Jednym z najczęstszych problemów, z jakim przychodzi zetknąć się moim karmiącym czytelniczkom to wścibstwo. Podejrzewam, że to nie tylko karmienie jest narażone na ów proceder. Dzisiaj o wścibstwie własnej rodziny. Często tej najbliższej.
Ze względu na rodzinne powiązania i układy ciężko młodej mamie przychodzi odpowiadanie na litanię porad i uwag. Bywa, że kobieta słyszy, iż od góry do dołu wszystko robi źle. Od przystawiania, po spanie, przez karmienie i pieluchowanie.
Do mnie czytelniczki piszą, kiedy najbliżsi kwestionują ich karmienie piersią.
Bardzo często własne odczucia i doświadczenia członków rodziny rzutują na to, jak postrzegana jest kobieta karmiąca wśród najbliższych. Im krócej bliska osoba karmiła, lub nie karmiła w ogóle, tym ciężej przekonać ją, że to, co robimy jest ok i ma sens. Obieranie innej drogi rodzicielskiej jest bowiem dla drugiej osoby zaprzeczeniem jej wyborów i działań na tym polu. Przenosimy, więc nasze doświadczenie na życie innych – niekiedy zupełnie niepotrzebnie. Sama staram się tego nie robić. Jednak żeby do tego dojść, trzeba albo przerobić swoje doświadczenia ze sobą, albo nauczyć się pokory. Niestety, to są bardzo rzadkie umiejętności. Stety-niestety my kobiety wybory innych ludzi najzwyczajniej w świecie bierzemy osobiście, a im bliższa jest nam ta osoba tym bardziej osobiście to odbieramy.
Kobiety – młode matki mają problem, ponieważ często słyszą od najbliższych słowa braku zrozumienia i podważanie ich decyzji o karmieniu. To nie ma znaczenia czy to za krótkie karmienie wg. obserwatorów, czy za długie, czy rozszerza dietę stara szkołą sprzed 30 lat, czy BLW.
Na takie maile odpowiadam praktycznie codziennie:
– Co ja mam powiedzieć mamie, jak ona mi chce dopajać glukozą dzieciaka!
– Moja babcia non stop mi truje, że głodzę dziecko
– Mój mąż nasłuchał się swojej mamy i chce dziecku wciskać marchewkę, a ono ma dopiero 4 miesiące
Kiedy odpisuję, w zależności od stopnia namolności osób postronnych, że najlepiej wywalić kawę na ławę o przestarzałej wiedzy, najnowszych zaleceniach widzę, że nie jest to argument, który na długo zmyka usta krytyce rodzinnej, ale chociaż na trochę. Opatrunek tymczasowy. Niestety, to powoduje, że za jakiś czas musimy wymyślać inny powód, szukać innych badań naukowych i taka jazda może trwać w najlepsze długie miesiące, a nawet znam takie sytuacje które ciągną się jak guma latami.
Kilka miesięcy temu bliska osoba mojej czytelniczki namolnie, za każdym telefonem, nagabywała ją na odstawienie półroczniaka od piersi. Słuchałam powodów, dla których miała to być rewelacyjna metoda nauczenia dziecka samodzielności i usta otwierały mi się z przerażenia. Dziewczyna była kłębkiem nerwów. Już na szczęście budowała w sobie sprzeciw i rosło w niej słowo „Dość!” I tylko małe pchnięcie mogło ją w stronę tego dość przeważyć.
Pozwoliłam sobie ją popchnąć.
Dzisiaj wiem, że powiedziała „Dość”. Nie wymyśliła już żadnego powodu, dla którego karmi dziecko piersią, nie wynalazła kolejnej naukowej regułki, nie podparła się WHO ani AAP.
Posłuchałam jej historii i zapytałam, tak jak to robię zawsze:
– Twoja siostra nie karmiła, prawda?
– Nie karmiła – potwierdziła mi. Nie było trudno się domyślić, po prostu opowiadała bzdury do kwadratu a miała dziecko.
– A powiedz, dla kogo ty żyjesz? – Spytałam, kiedy ona już chlipała z nerwów – Dla siebie, czy dla siostry? Ty masz swoje życie i nie czas teraz na smutki, bo to jest twoje nowe życie i ty jesteś jego kowalem. Chcesz je przebuczeć, bo boisz się siostrze powiedzieć, że jej uwagi są nie na miejscu?
– To, co ja mam jej powiedzieć? Ona wszystkie moje dowody naukowy olewa i mówi, że to dla kobiet w Afryce!
– Możesz wymyślać kolejne powody, i badania ale to się nie skończy – powiedziałam – Albo powiesz siostrze, że nie życzysz sobie takiego traktowania, ani komentowania Twoich wyborów, albo tak będzie już zawsze.
– Ale jak? – Zapytała
– Żeby być szczęśliwą matką, musisz mieć twardy tyłek. Albo będziesz wiecznie nieszczęśliwa i zakrzykiwana przez siostrę, albo powiesz raz, co myślisz i będziesz miała spokój.
Powiedziała.
Wzięła siostrę na kawę i powiedziała, że już nigdy więcej nie chce słuchać jej komentarzy na temat swojego karmienia piersią. Czy było trudno? Napisała mi, że cholernie! Bała się, ale jak tylko wyrzuciła z siebie to, co miała do powiedzenia, to wszystko opadło a stres zniknął.
Co mnie najbardziej boli, to fakt, że my młode matki czekamy zawsze do ostatniej chwili, do ostatniej minuty, aż będziemy już na samej krawędzi wytrzymałości naszych nerwów.
Mój apel: Nie czekajcie!
Lęk przed obrażeniem uczuć mamy, teściowej, siostry, brata kogokolwiek innego sprawia, że same kobiety tkwią w niekomfortowych sytuacjach, pochlipują w poduszkę, podczas gdy osoba przyprawiająca kobietę o te negatywne emocje (a już szczególnie na początku drogi macierzyńskiej) ma to po prosu w nosie, bo tylko tak gada, a w domu o tym zapomina. Ubolewam, że kobiet nie uczy się asertywności i nawet ułamka pewnego „wszystkowdupizmu”, jakimi w sferze rodzicielskiej dysponują mężczyźni. Ciężko mi zrozumieć, że tłumimy w sobie uczucie osaczenia i zaszczekania i pokornie się na to godzimy.
Najprostszą metodą jest po prostu postawienie się!
Wcale nie jest dobre wyzłośliwianie się lub przekorne mówienie o sobie „o taka jestem zła matka”. Obrona własnych przekonań, obrona drogi, jaką obieramy, obrona naszego stylu życia jest najlepsza wtedy, kiedy jest traktowana przede wszystkim poważnie przez nas same. Jeżeli my zachowamy powagę, to i nasze słowa będą brane poważnie. Jeżeli zaczniemy pyszczyć złośliwościami i pół żartem, to nigdy nie rozwiążemy sprawy wścibstwa.
Nikt nie przeżyje za nas tych miesięcy, tygodni i dni – nikt. Jeżeli jesteśmy pewne, że to, co robimy jest zgodne z naszą wiedzą i kompetencją, to nie pozwólmy sobie tej pewności podkopywać. Każda z nas ma inne doświadczenia i inne życie, inną sytuację materialną i rodzinną. To, co nasze mamy robiły nie jest koniecznie tym, co my powinnyśmy robić, ba zwykle to będziemy robić na opak. Nauka obrony własnego autorytetu, a przede wszystkim swojego życia jest dla nas matek kluczowa.
To nie ONI są dziwni, nienormalni i wścibscy – to są normalne zachowania człowieka służące obronie własnych wyborów. To my musimy wykazać się twardym tyłkiem, żelaznymi zasadami i nie pozwolić rujnować sobie życia negatywnymi uwagami na temat naszej drogi rodzicielskiej.
Postawienie granicy wtykania nosa boli, postawienie granicy wścibstwu jest trudne, ale odbywa się to tylko raz.
Jeden szybki dyskomfort versus dni, tygodnie, miesiące użerania się z mądrząca się, bliską „życzliwą” osobą. Poszukajcie w sobie siły i mocy, bo w końcu my matki jesteśmy jak lwice, więc stańmy w obronie nie tylko naszych dzieci, ale i nas samych! Bo te lwice na sawannie wiedzą, że żeby móc bronić i żywic swoje dzieci muszą przede wszystkim same utrzymać się przy życiu, a w przypadku nas lwic gatunku ludzkiego przy zdrowych zmysłach.
Zamiast szukać powodów i dowodów naukowych, mamy w ręku najpotężniejszą oręż jaką można sobie wyobrazić. Wolność i autonomię rodzicielską w stosunku do naszych dzieci.
Opinie na temat naszego karmienia wygłaszane przez niepowołane osoby są tylko szumem w tle. Nie pozwólcie żeby ten szum stał się jedyną rzeczą jaką będziecie słyszały.
Rozmowy, nieco zmienione opublikowane za zgodą czytelniczek
Komentarze