie kontaktu skóra do skóry, uczenie dziecka jedzenia palcem… i tak wiele ludzkich dzieci także kończy na butelce.
Jack Newman zaprezentował też wypowiedzi osób, które brały udział w pomocy gorylicy:
„Matka gorylica nie wiedziała, co robić z dzieckiem i tylko z nim leżała, więc trzeba było zabrać jej dziecko do inkubatora. Dziecko ważyło w normie dla goryla, ale baliśmy się, że może być lekko przedwcześnie urodzone gdyż nie chciało ssać piersi”
Tak, więc gorylica nie wiedziała, co robić z dzieckiem… gorylica! Zwierzę, które kieruje się instynktem, według człowieka nie wiedziało co robić i otrzymało taką intensywną pomoc okołoporodową, że odrzuciło własne dziecko… Jak to dobrze, że miała człowieka, który przyszedł z butelką i inkubatorem. A poważnie to właśnie człowiek nie wiedział co robić. Może, jakby człowiek dał jej zająć się dzieckiem zgodnie z fizjologią, to nie potrzebowałaby ani butelki, ani inkubatora.
I to jest kejs wielu porodów w Polsce. Bo przecież kobieta nie wie co robić – tutaj zaczyna się kopanie matki, wbijanie jej w podłogę i lekceważenie jej potrzeb i emocji. Bo wiecie, PATOLOGIA może pojawić się w każdej chwili.
Ale jakby człowiek wiedział, że się przewróci to by się położył. Tylko, że ludzkie samice mają w nosie „kładzenie się” na wszelki wypadek. Potrzebujemy, żeby nas objąć opieką a nie reżimem i kontrolą bezosobową. To opieka okołoporodowa jest DLA NAS a nie my dla niej! To nie my jesteśmy dla położnych, lekarzy, doradców tylko oni są DLA NAS i oni mają się dostosować DO NAS a nie my do nich.
Wróćmy do goryla…
Naczelne po porodzie kładą sobie dzieci na brzuchu i dzieci są tam w idealnej pozycji do karmienia się piersią przez dłuższy czas. A potem np. szympansy karmią się wyłącznie piersią przez pół roku i potem do czterech lat dla pożywienia i jako mechanizm podtrzymujący więzi w stadzie. Trzeba wielce naprzeszkadzać małpie (za przeproszeniem) żeby jej się nie udało. Nieudana laktacja, u zdrowiej matki i zdrowego dziecka, nieudana niby bez powodu, to domena człowieka. Zdolność Homo Sapiens do paskudzenia porodu i karmienia piersią swoim samicom można skwitować w ten sposób „Chcieliśmy dobrze, a wyszło jak zawsze”.
Rok później ta sama gorylica z historii powyżej urodziła kolejne dziecko. Nie pozwoliła ludziom zbliżyć się do niego, wpadała we wściekłość jak ktoś próbował podejść. Pracownicy ZOO nie mieli okazji nawet sprawdzić, jakiej płci było dziecko. Mama gorylica cały czas trzymała je przy sobie, tym razem „jakimś cudem”, wiedziała, co trzeba zrobić – trzymać ludzi i ich butelki z dala od siebie, a dziecko na swojej skórze. Gorylica karmiła je piersią ponad rok.
(To jest właśnie powód, dla którego Was nie odwiedzamy)
Człowiek potrafi, każdą laktację popsuć w poszukiwaniu patologii.
Wszystko zaczyna się od porodu, od miliona zbędnych interwencji, od wymuszonych pozycji, stałego, wenflonu, od przedmiotowego traktowania. Po porodzie od kontaktu skóra do skóry, a raczej od jego braku, od niesamodzielnego przystawienia się pierwszy raz dziecka do piersi, przez zawinięcie go w kilka betów, czapeczkę i rękawiczki kończąc na „pomocy w karmieniu” przy użyciu palucha, butelki i ciągłym szukaniu czegoś, co można naprawić. TRZEBA dziecko od razu zważyć, zmierzyć, umyć i bóg wie, co jeszcze, bo inaczej świat się zawali, a wiadomo, że patologia tylko czyha niczym czarna wołga i łowcy organów…
W Polsce nie ma problemu kobiet, które nie chcą karmić piersią, w Polsce mamy problem kobiet, którym się w karmieniu przeszkadza.
Karmienie piersią to nie jest odpowiedzialność jednej kobiety – matki. To nie jest zadanie tylko dla niej. To nie jest tylko i wyłącznie kwestia chęci i „poczytania sobie w ciąży”. Wiele kobiet mimo świetnej edukacji, mimo ogromnych chęci i determinacji nie karmi piersią. Nie mają wsparcia w tak oczywistych sferach, które funkcjonują w społeczeństwie jak w otoczeniu prywatnym matki, w domu rodzinnym brakuje wsparcia partnera i rodziców, pomocy i wsparcia wśród personelu medycznego, wsparcia w społeczeństwie i wsparcia ustawodawczego. Więc jeżeli karmienie piersią nie wychodzi, to kobieta nie powinna winić siebie – nie ma ku temu żadnych przesłanek. Każdy, kto jest w otoczeniu matki jest winny każdej nieudanej laktacji.
Człowiek już na poziomie podstawowej, bezpośredniej pomocy potrafi rozwalić starania drugiego człowieka. Stępić instynkt matki, dziecka… I nagle dzięki ludzkim staraniom okazuje się, że i goryl będzie potrzebował butelki „ratującej życie” i laktację bo „nie wie co robić”. Komedia…
Matka jest traktowana jako ostatnia ekspertka – a matka, szanowni państwo, jest PIERWSZĄ ekspertką w kwestii karmienia piersią, jeżeli tylko przestaniemy ją traktować jak przedmiot w porodzie i karmieniu, jak beznamiętnego obserwatora i podporządkowaną uczestniczkę narodzin dziecka.
Refleksję mam smutną.
Z tak naturalnej rzeczy, jaką jest ciąża i karmienie piersią zrobiliśmy filozofię na poziomie matematyki kwantowej. Rozkładamy ten proces na czynniki pierwsze szukając najdrobniejszego problemu, który wprowadzi niewielką interwencję medyczną uruchamiając całą kaskadę dalszych interwencji. A raz popchnięta śnieżna kula nie zatrzymuje się łatwo.
Jestem zła, bo kobietom odbiera się kompetencje, mówi się im, że potrzebują wielkiej świty „tych, którzy się znają”, bo ona „to niewiele wie”, bo współczesne matki myślą, że potrzebują „doradców i trenerów od oddychania i puszczania bąków”, bo z matek robi się nieradzące sobie dziewczyneczki, które trzeba za rękę poprowadzić przez to do czego ich ciała są biologicznie zaprogramowane – macierzyństwo. Nic dziwnego, że kobiety wytracają zaufanie w instynkt macierzyński, że uważają iż nie dadzą sobie rady. Nic dziwnego, że nie dają sobie rady jak na każdym kroku wmawia im się, że ich porażki to tylko ich wina, więc teraz siadaj i płacz! Nawet z głupiej kolki robi się matkom alergie, nietolerancje i zaparcia u dziecka.
Najgorsze jest to, że nie mogę nic na to poradzić, nie mogę podać żadnego sensownego rozwiązania, bo mogę Wam wypisać, co powinno Was spotkać w szpitalu a co nie1, ale co z tego, kiedy człowiek potrafi zepsuć laktację nawet małpie w zoo, to co dopiero w wielkim szpitalu zajmującym się tylko porodem gdzie pełno chętnych do dzielenia się skomplikowaną niewiedzą, a mało do traktowania człowieka jak człowieka…
czy jest szansa na przywrócenie karmienia piersią, jeśli dziecko 4- miesięczne od 2 tygodni nie chce ssać piersi. Starsze dzieci karmiłam ponad rok piersią, a tym razem dziecko gryzło brodawki do krwi a ja za radą położnej ratowałam się laktatorem. Ma przesunięty odruch wymiotny i stwierdzone zaburzone ssanie. Obecnie krztusi się gdy przystawiam do piersi i podaję swoje mleko butelką
Dziewczyno! Kobieto!!! Ty tobisz to, co ja pragnę robić od dwunastu lat!!! Skończyłam położnictwo na AM we Wrocku,a potem szybko założyłam rodzinę i do szpitala w odwiedziny wracam regularnie co dwa lata przez ostatnie 12lat ? I poza tym,że wspieram swoje koleżanki po fachu dając im „robotę”, zawsze szybko i sprawnie, wracam stamtąd ze smutną prawdą. Tam się praktycznir niewiele zmienia. Przez tyle lat! Jedyne, co pozwalało mi na swobodę i poszukiwanie własnej drogi przeżywania ciąż, porodów,laktacji- to magiczne słowo: zawód- położna. Inne kobiety dalej traktowane są jak owce. Cośtam poczytały,coś usłyszały, mniej lub bardziej „współpracując” z personelem. Powiem Ci,że za każdym razem kiedy jestem na naprawdę krótką chwilę w szpitalu (porodówka 2-3godzinki, oddział za każdym razem coraz krócej-szkoda mi czasu), mam ochotę uświadamiać tam każdego. Pacjentki, położne- często z mniejszym doświadczeniem niż dało mi życie, a co najgorsze, większość lekarzy….. tak mnie smuci,że zabija się w nas to, co piwrwotne, co oczywiste, co mamy od zawsze! Nie jestem może walczącą ekolożką, do ideału matki mi daleko, a posiadanie szóstki dzieci z fizjologicznych porodów i niepatologicznych ciąż nie jest absolutnie żadną moją zasługą. Ale te lata spędzone na poznawaniu siebie,swoich możliwości to jest właśnie powołanie, jakie w sobie odkryłam. Każde dziecko karmiłam poand rok, nigdy nie dokarmiałam, choć sama ważę 56kilo w porywach, dzidciaki nie chorują loza przeziębieniami i sporadycznymi jelitówkami. Wierzę głęboko,że ta bezpłatna i jakże naturalna inwestycja w nich to sam skarb na przyszłość. Najstarszy syn ma 12 lat i ani jednej dziurki w zębie. A cukier w domu jest? Mogłabym pisać i pisać. Najważniejsze dla mnie,że choć nie dane mi było nigdy pracować w zawodzie, to zajrzeć do Ciebie tutaj i odzyskać nadzieję, że dzięki ludziom takim jak Ty, koniety nie zatracą w sobie tego cennego skarbu, który próbuje im się udowodnić,że nie istnieje. Piersi to skarb mlekiem płynący! Czego chcieć więcej????
Jestem w ciąży i wiem, że chcę karmić piersią (mimo, że nikt w mojej rodzinie nie karmił) i przygotowuje się jak mogę do tego. Co usłyszałam od najbliższych (wszystko w dobrej wierze, oczywiście)?
1) Tata: Nie nastawiaj się, nie wiesz czy będziesz miał w ogóle pokarm (czytaj: nie mam pojęcia o czym mówię, ale się wypowiem i zdołuje córkę)
2) Mama: Karmienie piersią niszczy biust, WSZYSTKIE moje koleżanki, które karmiły mają obwisły biust; do tego karmienie potwornie boli i dlatego ja nie karmiłam (czytaj: nikt mi nie pomógł w szpitalu, a przy drugim dziecku już nawet nie próbowałam karmić)
3) Teściowa: butelka jest lepsza, bo dziecko się naje i 3h jest spokój, butelka jest wygodniejsza (czytaj: przy pierwszym dziecku urodzonym w latach 80 nagadali mi bzdur i do tej pory nikt tego mi nie sprostował)
4) Teść: Karmiąc piersią nie możesz jeść kapusty (bo będą gazy), ani mnóstwa innych rzeczy (czytaj: mam w głowie mity z lat 80tych i je powtarzam, bez ich sprawdzenia)
5) Znajoma: Chcesz karmić piersią? Tja. Jeśli będziesz szczęściarą to może ci się uda (znajoma karmiła krótko, bo jej pokarm sam z siebie „zanikł”, ale wiem, że bardzo tego żałuje, że jej się nie udało i martwi się tym; szkoda,że natrafiła na same „ciocie dobre rady” zalecające dokarmianie, zamiast prawdziwej pomocy)
6) Szwagier: Nasz lekarz zalecił nam restrykcyjną dietę matki karmiącej i dokarmianie specjalną lecznicza mieszanką bo mała jest po rotawirusie i potrzebuje specjalnego pokarmu (tutaj nie wiem czy lekarz miał rację czy nie, nie wnikałam, ale na chłopski rozum to matka powinna jeść porządnie żeby mieć siły do opieki nad dzieckiem i by produkować mleko, a nie sam ryż i suchy chleb; oczywiście po 4 miesiącu pokarm magicznie zanikł
7) Ciocia: nie karmiłam bo miałam cesarki za każdym razem, a po cesarce nie wolno karmić
Także no… Nie tylko lekarze i położne potrafią zabić laktacje, wystarczą dobre rady najbliższych, już w trakcie ciąży…
PS. Dzisiaj śniła mi się, że karmię moją córeczkę piersią. Sen był tak realistyczny, że po przebudzeniu byłam zdziwiona, że nadal jestem w 8miesiący ciąży, a nie już po 😉
Witam,jestem dokładnym przykladem do powyższego wpisu..13 lat temu pierwsze dziecko..ciąża wzorcowa..poród w dniu terminu.mimo 7cm rozwarcia w chwili przyjecia do szpitala i tak podano mi oksytocyne..potem zaczął.sie koszmar laktacyjny prowadzący do butelki po 6 dniach i nocach walki..syn zaczynal sie odwadniac…mialam wyrzuty sumienia bo ciśnienie na naturalne karmienie mimo dużej zoltaczki bylo ogromne zamiast skupic sie na usunięciu przyczyny senności mojego syna aby zaczął jeść. Wiele zlych rzeczy mówi sie o angielskiej sluzbie zdrowia..gdy zaszlam w ciążę ogarnal mnie strach na sama myśl ze co miesiąc nie będę badana ginekologicznie jak w Polsce w poszukiwaniu patologii ktorek nie bylo..tylko dwa kontrolne usg..dwa badania krwi-tylko..spotkania z położną a nie z lekarzem..i tak 2 miesiące temu urodzilam synka naturalnie bez oxytocyny ..znieczulen..o badanie ginekologiczne w trakcie porodu poprosilam położną zeby wiedziec na jakim etapie porodu jestem..potem skóra do skóry z synem ktory juz kilka minut po porodzie wykazywal cechy mega ssaka..po przejściach sprzed lat powiedzialam sobie ze jak sie uda to bede karmila piersią jak nie to trudno..od razu po porodzie w środku nocy dostalismy z narzeczonym świeżo zrobione tosty na kolacje..kawę..herbatę a moj syn pierś..nikt mnie nie naciskał..nie wywieral psychicznej presji..nie dostawial mojego dziecka do cyca..dano mi święty spokój ..w sali gdzie każda z nas mogla zaciągnąć zasłonę moglismy w poczuciu względnej intymności
byc ze swoim synkiem..każda osoba ktora sie pojawiła zapewniala o gotowości udzielenia pomocy ale nikt mi na siłę nie pomagal..dano nam czas..tylko dla nas..kolejna rzecz to taka ze po 10godzinach wyszliśmy do domu co również wywoluje oburzenie w Polsce-ze jak to?ze za szybko..ze cos sie stanie dziecku..ze zoltaczka etc etc.i znowu szukanie patologii…owszem moglam zostac tam do dnia następnego tylko po co?żeby nazbierac więcej bakterii szpitalnych?.następnego dnia po porodzie wizyta położnej..i tak 6 wizyt co drugi albo 3 dzień..owszem syn mial zoltaczke ale byla pod kontrolą położnych-pobrano mu krew do badania w domu a wieczorem mialam telefon z laboratorium z wynikiem..pobieranie krwi dziecku wz piety w domu..ważenie..ocena mojego stanu i dziecka w domu..nie musialam szwendac sie po przychodniach..może dlatego ze nam nikt nie przeszkadzal z powodzeniem karmię syna piersią..nigdy nie zapomnę tego koszmaru sprzed 13 lat…tarmoszenia za brodawki..zatykania noska mojemu synowi zeby otworzyl usta zamiast pomoc mu naświetlaniami w walce z zoltaczka..podpisuję sie obiema rękami pod Twoim wpisem
Jestem przykładem jak wmawiano mi, że nie mam pokarmu, jak chciano dla „dobra” mojego dziecka podać mm. A ja w głowie pełnej chaosu miałam jedna myśl – każde zwierzę potrafi wyjkarmic swoje małe, to ja też mogę. I to mnie min uratowało. Dziś córcia wisi na cycu 5,5 mc i końca nie widać. 🙂
Piękny tekst. Smutne, że taka pomoc dostają kobiety. Zgadzam się, że w udanej laktacji pomagają bliscy. Z drugim dzieckiem miałam problem z przystawianiem bo synek źle chwytał brodawke. Karmiłam co 1-2h, a samo przystawianie trwało 30minut. Gdyby nie pomoc mojej mamy i męża, którzy zajmowali się starszą córką i oraz wspaniała pomoc pani z kraamzorg (holenderska obowiązkowa pomoc matce po porodzie, od dnia porodu przez 7-10dni), która po kilkanaście razy przy każdym karmieniu pomagała mi otwierać usta synkowi, żeby nauczył się sam chwytać, to skończyło by się na butelce. Bo łatwiej, bez bólu, bez krwii. Pani Laura przeprowadziła mnie także przez cały cykl laktacji: rozkrecanie, nawał, normowanie. Może napiszesz kiedyś artykuł o tej niderlandzkiej profesji. Ps. Karmiłam 14mcy synka, 9mcy córkę.
Tak bardzo chciałam karmić piersią, że się nie poddawałam mimo że moje dziecko miało problem z uchwyceniem brodawki to próbowaliśmy, mimo że wisiało na cycku non stop, bo przysypiało i mimo że zamiast wsparcia to słyszałam tylko on jest głodny daj mu sztucznego !!!
Po długim i ciężkim porodzie pojawiły się komplikacje. Małego zabrano mi z brzucha – nasz kontakt skóra do skóry trwał ok. 30 minut. Potem nie mogłam go karmić od razu ze względu na podaną narkozę. Malutki spał i spał a ja oszolomiona i oboloła nie wiedziałam czy tak być powinno. Wieczorny obchód położnych – tłumaczę im sytuację. Jedna mówi: ok, dziecko może spać nawet 12 h po porodzie, proszę się nie martwić. Druga przychodzi i każe przystawiac już teraz na spiocha małego do piersi. Nie dalo to nic. Spał i spał. Po dwóch godzinach obudził się i sprobowalismy się nakarmić. Były to trudne chwile, pomagała mi koleżanka z łóżka obok… Panie położne miały dla mnie tylko rady typu: źle go trzymasz i za długo karmisz.. A ja jakimś cudem kierowałam się swoją intuicją… Karmimy się dopiero i aż 4 tygodnie. Łatwo nie jest i mam chwile zwątpienia ale chce
Szkoda, ze na taka swiadomą i madrą połozną mozna trafic bardzo rzadko. Ja w szpitalu przezylam prawdziwy koszmar. Porod przy poporodowej opiece to byl pikus. Pomijam fakt, ze z kazdym skurczem czulam rozpierajacy bol od wbitego w reke wenflonu, ktory w ostatniej fazie porodu uswiadomil mi po cholere tam tkwi. Podano mi oksytocyne mimo, ze porod przebiegal prawidlowo jednak powod byl taki, ze konczyla sie zmiana i trzeba bylo zakonczyc porod i tak po 7h z prawidlowo rozwijajacymi sie skurczami corka byla na swiecie. Po porodzie nie bylo mowy o kontakcie skora do skory, na sali polozne wrecz wydzieraly sie na dziewczyny, ze beznadziejnie karmia dzieci, ze nie potrafia i oceniaja to w skali ponizej 0. Tak, kobiety z bolacym kroczem, poranionymi sutkami i oslabiona hormonami psychika byly skazane tylko na siebie ( oddzial zamkniety dla rodziny z powodu remontu). Zdarzaly sie tez takie, ktore twierdzily, ze jak dziecko nie je to nie ma sensu karmic bo brakuje pokarmu. Ludzie jak ja sie tam naplakalam, po tygodniu wyszlysmy i w domu bylo cudownie, karmilam prawie rok, zdazaly sie slabsze dni, ale nie uwierze, ze zdrowa kobieta nie ma pokarmu. Sa tylko malo zdeterminowane lub zrazone na starcie w szpitalu ( za co nie ponosza winy).
Czytam komentarze i wlosy na glowie mi sie jeza… „zabieranie” noworodka na badanie? !
Moi synowie urodzili sie w UK i nikt by sie smial nawet czegos takiego zaproponowac! Dziecko jest z matka od samych narodzin i nie ma mowy o separacji.
Ja rowniez mialam cc i po kilku minutach (czekanie na odplyw krwi z pepowiny, wytarcie itp) moj syn zostal polozony na mojej klatce piersiowej zebysmy od razu mogli miec kontakt skora do skory i on sam znalazl moj sutek i zaczal ssac. To bylo przepiekne i zminimalizowalo negatywne efekty cc. Dziecko jest z matka i na badania tez idzie z matka! I kazdy zanim dotknie dziecko, tlumaczy, co bedzie robic i czego mozna sie spodziewac.
Rutynowe podejscie, wydumane ego i niewystarczajace szkolenie wydaja sie najwieksza przyczyna tego zacofania w polskich szpitalach.
Hafijo, publikuj i pojawiaj sie w mediach. DZiekuje, ze jestes!!
A tak a propos naczelnych, to tak w wolnej chwili polecam cudny artykull, ktory podeslala mi moja doula przed planowanym porodem domowym:
https://www.cartoonkate.co.uk/how-monkey-mama-does-it/
Podzielę się tylko króciutką historią. Kiedy byłam młodziutką, dojrzewającą, dziewczyną miałam obawy czy mając fizjologicznie małe piersi, tzn. nie okrągłe i pełne, będę mogła karmić dziecko. I wiecie co się okazało, karmiłam każde z naszej trójki. Wsparcia nie miałam. Personel szpitalny nastawiony był na nocne „dopomaganie” butelką, podejrzliwość w moje naturalne uzdolnienia, ale ja byłam przekonana o tym, czego chcę i przede wszystkim czytałam wszystkie sygnały jakie przekazywało mi dziecko. Miałam też szczęście (bo sama szukałam takich środowisk czy lektur) przy drugim dziecku spotkać doświadczoną położną ze szkoły rodzenia, która wierzyła w działanie instynktownych sił. To dało mi siłę, ale też odprężenie. Bo przy pierwszym dwuletnie karmienie było cudowną praktyką, ale też połączoną ze zmęczeniem, wątpliwościami kiedy przestać karmić… Kolejne dzieci karmiłam krócej. Otoczenie składające się z kobiet, które nie karmiły naturalnie, nie sprzyjało, każdy doradzał, ale po cichu czułam, że one same czują się osaczone. Jednak nie żyłam już ani w presji, że muszę karmić, ani że się nie uda, ani że ciągle będzie za mało mleka. Uczyłam się od dzieci, współpracowaliśmy dla naszych potrzeb, na tyle ile to było możliwe. Z dzisiejszej perspektywy wiem, że nic nie zastąpi nam osobistej relacji z dzieckiem. Ale popsuć ją może poczucie winy, fałszywe oskarżanie się i przeświadczenie, że się nie dało czegoś dziecku wystarczająco. Kompletnie bez sensu.
Podpisuję się pod tym artykułem rękami i nogami. Niedawno urodziłam pierwszego syna, oczywiście przeczytałam milion książek o ciąży, porodzie, karmieniu piersią, pielęgnacji noworodka itd., poszłam do Szkoły Rodzenia. Zrobiłam wsZystko żeby być świadomą mamą a nie pacjentka. O ile poród, kontakt skóra do skóry x kangurowanie i pierwsze karmienie przebiegły bez zarzutu to już w drugiej dobie zaczęły się problemy. Mały wisiał na piersi praktycznie całą noc, a przy każdym odlozeniu płakał w niebo głosy budząc wszystkie inne noworodki na oddziale. O 3 rano zastanawiałam się czy jak już mi.się go udało odłożyć na 10min to mam iść do toalety, zjeść, napić się czy położyć (dylemat matki). I wtedy przyszły „z pomocą” położne. Jak tylko Mały zaczynał krzyczeć którąś stawała w drzwiach mówiąc: „się nie najada, trzeba dokarmic, chociaż trochę”, „słaby pokarm”, „sama woda a nie mleko”, „bez mieszanki się nie obejdzie”. A kiedy mówiłam, że nie, że chcę karmić piersią, że mleko mi cieknie po pas za przeproszeniem, że to niemozliwe to słyszałam jaka to ze mnie wyrodna matka, że glodze dziecko…no i co ma zrobić 25-letnia dziewczyna, będąca pierwszy raz w takiej sytacji? Zgodzilam się raz, zabrały Malego, nakarmily, twierdzily, że tylko ciumknal trzy razy, ale trwało to dobre pół godziny. Ja te pół godziny płakałam, wyrzucalam sobie, że jestem zła matka, nie nadaję się. Już nigdy więcej mi dałam Małego dokarmiac, wojowalam z tymi położonymi każdej nocy. I wiecie co? Mój syn ma 9 dni, ciągnie z piersi jak szalony,.je na żądanie i najada się jak bak. Pokarmu mam tyle, że.muszę ściągać, a to co ściagne jest zolciutko, tlusciutkie, a nie wodzianka. Dziewczyny!!! Nie dajmy się zwariować, wejść sobie na głowę, najłatwiej tym położonym zdać butelkę, bo.wtedy jest spokój na.oddziale. Walczcie, a ja ze swojej strony trzymam.kciuki żeby Wam.się udało 🙂
Niestety i nam popsuło laktacje. Poczynając od szpitala gdzie wmówiono mi nakładki, nie było kangurowania, przystawianie to wciśnięcie piersi do buzi dziecka na siłę kończąc na mojej przegranej walce by nie podawać butelki. Po powrocie do domu lepiej nie było. Spadek wagi nastraszenie szpitalem i kroplowką przez pediatrę (patronażowej wizyty pediatry nie było, tylko jedna położnej). Teraz walczymy o laktację. Wizyta CDL , laktator, ppmkc rodziny, coraz większe potrzeby dziecka a mleka w piersi nie wystarczająco. Nie wiem czy walkę wygramy, ale chcę wiedzieć że dałam z siebie wszystko dla dziecka
Dziękuję za ten artykul.
Za miesiąc sama będę rodzić. Mam wizję porodu naturalnego, bez welflonow, kleszczy, instruowania jak mam przeć czy kiedy mam przystawiać dziecko. Wiem, ze wszystko moze sie potoczyc inaczej. Ale tez wiem, ze to czego oczekuję jest właściwe. I mam nadzieję, ze dzieki swojej wiedzy, temu czego mogę dowiedzieć sie od takich osob jak ty, ten porod bedzie dla mnie, mojego meza i naszego dziecka czyms wyjatkowym.
Muszę skomentować pod tym artykułem… Byłam młodą, niedoświadczoną mamą, nastawioną jak najbardziej na karmienie piersią mimo że mało kto mógł mi udzielić w tej kwestii realnego poparcia- mama i teściowa karmiły w czasach gdzie lekarz po najwyżej 3 mcach karmienia z zegarkiem w ręce zalecał przejście na mleko w proszku, w obu rodzinach był to pierwszy dzidziuś w tym pokoleniu. Po porodzie, pośpieszanym bez celu- bo szedł ekspresowo- dziecko zawinięte, podane mi na sali. Mimo wszystko- przystawiłam, mały przyssał się jak odkurzacz, i jadł… ja najpierw ze łzami szczęścia, potem ze łzami bólu, bo nikt nie powiedział że na początku boli nawet jak przystawia się prawidłowo. Dziecko pierwszą, drugą dobę spadało na wadze- zalecenie dokarmiania, bo spada. Przekazane mi ot tak, mimochodem przez którąś z położnych. Lekko spanikowana poprosiłam o konsultację pediatry, a ten po przyjściu zbadał, zajrzał w kartę i zapytał o co chodzi- przecież jest wszystko ok, owszem, spada ale to fizjologia, wszystko w normie. Zapytałam skąd w takim razie zalecenia dokarmiania- „a to nie wiem, ale NA PEWNO nie bez powodu”. Chociaż podany mi powód sam wykluczył… przypadkiem od obcej osoby usłyszałam wtedy uwagę że po prostu szpital stawia sobie za punkt honoru możliwie szybko podtuczyć dzieci przed wypisem i mieć je z głowy, żeby nie było powodu do dłuższego leżenia przypadkiem, bo to masówka i tam jeden poród za drugim. Przyszła pani z mlekiem- w butelce, a jakże, na moje stwierdzenie że dziękuję, ale nie ma potrzeby strzeliła mi wykład na temat tego że próbuję być mądrzejsza od specjalistów, skończony stwierdzeniem „pani jest niepoważna, KARMI PANI PIERSIĄ NA WŁASNĄ ODPOWIEDZIALNOŚĆ”. Zapamiętam to na długo… Owszem, w ogóle mam dziecko „na własną odpowiedzialność” i chociaż nie uważam mm za truciznę, było dla mnie oczywistym idiotyzmem podawanie go dziecku które pięknie ssie, w momencie kiedy sama mam ładną laktację właściwie od porodu. Nie podałam butelki, dziecko rosło jak pączek (prawie 1,5 kg na plusie w pierwszym miesiącu), i ogólnie karmienie szło nam fajnie i przyjemnie. Tyle że wiedziałam czego chcę, i przyszło mi do głowy skonsultować się z pediatrą bez wyjaśniania o co właściwie mi chodziło- bez jego stwierdzenia że jest ok pewnie nie byłabym taka pewna siebie. Nie była to też pierwsza sytuacja w której musiałam „stawiać się”, chociaż zawsze grzecznie, personelowi medycznemu. Ile takich mam, „wspieranych” na dodatek ciętymi uwagami mamy albo teściowej, albo i męża, spanikowanych, zestresowanych, przemęczonych, z obniżonym nastrojem i burzą hormonalną, z pierwszym w życiu noworodkiem u piersi, w ogóle myśli o tym że może oni nie znają się, mylą się i jak czujemy że chcemy i możemy to warto próbować? Sugerowanie że matka może skrzywidzić zdrowe dziecko prawidłowym karmieniem piersią- było ciosem poniżej pasa. Zwłąszcza kiedy mówią to osoby którym powinnyśmy ufać w jednym z najtrudniejszych momentów.
W tym samy szpitali widziałam stale zalecany smoczek i silikonowe nakładki jako remedium na płacz dziecka i ból u mamy, bez najmniejszej uwagi że to ostateczność, i widok którego nie zapomnę- siarę wylewaną do zlewu, bo pani miała nawał, dziecko problemy ze ssaniem, dziecko położne dokarmiały strzykawką (butli również nie ciągnęło)- tyle że mlekiem modyfikowanym, a mama w sali obok odciągała własny pokarm i wylewała do zlewu. Inna płakała że nie ma mleka tylko żółtą wodę, na moje próby tłumaczenia rzuciła że chyba wiedzą lepiej i położna sama mówiła że właściwe mleko pojawi się później… Momentami patrzono na mnie jak na nawiedzoną wariatkę, po co ja w ogóle udzielam się i komentuję, sama jestem smarkata i bez doświadczenia :/
Dla odmiany- kolejny szpital do rodzenia wybierałam bardziej z rozmysłem, nie chcąc psuć sobie tych pierwszych dni, to jakie było tam wsparcie (nie terror-wsparcie) laktacyjne i ogólnie wsparcie psychiczne pacjentek po porodzie powinno być wzorem wszędzie.
Cieszę się, że znalazłam tak interesujący artykuł 🙂 Na pewno będę tu częściej wracała.
Świetnie napisane.Prawda niestety smutna prawda.
Dobry artykuł, który na pewno przyda się przyszłym mamą i tym mamom, które są na początku „drogi mlecznej”.
Ja w szpitalu sama dalam sie wciagnac w mm. Jak pierwszy raz dokarmili Mala to plakalam na caly oddzial (niski cukier – ja mialam cukrzyce w ciazy). Pozniej spadla z wagi, a ja tak sie wystraszylam powtorki z poprzedniej nocy, ze zaczelam kpi i dawac jej mm tylko po to, zeby wyjsc ze szpitala. Po wyjsciu ruszylysmy z kp. Bylo cholernie ciezko. Przezywalam kryzys za kryzysem. Plakalam, bo dziecko sie „nie najada”. Maz stal nade mna i bylgotowy dac mm w kazdej chwili. Nie poddalam sie. Karmimy sie niedlugo, bo dopiero 2,5 miesiaca, ale jestem dumna jak paw. A teraz… Przy okazji szczepienia zwrocilam uwage na brzydkie kupy u dziecka. Oczywiscie skaza, odroczenie szczepienia i przekonywanie do mm „bo czasem mleko matki szkodzi”. I recepta. Przy drugiej wizycie pytanie czy mleko kupione, a jak zaczelam mowic o diecie to dostalam wyklad, ze zrobie jak uwazam, ale „gdyby to bylo moje dziecko…”. Tym razem nie plakalam. Wiem swoje. Karmimy sie dalej
Sylwio popłakałam się przy czytaniu twojego komentarza-to wypisz wymaluj moja historia sprzed kilkunastu miesięcy,mąż też nade mną stał gotowy do podania butelki z mm ale my się z synkiem tak oboje zawzięliśmy,że karmię już 20-ty miesiąc i jest to najpiękniejsze co mogę dać swojemu dziecku,Tobie również życzę takiej dumy jaką ja mam że na przekór wszystkim „lepiej” wiedzącym mój malutki,mądry synek wybrał cyca:)
Ja mam troszkę inne doświadczenie. Synek ma miesiąc, od początku w szpitalu wszystko szło świetnie, instynktownie, sama byłam zdziwiona że karmienie jest takie proste. Natomiast kiedy już jesteśmy w domu czuję, że zaczynają się schody. Najpierw położna, która stwierdza że synek przybrał za dużo i proponuje smoczka zamiast cyca, a w tym tygodniu lekarz, który na wysoki (ale spadający!) poziom bilirubiny wymyślił tygodniową odstawkę cyca i przejście na mm. U mnie to dopiero początek, ale już teraz widzę, że karmiąc piersią trzeba być asertywnym optymistą z dużą dozą zdrowego rozsądku
Mój synek też miał wysoką bilirubinę jeszcze do 7-8 tygodnia, od początku na kp i nie dokarmiałam niczym, a poziom bilirubiny powoli spadał. Dzis ma 7 miesięcy i dalej kp 🙂
Często bywam i mam kontakt z murami szpitalnymi i im podobnym. Wiedza i ” pozycja/stanowisko” personelu sprawia, iż nie podchodzą ( pracownicy służby zdrowia) do pacjenta jak do osoby, a jednego z przypadków opisanych w podręczniku. Pacjenta boli i wie gdzie bo czuje. To mało ważne. Tam przecież nigdy nikogo nie boli… Relanium dożylnie siostro. 300mg. Po co ma nam zawracać głowę. Czasem trzeba dokładnie wsłuchać się w to co pacjent chce powiedzieć, przekazać.
Dokladnie. Niestety
Matka natura wie co robi…
Oh jakie to prawdziwe. Powiedz, czy niewłaściwe pierwsze dostawienie po porodzie i ograniczenie dostawiania w pierwszych dniach/tygodniach może się równać całej nieudanej, przedwcześnie zakończonej (z powodu słabego przybierania na wadze) drodze mlecznej? Mimo że później wszystko było korygowane, te pierwsze chwile mogły mieć aż tak wielkie znaczenie jak u tej gorylicy? Czemu mimo, jak mi się zdawało, sporej wiedzy kp się nie udalo?
Może się udać. Ja mam wcześniaka, ktory leżał w inkubatorze, dostał mm bo mi kazali odciągać i nie szło. Potem problemy z dostawieniem i przybieraniem w domu. Odwodnienie, powrót do szpitala, gdzie kazali odciągać i dokarmiać mm. Przy wypisie kazali „nie bać sie dokarmiać” ale do tego czasu zdążyłam z powrotem uwierzyć w siebie. Dziecko na samej piersi ruszyło z wagą i… karmię już 20 miesiąc.
Doskonale rozumiem gorylicę. Zachowałam się identycznie, jak ona…
A Pani jak zawsze w punkt! Lepiej bym tego nie ujęła. Ja jestem zdania, że trzeba iść za naturą najbardziej jak się da. Na szczęście nie jestem z tych matek co biegają co chwile do lekarza ale mam taki w swoim otoczeniu. Im więcej leków i suplementów podają dziecku, tym gorszą ma ono odporność. Ja do lekarza chodzą sporadycznie, jak widzę, że coś jest mojej Lence to pierwsze co piszę do jakiegoś specjalisty z tego portalu ……….. po radę. Bo jak się pójdzie do lekarza to od razu dostaje się silne leki. Bezsens.
Ja karmilam w szpitalu corke przez 7 dni sama piersia,przybierala na wadze prawidlowo w tym czasie.Na 8 kiedy bylysmy juz w domu przyszla polozna na patronaz i zaczela mi wmawiac,ze zle dostawiam dziecko do piersi,ze mam to robic tak,a nie inaczej…i koniec koncow bylo pootem juz odciaganie mleka i karmienie dziecka z butli,a po 2 miesiacach juz butla z mm….
28.02.2017 rodziłam Córkę przez cc . O cesarce wiedziałam od 5 tygodni , bo uparta po Mamusi postanowiła odwrócić się tyłkiem do świata i ani myślała o zmianie pozycji na główkową . Co ja się nasłuchałam o problemach z karmieniem po cc , ze sie nie da , ze nie będę miała pokarmu , żeby butelki kupować itd….
Bardzo chciałam rodzić naturalnie , że się nie udało postanowiłam że karmienia nie odpuszczę choćbym miała osiwieć .
Z pomocą przyszła Koleżanka która też miała cc w szpitalu w którym chciałam rodzic , powiedziała o planie porodu , poleciła artykuły o karmieniu po cc ( między innymi z Twojej strony ) no i powiedziała że Ona od razu powiedziała Położnym że nie wyraża zgody na sztuczne dokarmianie Dziecka ( nie wiedziałam że można )
Kilka słów o szpitalu rodziłam w SIMiN w Chorzowie , chociaż sale 3-4 osobowe ze wspólna łazienką na 2 sale , nowe łóżka co prawda , ale oddział bez szału , to opieka rekompensuje wszystko .
Zaraz po cc Córkę dostał Mąż do kangurowania , jak tylko mnie wieźli na salę , Agatka zaraz była przy mnie a raczej na mnie , golutka w pieluszce i miałyśmy 2h na kontakt skóra do skóry , Pani Położne położyły mi ją na piersi i kazały poczekać aż Młoda sama się dossie , zajęło jej to kilka minut , powiedziały żeby potem próbować ją przystawiać na zmianę , tak żeby laktacja ruszyła .
Nie każdy tak ma ale Ja czułam się dobrze po cc więc Agata była ze mną od początku od dnia cc na sali , była brana tylko na badania , ok 22 Położne wzięły ją na Noworodki żebym się chwile przespała , zaznaczyłam że nie wyrażam zgody na sztuczne dokarmianie i o dziwo Panie się ucieszyły i obiecały mi ją przywozić za każdym razem jak będzie płakać .
Skończyło się na tym że zaraz do mnie wróciła , wzięli ją ponownie o 1 nad ranem żeby wreszcie trochę odpoczęła .
O 6 rano następnego dnia dostałam Córkę z powrotem i do wyjścia ze szpitala była tylko ze mną ( oczywiście była brana na badania ) .
Pierwsze dwa dni polegały głównie na przystawianiu do piersi , Położne przyszły i pokazały jak moge to robić , bardzo stresowałam się tym czy mam pokarm czy nie . Podzieliłam się obiekcjami z personelem , czy nie zagłodzę własnego Dziecka , wtedy usłyszałam ze Dziecko na początku nie potrzebuje rzeki mleka , że na pewno z głodu nie umrze i mam cały czas próbować . Jedna z Pań Położnych widząc że bardzo mnie to stresuje zapytała czy może dotknąć piersi i sprawdzić czy mam już pokarm , zgodziłam się i faktycznie coś pociekło , od tego momentu byłam spokojna . Wiem że to nie jest uważane za dobrą praktykę ale Ja była wdzięczna .
Ogólnie opieka w szpitalu jak dla mnie na 5 z plusem , Panie nie tylko słuchały i szanowały co do nich mowie , ale pomagały jak mogły żeby nam się udało .
Po cc wyszłyśmy do domy po 2 dniach , co też uważam za ogromny plus , bo nie widzę potrzeby żeby siedzieć w szpitalu jak nie ma wskazań medycznych .
Położna ze szpitala była u nas już drugiego dnia i znowu zerkała jak nam idzie i pokazał kolejne pozycje do karmienia .
Córka ma skończone 6 tygodni , karmimy się wyłącznie piersią , przytyła już 1,5kg od najniższej wagi i zaczynam sie zastanawiać czy śmietany 36% nie mam w piersiach 🙂
Na początku sutki bolały jak jasna cholera , wstawanie co 1-1,5h , lub ciągłe dostawanie było upierdliwe , ale z każdym dniem jest i było coraz lepiej, a widok mojej Córki która dostawiona do piersi nagle ma błogi wyraz na twarzy rekompensuje wszytko , nie mówiąc już o aspektach zdrowotnych i wygodzie z kp .
Przepraszam za długi wpis , ale chciałam żeby Każda przyszła Mama która boi się cc , czy tego że po cc nie da sie kp , wiedziała że odpowiednie nastawienie , upór i dobry szpital który można wybrać przed porodem działają cuda , a może to nie cud tylko natura po prostu . 🙂
Piękna historia! Ja też urodziłam Agatke. Karmimy się już 3 miesiące. Niestety opieka w szpitalu podczas porodu i po była straszna… Każda położna mówiła co innego na temat KP, na siłę przystawialy dziecko, uciskaly piersi, oczywiście dokarmianie dziecka mm gdy brali do kąpieli czy innych zabiegów, nikt nawet nie pytał o zgode… A ja po porodzie nie byłam w stanie zaprotestować. Gdyby nie położna że szkoły rodzenia też pewnie skończyłoby się na mm. Jestem jej wdzięczna z całego serca. „zrelaksuj się, karm, karm, karm, jesteś wspaniała mamą, świetnie sobie radzisz” takiego wsparcia potrzebują mamy, a nie gadania że jakaś histeryczka znalazła się na porodówce.. Pozdrawiam
Mnie tacy „doradcy” zrujnowali laktację i w ogóle więź z dzieckiem aż to tego stopnia, że przez pierwsze 3 miesiące bałam się chwili kiedy córka się obudzi a gdy słyszałam płacz i wiedziałam, że jest głodna szłam do niej jak na ścięcie. Karmienie było dla mnie męką. Do tego ciągły spadek wagi w pierwszych tygodniach życia, strasznie przez położną… A czułam, że wtedy wystarczyłoby powiedzenie mi, żeby wyluzować i próbować dalej, że nie jestem złą mamą bo nie umiem wykarmić córki. Zapewnienie, że będzie dobrze zamiast ciągłej krytyki. Niestety zraziłam się tak mocno, że na chwilę obecną nie wyobrażam sobie karmić piersią ewentualnego kolejnego dziecka.
Rozumiem Cię doskonale. U nas też było ciężko. Doradcy niby byli ale pomocy brak, dwa posty na hafji niestety zignorowane wtedy, kiedy najbardziej potrzebowałam wsparcia… 🙁 Każda podana butelka mm opłakana rzewnymi łzami, ale mimo to ciągle głównie kp. I około pół roku stał się cud – zamiast jednej dziennie butli mm jest jedna na tydzień, dwa tygodnie, a to tylko dlatego że mam problem ze zrobieniem zapasów. Z drugim dzieckiem będę mądrzejsza i przede wszystkim dopilnuję nawet po CC żeby maluch dostał siarę a nie butlę na początek.
Tak się czasem zastanawiam gdybym się nie pokłóciła z personelem tuż po porodzie i miała bym opiekę jak kobieta co obok mnie lezala (podane mm bo dziecko płacze) bo by się mną interesowały czy wtedy karmiła bym tak długo już ponad 2lata hmm zastanawiające chociaż nie mi też wciskamy mm tylko się postawiłam że mam przecież mleko i dokarmiać mogę tylko swoim …
Nie ma reguły, oba moje bobasy dokarmiane mm przez tydzień po porodzie, a potem długa, udana laktacja ?
Ale, tak jak piszecie, najważniejsza jest chęć karmienia piersią, a z tym różnie bywa… Widzę po moich koleżankach, które wybrały mm… powody były różne, zwykle takie w stylu „chcę wolności, chcę się napić wina/piwa, obrzydza mnie moje dziecko przy cycu (sic!)”
I co zrobić, jak ktoś nie chce? 🙁
super artykul! nie zgadzam sie tylko z ostatnim akapitem- uwazam, ze mozesz temu zaradzic i caly czas to robisz, prowadzac bloga i zwiekszajac swiadomosc przyszlych matek. jestem doskonalym przykladem tego, ze zwiekszona swiadomosc przynosi wymierne efekty. Miesiac temu urodzilam corke, do szpitala poszlam uzbrojona w teorie, jak powinien wygladac poczatek karmienia – 2h kontaktu, zero butelek, zadnego itd. i jestem ci za to wdzieczna, poniewaz gdyby nie moja swiadomosc, na 100% skonczylabym dokarmiajac- juz w pierwszej dobie polozna proponowala butelke (zeby sie „rozsmakowala” w mleczku i teoretycznie to mialo pomoc rozkrecic laktacje-wtf), poniewaz mala byla senna i nie zainteresowana ssaniem – ale ja wiedzialam ze trzeba jej dac czas i oczywiscie mialam racje. A nad moim lozkiem wisial plakat medeli z pozycjami kp – o ironio. Ale ha wiedzialam, ze musze sama zadbac o swoja laktacje, wszedzie chodzilam za dzieckiem, nie dalam jej sobie zabrac „zebym odpoczela”, nie dalam dokarmic i nie dalam wprdzic sie w poczucie winy zecos zle robie bo dziecko nie jadlo w pierwszej dobie rowno co 3h i udalo sie byc wylacznie na piersi. W szpitalu bylam tydzien (z zoltaczka) i zaliczylam 6 wspollokatorek w pokoju i wszystkie dokarmialy butelka – tylko ja jedna karmilam wylacznie piersia. A wszystkie deklarowaly, ze chca kp- a dokarmialy bez wskazan medycznych!!!, czesto od pierwszej doby (czyli nawet przed drugim wazenien!) , duze, zdrowe dzieci – bo „placze wiec sie nie najada”, „chyba nie mam mleka bo on caly czas placze” itd. I zamiast wsparcia i wiedzy otrzymywaly butelke. (swoja droga te dzieci naprawde plakaly w normie wg mnie). Nagle dzieci stawaly sie jakos mniej zainteresowane piersia, niektore w ogole nie chcialy potem ssac piersi – to bylo naprawde smutne. Mysle, ze gdyby mialy wystarczajaca wiedze to bylyby byc moze asertywne i mialby wieksza szanse nie zaburzyc sobie laktacji. Zgadzam sie z Toba, ze straszne jest to, ze kobieta musi walczyc z tym systemem, ktory teoretycznie powinien jej pomagac- ja od poczatku bylam nastawiona bardzo asertywnie i swiadomie i niestety to sie przydalo od samego poczatku do konca pobytu w szpitalu. A szpital caly obwieszony plakatami o kp, pozycjach itd. ..
W kazdym razie chcialabym ci podziekowac za to, ze zwiekszasz swiadomosc takich osob jak ja – dzieki tobie moj poczatek macierzynstwa byl na tyle naturalny na ile to bylo mozliwe i karmie od miesiaca wylacznie piersia z wielka radoscia i mam nadzieje ze bede karmic jeszcze wiele miesiecy.
Oj zgadzam się. Wtrącanie się, gadanie że to matki wina że dziecko będzie na mm a potem wciskanie tego mm, bo was nie wypuszczą do domu. Jestem po drugim porodzie. W dwóch różnych szpitalach w dwóch różnych miastach. W jednym zeszmacenie matki, w drugim pozostawienie jej samej sobie (oczywiście można prosic o pomoc, ale nikt nie wprowadzał nerwowej atmosfery). Pierwsze dziecko dokarmiane mm, bo mimo próśb pomocy pomoc się nie zjawiła. I tylko gadanie: nie wyjdziecie nie wyjdziecie. Drugie , mimo sporego spadku wagi, bez mm. A wystarczyło iść za instynktem. W trzeciej dobie spadek masy prawie 10% (pomiar wieczorem) a na następny dzień było +30gramów. Tylko tym razem to ja się nie dałam i nie musiałam być przez 3tyg kpi.
Jakbym sama napisała ten tekst. Pozostaje wierzyć, że takich jaskiniowców, co wierzą w to, że ludzie (przynajmniej na samym początku) są podobni do małpek kierujących się instynktem i że to musi działać skoro istniejemy (co dla mnie dodatkowo jest dowodem na to, że Bóg nas dobrze zaplanował), będzie przybywało. To pisałam ja, która miałam na tyle szczęścia, że w karmieniu nikt mi nie przeszkadzał na początku, a i wspomagał później, oraz która po dwóch szpitalnych porodach z komplikacjami kolejną trójkę urodziłam bez najmniejszych problemów w domu, w tym dwoje z mężem w roli położnej.
Prawdziwe i bolesne słowa! To samo myślałam jak byłam w ciąży już. Jak wszyscy wokoło mówili jaki to straszny może być poród…a ja myslałam tylko jedno…skoro nasz gatunek przetrwał miliardy lat, bez specjalistycznych sprzętów, szmerów bajerów, butelek, mleka w proszku itp to ja dam radę urodzić swoje dziecko i je wykarmić! jak miliardy kobiet przede mną:) ….natura na prawdę jest genialna i czasem wystarczy jej nie przeszkadzać…urodziłam naturalnie, bez znieczulenia, bez wielkiego szumu i karmiłam syna piersią do 2 r. ….i nie powiem, że nie bolało czy było łatwo….ale było pięknie;)….najlepszą radą jaką można dać młodej matce to:kieruj się własną intuicją…jeśli czujesz, że dziecko chce jeść co godzinę to je tak karm….jesli czujesz, że w czasie porodu ci niewygodnie to zmień pozycję:)