Lwice


Jednym z najczęstszych problemów, z jakim przychodzi zetknąć się moim karmiącym czytelniczkom to wścibstwo. Podejrzewam, że to nie tylko karmienie jest narażone na ów proceder. Dzisiaj o wścibstwie własnej rodziny. Często tej najbliższej.

 

Ze względu na rodzinne powiązania i układy ciężko młodej mamie przychodzi odpowiadanie na litanię porad i uwag. Bywa, że kobieta słyszy, iż od góry do dołu wszystko robi źle. Od przystawiania, po spanie, przez karmienie i pieluchowanie.

 

Do mnie czytelniczki piszą, kiedy najbliżsi kwestionują ich karmienie piersią.

 

Bardzo często własne odczucia i doświadczenia członków rodziny rzutują na to, jak postrzegana jest kobieta karmiąca wśród najbliższych. Im krócej bliska osoba karmiła, lub nie karmiła w ogóle, tym ciężej przekonać ją, że to, co robimy jest ok i  ma sens. Obieranie innej drogi rodzicielskiej jest bowiem dla drugiej osoby zaprzeczeniem jej wyborów i działań na tym polu. Przenosimy, więc nasze doświadczenie na życie innych – niekiedy zupełnie niepotrzebnie. Sama staram się tego nie robić. Jednak żeby do tego dojść, trzeba albo przerobić swoje doświadczenia ze sobą, albo nauczyć się pokory. Niestety, to są bardzo rzadkie umiejętności. Stety-niestety my kobiety wybory innych ludzi najzwyczajniej w świecie bierzemy osobiście, a  im bliższa jest nam ta osoba tym bardziej osobiście to odbieramy.

Kobiety – młode matki mają problem, ponieważ często słyszą od najbliższych słowa braku zrozumienia i podważanie ich decyzji o karmieniu. To nie ma znaczenia czy to za krótkie karmienie wg. obserwatorów, czy za długie, czy rozszerza dietę stara szkołą sprzed 30 lat, czy BLW.

 

Na takie maile odpowiadam praktycznie codziennie:

 

– Co ja mam powiedzieć mamie, jak ona mi chce dopajać glukozą dzieciaka!

– Moja babcia non stop mi truje, że głodzę dziecko

– Mój mąż nasłuchał się swojej mamy i chce dziecku wciskać marchewkę, a ono ma dopiero 4 miesiące

Kiedy odpisuję, w zależności od stopnia namolności osób postronnych, że najlepiej wywalić kawę na ławę o przestarzałej wiedzy, najnowszych zaleceniach widzę, że nie jest to argument, który na długo zmyka usta krytyce rodzinnej, ale chociaż na trochę. Opatrunek tymczasowy. Niestety, to powoduje, że za jakiś czas musimy wymyślać inny powód, szukać innych badań naukowych i taka jazda może trwać w najlepsze długie miesiące, a nawet znam takie sytuacje które ciągną się jak guma latami.

Kilka miesięcy temu bliska osoba mojej czytelniczki namolnie, za każdym telefonem, nagabywała ją na odstawienie półroczniaka od piersi. Słuchałam powodów, dla których miała to być rewelacyjna metoda nauczenia dziecka samodzielności i usta otwierały mi się z przerażenia. Dziewczyna była kłębkiem nerwów. Już na szczęście budowała w sobie sprzeciw i rosło w niej słowo „Dość!” I tylko małe pchnięcie mogło ją w stronę tego dość przeważyć.

 

Pozwoliłam sobie ją popchnąć.

 

Dzisiaj wiem, że powiedziała „Dość”. Nie wymyśliła już żadnego powodu, dla którego karmi dziecko piersią, nie wynalazła kolejnej naukowej regułki, nie podparła się WHO ani AAP.

Posłuchałam jej historii i zapytałam, tak jak to robię zawsze:

– Twoja siostra nie karmiła, prawda?

Nie karmiła – potwierdziła mi. Nie było trudno się domyślić, po prostu opowiadała bzdury do kwadratu a miała dziecko.

A powiedz, dla kogo ty żyjesz? – Spytałam, kiedy ona już chlipała z nerwów – Dla siebie, czy dla siostry? Ty masz swoje życie i nie czas teraz na smutki, bo to jest twoje nowe życie i ty jesteś jego kowalem. Chcesz je przebuczeć, bo boisz się siostrze powiedzieć, że jej uwagi są nie na miejscu?

To, co ja mam jej powiedzieć? Ona wszystkie moje dowody naukowy olewa i mówi, że to dla kobiet w Afryce!

Możesz wymyślać kolejne powody, i badania ale to się nie skończy – powiedziałam – Albo powiesz siostrze, że nie życzysz sobie takiego traktowania, ani komentowania Twoich wyborów, albo tak będzie już zawsze.

– Ale jak? – Zapytała

– Żeby być szczęśliwą matką, musisz mieć twardy tyłek. Albo będziesz wiecznie nieszczęśliwa i zakrzykiwana przez siostrę, albo powiesz raz, co myślisz i będziesz miała spokój.

 

Powiedziała.

 

Wzięła siostrę na kawę i powiedziała, że już nigdy więcej nie chce słuchać jej komentarzy na temat swojego karmienia piersią. Czy było trudno? Napisała mi, że cholernie! Bała się, ale jak tylko wyrzuciła z siebie to, co miała do powiedzenia, to wszystko opadło a stres zniknął.

Co mnie najbardziej boli, to fakt, że my młode matki czekamy zawsze do ostatniej chwili, do ostatniej minuty, aż będziemy już na samej krawędzi wytrzymałości naszych nerwów.

 

Mój apel: Nie czekajcie!

 

Lęk przed obrażeniem uczuć mamy, teściowej, siostry, brata kogokolwiek innego sprawia, że same kobiety tkwią w niekomfortowych sytuacjach, pochlipują w poduszkę, podczas gdy osoba przyprawiająca kobietę o te negatywne emocje (a już szczególnie na początku drogi macierzyńskiej) ma to po prosu w nosie, bo tylko tak gada, a w domu o tym zapomina. Ubolewam, że kobiet nie uczy się asertywności i nawet ułamka pewnego „wszystkowdupizmu”, jakimi w sferze rodzicielskiej dysponują mężczyźni. Ciężko mi zrozumieć, że tłumimy w sobie uczucie osaczenia i zaszczekania i pokornie się na to godzimy.

 

Najprostszą metodą jest po prostu postawienie się!

 

Wcale nie jest dobre wyzłośliwianie się lub przekorne mówienie o sobie „o taka jestem zła matka”. Obrona własnych przekonań, obrona drogi, jaką obieramy, obrona naszego stylu życia jest najlepsza wtedy, kiedy jest traktowana przede wszystkim poważnie przez nas same. Jeżeli my zachowamy powagę, to i nasze słowa będą brane poważnie. Jeżeli zaczniemy pyszczyć złośliwościami i pół żartem, to nigdy nie rozwiążemy sprawy wścibstwa.

Nikt nie przeżyje za nas tych miesięcy, tygodni i dni – nikt. Jeżeli jesteśmy pewne, że to, co robimy jest zgodne z naszą wiedzą i kompetencją, to nie pozwólmy sobie tej pewności podkopywać. Każda z nas ma inne doświadczenia i inne życie, inną sytuację materialną i rodzinną. To, co nasze mamy robiły nie jest koniecznie tym, co my powinnyśmy robić, ba zwykle to będziemy robić na opak. Nauka obrony własnego autorytetu, a przede wszystkim swojego życia jest dla nas matek kluczowa.

To nie ONI są dziwni, nienormalni i wścibscy – to są normalne zachowania człowieka służące obronie własnych wyborów. To my musimy wykazać się twardym tyłkiem, żelaznymi zasadami i nie pozwolić rujnować sobie życia negatywnymi uwagami na temat naszej drogi rodzicielskiej.

 

Postawienie granicy wtykania nosa boli, postawienie granicy wścibstwu jest trudne, ale odbywa się to tylko raz.

 

Jeden szybki dyskomfort versus dni, tygodnie, miesiące użerania się z mądrząca się, bliską „życzliwą” osobą. Poszukajcie w sobie siły i mocy, bo w końcu my matki jesteśmy jak lwice, więc stańmy w obronie nie tylko naszych dzieci, ale i nas samych! Bo te lwice na sawannie wiedzą, że żeby móc bronić i żywic swoje dzieci muszą przede wszystkim same utrzymać się przy życiu, a w przypadku nas lwic gatunku ludzkiego przy zdrowych zmysłach.

Zamiast szukać powodów i dowodów naukowych, mamy w ręku najpotężniejszą oręż jaką można sobie wyobrazić. Wolność i autonomię rodzicielską w stosunku do naszych dzieci.

 

Opinie na temat naszego karmienia wygłaszane przez niepowołane osoby są tylko szumem w tle. Nie pozwólcie żeby ten szum stał się jedyną rzeczą jaką będziecie słyszały.

 Rozmowy, nieco zmienione opublikowane za zgodą czytelniczek

Hafija

Nazywam się Agata. Hafija.pl to najlepszy mainstreamowy blog o karmieniu piersią.

42 komentarze

  • Anna
    11 października 2017 at 19:05

    Dziękuję! Świetny tekst. Ja nie wiedziałam, że będę borykać się z tyloma wścibskimi osobami, „ciociami-dobra rada”, tyle tylko że wzbudzają u mnie dość wojownicze nastawienie. Jestem bardzo zdeterminowana w kp. W zasadzie jeszcze będąc w ciąży chciałam karmić naturalnie, po porodzie (który wyglądał nieco inaczej niż to sobie zaplanowałam ;)) mój mąż zachęcał mnie do przystawienia dziecka w szpitalu, mimo że przez kilka pierwszych dni nie miałam pokarmu. Ale zaprogramowałam się na karmienie i robiłam to wg wytycznych moje wspaniałej położnej – to w sumie pozwoliło mi przetrwać przez pierwsze tygodnie i pokonać rozwijającą się depresję poporodową. Dałam radę! Jednocześnie patrzyłam na mojego synka, który dosłownie rósł w oczach. Teraz zewsząd docierają do mnie opinie typu „czemu nie dokarmiasz butelką?” (bo jestem matką wariatką, która chce doprowadzić do powolnej śmierci głodowej swojego dziecka dając mu tylko pierś), „czemu nie wprowadzasz jeszcze innych posiłków?” (czytaj wyżej), „wiesz, że jakbyś dała mu kaszkę na wieczór, to spałby dłużej” (a bzdura, bo mały oprócz tego budzi się, kiedy potrzebuje smoczka, albo przytulić się do nas). Chodzi mi o to, że butla nie jest zła. Niech matki sobie wybierają, co dla ich dziecka i dla nich najlepsze. Właśnie – NIECH WYBIERAJĄ! Pomijając dobre rady a propos diety matki karmiącej („NIEKTÓRYM matkom to nawet herbata nie służy”) i w zasadzie to muszę na wszystko uważać (to na etapie, kiedy syncio cierpiał na notoryczne wzdęcia), więc najlepiej żebym nie jadła nic, a tak w ogóle to mam tłusty pokarm, dlatego go bolał brzuszek. I czemu tyle noszę swoje dziecko, w końcu powinnam zawinąć je w bet i ma leżeć itd…. Żałuję tylko, że zrozumienie spotykam tylko wśród obcych kobiet w miejscach takie jak to, a nie ma go niestety w moim najbliższym otoczeniu (oprócz męża)… No cóż. Trudno. Wybrałam drogę pod górkę. Dzięki Ci, Hafija! 🙂

  • m
    13 września 2016 at 07:11

    Dziękuję

  • Kasia
    13 września 2016 at 06:26

    Heh prawda to jest ale kiedy rodzi się dziecko kobieta staje się mocniejsza. Przynajmniej ze mną tak było, zawsze byłam cicha i wolałam przemilczeć słowa innyc. Jak staraliśmy sie o dziecko co dzień od znajomej słyszałam „jesteś w ciąży, nie a kiedy będziesz”. Płakałam przez to bałam się że nie dane nam bedzie mieć dzieci. A jednak zmieniłam otoczenie i udało się. Będąc w ciąży nagminnie od znajomych słyszałam że skończy się wychodzenie i wszystko co dobre a zacznie się wstawanie w nocy, pieluchy jakby chcieli mi obrzydzić macierzyństwo ? już wtedy zaczynałam być niemiła na takie teksty (hormony ?). Znajoma od tekstu „jesteś w ciąży” mówiła że zobaczę co to znaczy dziecko, a dlaczego ja tak dobrze wyglądam w ciąży, „nie masz zgagi? Dlaczego przecież każda ma?!”, zerwałam z nią kontakt. Po urodzeniu syna słyszałam bez przerwy od teściowej „ty nic nie jesz, jesteś za chuda”, „zjedz coś”. Po porodzie byłam już bardzo niemiła na dogadywanie wiec powiedziałam że nie głodze się (jadłam i piłam wręcz dużo cały czas byłam glodna jak karmiłam syna) i już rzygać się chce od tego jej gadania na temat mojego jedzenia, jem ile mi potrzeba i nie chce słyszeć nic na ten temat. Sama byłam w szoku ale cóż pomogło ? od babci usłyszałam że moje dziecko się nie najada bo bez przerwy go karmie (co 2 godz jak z zegarkiem w ręku) żebym mu kaszy ugotowała, wrrr babciu przestań. Jak miał 4 miesiące „dziecko zupy mu daj bo ty się wykończysz tym karmieniem wydoi cię całą i nic z ciebie nie zostanie”. Mąż nie wytrzymał i uświadomił babcie żeby sama zupę sobie jadła i skończyło się ?. Oj teraz jestem w drugiej ciąży dzwoni „koleżanka od jesteś w ciąży” gratuluje mi a po chwili mówi że jest w szoku bo nie wiemy co to znaczy dwoje dzieci, że to Armageddon i brak czasu itd. Wtf? Już wtedy nie powiedziałam nic oprócz tego żeby się nie martwiła, że napewno sobie poradzimy. Współczuję jej dzieciom. Masakra. Ale zawsze sie znajdzie ktoś kto wie lepiej od nas jak mamy wychować dziecko i co robić. Czasem milczymy bo w soku na głupotę ludzką brakuje nam słów a czasem wybuchamy i mówimy to co trzeba. Ja i tak jestem dziwna wśród znajomych bo dziecko ze słodyczy je tylko takie zrobione przeze mnie i (chyba że dzieci na placu zabaw go czestują) a dziwna też jestem że bo uważam że jeśli zostawałabym z moim synem w żłobku na początku żeby się oswoił z nowym miejscem i placzacymi dziećmi zamiast wejść pierwszego dnia i zostawić go jak nam kazano to bu chętnie tsm szedł i się nie bał. W tej kwestii też wszyscy wiedzą lepiej jak by było z zachowaniem mojego syna że wcale by to nie pomogło. Jak odpowiedziałam żeby postawili się na miejscu dziecka co może sobie myslec kiedy mama przyprowadza go w obce miejsce wpycha za drzwi gdzie płaczą dzieci i zostawia. Uslyszalam „a co takie małe dziecko może myśleć” no więc bez komentarza. No cóż rozpisałam się ale ludzie dka ludzi jednak są jak wilki każdy wie njlepiej co inni powinni robić zamiast zająć się sobą.

  • Eva
    12 września 2016 at 20:42

    Moja mama karmila mnie trzy tygodnie. Gdy urodzil sie moj syn powiedziala-’Ewa karm piersia,bo to jest najlepsze dla twojego dziecka’. Na to ja zapytalam- 'a dlaczego ty mnie nie karmilas?’ 'Bo mnie nikt nie uswiadomil jakie to jest wazne. Dalam sobie wmowic,ze moje mleko jest za chude, ze sie nie najadasz. Teraz postapilabym inaczej. Dlatego nie pozwol sie omamic,ty najlepiej wiesz, co jest dla Twojego dziecka najlepsze.’ I mimo, ze moja mama nie karmila praktycznie zadnego ze swoich trojga dzieci zawsze niesamowicie wspierala mnie w kp. Dzieki temu syna karmilam 2,5 roku.

  • Joanna
    12 września 2016 at 20:28

    Kocham Cię, kobieto za ten tekst!
    Furda z badaniami, tłumaczeniem, zaleceniami i udowadnianiem, że te dwa z przodu to cycki, a nie garby, a ja nie jestem wielbłądem. Moje dziecko, moje cycki, moja decyzja. Dziękuję za uwagę.
    Jeśli spokojne wyjaśnienie stanowiska nie pomaga, oczywiście.

  • kota-behemota
    9 marca 2015 at 13:06

    M: „a ty jeszcze przystawiasz Hanię? przecież to jest bez sensu”
    JA: „a dlaczego bez sensu?”
    M: „dobra weź się już nie nakręcaj”

    tak oto toczyła się niedawno moja rozmowa z mamą. przykre.
    obiecuję sobie teraz, że jeśli raz jeszcze ktoś poruszy temat kp mojej 20miesięcznej córki to będę zdecydowanie reagowała, że już sobie więcej nie życzę jakichkolwiek komentarzy.

  • Klusska
    9 marca 2015 at 11:01

    Wizyta teściowej wczoraj: „To Ty go nadal masz tylko na piersi?” ( Młody jutro kończy 6 m-cy). „Tak, teraz są zalecenia, żeby dietę rozszerzać po 6 miesiącu”. „No, to będziesz mieć problem, żeby go odstawić, skoro nie poznał dotąd żadnych innych smaków”. Odstawiać nie planuję, więc mówię tylko „Właśnie, że poznał, bo w moim mleku ma różne smaki”. Teściowa „Ale to na łyżeczce trzeba dawać, kiedyś to od czwartego miesiąca dzieci już dostawały jabłuszko , marchewkę”. Ja ” Teraz po szóstym”. „To co, kiedyś to dzieci miały inne żołądki?!” . Mąż „Takie same, ale badania są teraz inne”.
    Temat wałkowany już po raz kolejny. Następnym razem pozwolę dojść do głosu lwicy 🙂

  • księżniczkapomorska
    9 marca 2015 at 10:42

    Ja to chyba jestem asertywna, ale bardzo współczuję mamom, które mają zbyt mało siły na odpieranie nachalnych uwag i rad. Pamiętam jednak, że mi raz też zabrakło języka w gębie, bo nocnych karmień mojej wówczas rocznej córki zaczęły się jednocześnie czepiać teściowa i moja babcia. Ale uratował mnie przyglądający się całej sytuacji mój dziadek. Powiedział do babć: A wiecie co? Jak ja jestem w nocy głodny to też idę do kuchni jeść! I się na cały dzień odczepiły 🙂

  • Martyna
    17 lutego 2015 at 14:14

    Jestem mamą 2 wspaniałych córeczek, pierwszą karmiłam piersią 1 rok, drugą karmię do tej pory (ma prawie 9 m-cy) i nie zamierzam szybko przestać, myślę nawet żeby przedłużyć to do 2 lat… zobaczymy jak wyjdzie. W każdym razie nigdzie nie przeczytałam, że z drugim dzieckiem jest o niebo łatwiej w kwestii karmienia, a to ważna informacja, bo być może więcej kobiet walczyłoby o KP mając w planach kolejne dzieci? Wiadomo, że każda początkująca mama ma z KP mniejsze lub większe problemy, bo nie jest wystarczająco przygotowana do tego zadania, zwłaszcza od strony praktycznej (a wystarczyłoby informować, że KP jest na początku trudne, ale to mija). W każdym razie na dowód tego napiszę, że po drugim porodzie gdy chciałam nakarmić dziecko a położna na oddziale dowiedziała się, że to moje drugie dziecko, a pierwsze karmiłam rok, to uśmiechnęła się, machnęła ręką i wyszła bo wiedziała, że najlepsze co może zrobić to nie przeszkadzać nam :))) Przy pierwszym dziecku niewiele brakowało a bym zrezygnowała z KP, ale każdego ranka mówiłam sobie „jeszcze jeden dzień powalczę”, i tak po 3 tygodniach sytuacja się uspokoiła, ale dużą zasługą było to, że nauczyłam się karmić w pozycji leżącej. Tak więc Kobietki – walczcie o KP bo to magia w najczystszej postaci!!! :)))

  • Anita
    15 lutego 2015 at 12:15

    moja córcia ma już prawie 6 miesięcy i już prawie nie słyszę „dobrych” rad 🙂 swojemu ojcu od razu powiedziałam że nie chce żeby wychowywał moje dziecko bo od tego jestem ja i mój mąż a teściowej nawet nie tłumacze poprostu zawsze ucinam w połowie zdania. jak ktos będzie chcial sie obrazić to prosze bardzo ja mam swoją kruszyne i ważne żebyśmy my były szczęśliwe:-)

  • Ania
    14 lutego 2015 at 13:08

    Trzeba takie głupie komentarze olać i robić swoje. Ja od teściowej słyszałam że pewnie mam mało mleka, że „za chude”, że mała się nie najada, że może bym butelką dokarmiała. Z początku tłumaczyłam,popierałam naukowymi faktami ale jakby nie docierało. Więc po pewnym czasie zaczęłam po prostu olewać jej sugestie. Ostatnio mała była ważona, bo byłyśmy na szczepieniu więc się pochwaliłam teściowej ile już waży na co się pozytywnie zdziwiła „tyle przybrała? Na piersi? „. Poczułam przeogromną satysfakcję. Teraz twierdzi że za często daje cycusia (mała się zaokrągliła), żeby gruba nie była, ale po ostatnim kiedy wyszło na moje już tylko się uśmiecham i zbywam „mhmmm”. Także nie wolno się przejmować bo to mama wie co najlepsze jest dla jej dziecka 🙂

  • Lisa
    13 lutego 2015 at 10:23

    Kiedy bedzie wreszcie jakas porządna kampania społeczna o kp?? Tego tak brakuje!!
    Odpowiem sobie sama… Pewnie nigdy bo mało komu sie to opłaca 🙁

  • po prostu Monika
    12 lutego 2015 at 20:54

    Ja zawsze ucinam temat stwierdzeniem: Moje dziecko i ja decyduje o tym co podam. Niezależnie, czy to cycek, czy kanapka.

  • Justyna K
    12 lutego 2015 at 20:40

    Czasami jak czytam Twoje teksty zastanawiam się w jakim świecie ja żyję 🙂 a może po prostu za krótko kp? Jak na razie nie spotkałam się z przypadkiem jakiegoś super wścibstwa i super rad, choć pewne kwiatki już mi się o uszy obiły. Najgorsze jest to, że takie głupstwa słyszę od kobiety, która ma pięcioro dzieci , z których czterech karmiła piersią. I co wygaduje – tłuste mleko, zaśmianie się, że mam nierówne piersi od karmienia (nierówne mam od zawsze, ale kp podkreśliło to rozmiarem), że koniecznie muszę przepajać, do mojej mamy zasugerowała, że może powinnam dać butlę to kolki się skończą (skąd ta teoria!), po naszym pobycie w szpitalu zapytała, czy mi nie kazali dokarmiać lub też czy mi nie dokarmiali dziecka – ofukałam. I w sumie tylko ta osoba taka upierdliwa. Za to pediatrzy do tej pory chwalą mnie za kp i dopingują, żebym karmiła dalej, jedynie w naszym ośrodku zdrowia jak byłam ostatnio na szczepieniu strasznie naciskali, że mam już wprowadzać gluten, bo to piąty miesiąc i już koniecznie trzeba dawać kaszki. Straszny nacisk, ja tylko przytaknęłam, powiedziałam dobrze a i tak będę robić po swojemu. Inny pediatra kazał mi spokojnie wstrzymać się z pokarmami do sześciu miesięcy i wprowadzać powoli i ostrożnie, bo dziecko ma przedłużające się kolki, a ja mam dużo mleka więc spokojnie dziecko jest dobrze odżywione. Może też nie słyszę tych dziwnych tekstów, bo uważam swoje kp za jedyną słuszną rację i to jaki upór włożyłam w kp oraz wygląd mojego synka określony przez pediatrę jako bobasek z okładki, utwierdza we mnie taką pewność siebie, że nie zwracam na to uwagi. Bynajmniej, życzę aby wszystkie kobiety miały takie wsparcie w kp jakie ja miałam w swoich bliskich.

  • sylwik
    12 lutego 2015 at 19:44

    Jenyyy, dziękuję za ten wpis! Chcę być lwicą – tego mi brakuje. Mały ma niecałe 3 miesiące, a ja już niestety słuchałam tych „rad”, najwięcej to od bardzo bliskiej osoby, która nie ma dzieci. Rzeczywiście, odnosi się to nie tylko do KP, ale w ogóle wychowania. Dzięki, będę pracować nad byciem lwicą. I nad wszystkowdupizmem 😀

  • Emilia
    12 lutego 2015 at 11:41

    Ha ha, też wymachiwałam dokumentami WHO, powoływałam się na badania. „Dobrze, ale ja uważam, że trochę wody możesz dziecku podać” – słyszałam. No to przestałam wymachiwać i poprosiłam o zakończenie dyskusji na temat karmienia mojej Szanownej Córki, bo ja wiem co robię i wiem, że robię to dobrze. Dyskusje ustały, polecam.

  • Aleksandra
    12 lutego 2015 at 08:44

    Bardzo to przykre, że musimy walczyć o coś, co jest przecież jednym z najbardziej podstawowych i naturalnych etapów. A już do białej gorączki doprowadzają mnie komentarze np. o „obrzydliwości” ze strony kobiet nie-matek albo matek nie-karmiących albo króciutko-karmiących.

  • Joanna (mifufu)
    12 lutego 2015 at 00:27

    Uniwersalny. Mądry tekst. Kocham słowo „wszystkowdupizm”. Ściskam mocno, tak mi serce podskoczyło z radości, że to piszesz.

  • Mama z prądem i pod prąd
    11 lutego 2015 at 23:56

    Karmiłam mojego synka 3.5 roku, w domu, na imprezach u znajomych, w parku. Trzeba mieć twardy tylek, ale się da. Trzeba być pewnym, że się robi dobrze. Decydujemy się na posiadanie dziecka, ale to idzie wraz z odpowiedzialnością aby mu dać co najlepsze. A mleko mamy jest najlepsze, co do tego nie ma już żadnych wątpliwości. Trzeba nauczyć się ignorować tych, którzy gadają i trzeba postawić konkretne granice. W taki też sposób uczymy się jak być silna kobietą, która nie boi się mówić – nie!

  • Mama Królewny
    11 lutego 2015 at 17:40

    Widzę, że większość z nas ma takich „dobrych” doradców wokół. Ja prawie pokłóciłam się z moją mamą i pediatrą, bo mi powtarzały, że mam karmić mm, bo dziecko za mało przybiera. Jak już się odczepiły (zmieniłam pediatrę, a mama zauważyła, że jej gadanie nie odnosi rezultatu), to wkroczyła teściowa z tekstami, że: za często karmię, za często w nocy zmieniam pieluszki i dziecko „znowu śpi?”. Nie jestem bardzo pyskata, więc słucham jednym uchem, wypuszczam drugim i robię swoje. Karmię już 2,5 miesiąca i często tu zaglądam po poradę.

  • Kasia HPM
    11 lutego 2015 at 11:47

    ech… przypominam sobie ile ja się bzdur nasłuchałam gdy karmiłam… i to od tych co nawet próby karmienia piersią nigdy nie podjęli. A największym ekspertem w tej kwestii okazał się mój teść. Zresztą do tej pory jest… w każdy temacie wychowawczym 😉

  • Aga
    11 lutego 2015 at 11:05

    Ja usłyszałam ,ze dziecko już się nie najada,bo to tylko uzależnienie.To opinia siostry,powiedziałam jej ,zę nie zgadzam sie z nią i koniec tematu..Wpusciłam jednym uchem i drugim wypuściłam,mam to gdzieś.Teściowa nie karmiła ,ale na temat mojego karmienia sie nie wypowiada,ba !nawet chwali.Widać to zależy od człowieka i jego taktu.Ale ona juz rosołku by dała:),zaraz po urodzeniu;)
    Ja nie wsadzam nosa w czyjes cycki i nie mowie ile ma karmic,ale juz mam drugie dziecko i jestem uodporniona na takie komentarze,za pierwszym razem było gorzej,do czasu kiedy powied ziałam głośnoco myśle

  • Patka
    11 lutego 2015 at 10:37

    Hafija jaki ten wpis Twój krzepiący. Ja ostatnio przeprowadziłam rozmowę z moją koleżanką, na szczęście telefoniczną… bo gdyby widziała moją minę gdy przedstawiała mi kolejne fakty to nie wiem czy dalej była by moją znajomą. Oczywiście rozmowa na temat karmienia. Ja mam 9m-cznego malucha, a ona o miesiąc starszego. Nigdy nie karmiła Małej, bo 'nie chciała ssać, a w nocy to jej tata małą nakarmi ona nie musi wstawać’. Oczywiście standardowo pierwsze jej pytanie: 'A ty co jeszcze karmisz CYCOCHEM?’ (jak można nazwać tak pierś…:/) Oczywiście odpowiadam, że tak przecież moje dziecko ma dopiero 9m-cy, a do roku głównym pokarmem powinno być mleko matki. Na to ona:’ nie no jak rośnie, to karm… Ale wiesz moja córka to je już PARÓWECZKI, ale nie tam jakieś byle jakie parówki, kupuje jej te 93% mięsa’. Mnie zatkało… nie wiedziałam co mam jej powiedzieć… Myślałam, że już wszyscy na naszej planecie wiedzą, że nie ma nic gorszego niż parówki. Ale nie… Od razu wyobraziłam sobie te biedne małe jelitka napełnione parówą z którą w żaden sposób nie mogą sobie poradzić. Jak w ogóle można pomyśleć, że parówka może być lepsza od mleka matki. Należy zaznaczyć, że koleżanka wykluczyła już z diety dziecka zupełnie mleko… bo pić może przecież soczki (Olaboga ona pije 4 bobofruty dziennie)! Co ja mam zrobić… mam ochotę jak superbohater rzucić się i ratować to dziecko!

    • Angelika
      11 lutego 2015 at 13:38

      Takiej koleżance odpowiedziałabym: „Może TY masz cycochy, ale ja mam PIERSI!”

    • Ewa
      11 lutego 2015 at 15:11

      Też się z tym spotkałam – taki wyścig, które dziecko co wcześniej zrobi – moje je już parówkę, moje kromkę chleba, moje już sika na nocnik choć ledwo co się nauczyło siedzieć itd. itp. 😉 Wychodzi na to, że koleżanka próbuje Cię wciągnąć do zawodów 😉 Bo u Was jeszcze głównie mleko i to z piersi, a u niej zaraz schabowe z kapustą będą tylko na stole…. Może postaraj się jej podpowiedzieć jakieś opracowania jak rozszerzać dietę zdrowo?

    • Ewa
      11 lutego 2015 at 21:25

      A wyobraź sobie taki level: moja mama wraca od lekarza i od progu mówi tak: Ewunia, wyobraź sobie, że pani X powiedziała, że jej wnusia co ma 10 miesięcy to już biega po domu. Babcie mają czasem trochę źle w głowach :). One też uprawiają babcine zawody. Tylko, że rykoszetem wkurzają własne córki 🙂

  • Agnieszka
    11 lutego 2015 at 09:52

    Karmilam 2 lata i 4 miesiace i na szczescie raczej nikt specjalnie nie komentowal. Moja mama w ogole mnie nie karmila (w szpitalu po cc dostala jakis lek i zakaz karmienia na 2 tygodnia a potem brak wsparcia…), mojego brata probowala ale jej mama smiala sie jak taki chudzielec chce dziecko wykarmic…ale akurat moja mama bardzo zaluje ze nie karmila i bardzo mnie wspierala mowiac, ze liczy sie kazdy dzien i warto walczyc nawet o ten jeden dzien dłużej. Wynajdywala poradnie laktacujne itp. Dziewczynom bez wsparcia musi byc trudno. Hafija ma racje nie dajcie sie!

  • Kasia - Mummy's World
    11 lutego 2015 at 09:12

    Ja na razie słyszę same pochwały na temat mojego KP (ale może lepiej nie zapeszać :p). Co prawda zaczynają się już drobne sugestie dotyczące przyszłego rozszerzania diety (o sposobach na wychowanie dziecka nie wspominając). Prawdą jest to, że niestety najwięcej do powiedzenia mają osoby, które niekoniecznie mają pojęcie o karmieniu czy opiece nad dzieckiem. Na szczęście zawsze byłam asertywną osobą i mam nadzieję, że ten stan rzeczy uda się utrzymać 🙂

  • Justyna
    11 lutego 2015 at 08:28

    Mnie nie spotkała jeszcze taka sytuacja. Przy synu to nawet nie było kiedy, bo karmilam tylko 3,5 m. Ale wsparcia też nie miałam. W sumie usłyszałam od teściowej ” nie męcz siebie i dziecka..” ale akurat (cholerka) miała rację. Lekarka była tylko zawiedziona, ze przeszlismy na mm. Starsza kobieta i teraz dopiero widzę ile miała racji. Ale przynajmniej przy córce wszystko jest ok. W niedziele równo siedem miesięcy. Wszyscy zaskoczeni, że nadal karmię. Zaskoczeni w pozytywnym tego słowa znaczeniu 🙂

  • Marta
    11 lutego 2015 at 01:17

    Amen 🙂 I dziś zaczął się 366 dzień KP Maćka 🙂 Obecnie mam nawał jakbym była w 3dobie 😛 I końca nie widać 🙂 Przyjaciółka żartobliwie nazwała mnie : Matka Laktatorka 😀

  • Gosia
    10 lutego 2015 at 23:07

    U mnie całe szczęście tylko raz musiałam powiedzieć dość stanowczo, że moje cycki, moja sprawa. I to koleżance, która usilnie próbowała mi wmówić, że karmiąc Synka ponad rok zrobię z niego maminsynka…
    Co ciekawsze, moja mama karmiła mnie tylko półtora mca (moich braci dłużej, ale i tak najdłuższy jej staż to 11mcy), teściowa mojego męża karmiła też króciutko – ale nie kwestionowały mojego wyboru. Ba, moja mama bardzo mnie wspierała, wykorzystała też moją drogę laktacyjną – która jeszcze długo potrwa mam nadzieję 🙂 – do poszerzenia swojej wiedzy na ten temat i sama poleca mnie swoim młodszym znajomym, kiedy te mają problemy z kp.
    I myślę, że bardzo trafnie napisałaś – żyjemy dla naszych dzieci, mamy swoje gniazda – i warto ich bronić, bo my lepiej wiemy, co dla naszego dziecka lepsze, niż siostra, koleżanka, pan spod sklepu.

  • Angelika
    10 lutego 2015 at 22:46

    Nie usłyszałam żadnego negatywnego komentarza na temat mojego karmienia, choć minął nam już rok więc kto wie, może się zacznie 😉 Ale gdyby ktokolwiek poważył się wypowiedzieć choć słowo krytyki odpowiedziałabym krótko „To moje dziecko, moje piersi i nie życzę sobie żadnych komentarzy na ten temat, ani na temat moich metod wychowawczych ani innych moich rodzicielskich wyborów.” Tak, matka musi być jak lwica 🙂

  • An
    10 lutego 2015 at 22:46

    Hafija w samo sedno 🙂 Świetnie to ujęłaś jak zresztą zawsze:) Ewa z komentujących Twój komentarz świetnie dopełnił ten tekst:)

  • ninja
    10 lutego 2015 at 21:36

    Jak ja Was rozumiem

  • Sylwija
    10 lutego 2015 at 21:34

    Ja sie juz nauczylam tej pokory wlasnie. O karmieniu piersia mowie w kontekscie moim i moich dzieci. Znam fakty, czasem sa ciekawostka, czasem pomocnym argumentem. Wiem jedno, odkad dotarlo do mnie i zaakceptowalam, ze inna matka moze miec inny pomysl na dziecko, to zupelnie inaczej nasze rozmowy wygladaja. I tez zmienil sie moj jezyk. Ja nie mowie „wisi na cycku”. Ja karmie na zadanie. Daje prawo innej kobiecie do tego, ze dla niej to wiszenie jest nieakceptowalne. Widze ten cholerny brak wsparcia i podstawowy brak wiedzy, rowniez wsrod lekarzy i poloznych. To boli, strasznie boli. A slyszalam, ze odstawic, bo duzy, ze skad biore mleko, ze za dlugo karmie, bo pediatrzy mowia do roku, ze przeciez moglabym juz przestawic na butelke. I moje ulubione na dwoch wizytach oddalonych o miesiac: 1. O jak slicznie rosnie na tej piersi! 2. Oj, trzeba bedzie go zaraz odchudzac….

  • Relatywnie Obiektywna
    10 lutego 2015 at 21:34

    Myślę, że ten wpis można odnieść nie tylko do karmienia, ale też wychowywania swoich dzieci no i do każdej sytuacji, gdzie każdy „dobrą radą” próbuje nas zbawić. Bo ktoś wie lepiej, już był w takiej sytuacji i chociaż nie udało się tej osobie w życiu to wie jak mogłaby postąpić – i tak każe robić innym. Straszne i takie.. ludzkie. Każdy przekonany o swojej własnej racji. Ale faktycznie – najlepiej powiedzieć wprost, że nie leży nam takie mówienie. Jest to o wiele zdrowsze dla nas, a jak kogoś urazimy – to na krótko. Wszystko da się przejść. Mega motywacyjny wpis!

  • Margo
    10 lutego 2015 at 21:26

    Świetny tekst, szkoda, że nie przeczytałam go rok temu 😉 Oszczędziłabym sobie kłopotu, ale nie ma tego złego- idzie mi coraz lepiej!

  • Ewa
    10 lutego 2015 at 21:02

    Heh… moja znajoma podkreślająca zawsze i wszędzie, że jest LEKARZEM wyraźnie powiedziała w mojej obecności, że karmienie piersią ma sens „tylko trochę na początku, kiedy jest produkowana siara z przeciwciałami”. Ona tak właśnie karmiła swoje dziecko. Dodała też, że nocne karmienie nie miało sensu bo trwa to godzinami i dziecko „wisi na cycku” i „nie wiadomo czy je czy nie je”. Dodam jeszcze, że powiedziała mi to kiedy byłam w ciąży i żyłam złudzeniami o pięknym i bezproblemowym KP. W tym momencie (6 miesięcy kp i bobas jak malowanie) chcąc bronić swojej laktacyjnej autonomii musiałabym opowiedzieć o swoich początkach karmienia piersią kiedy to ze łzami w oczach błagałam pielęgniarki, żeby jeszcze trochę poczekać i nie dokarmiać mojego noworodka (był mały i waga mu mocno poleciała w 2 dobie po porodzie) bo może się ruszy… i ruszyło się. Również musiałabym jej opowiedzieć odwołując się do własnych doświadczeń jak to nocą karmiłam na każde zawołanie młodego i jeszcze pompowałam laktatorem po karmieniu i dolewałam młodemu (bo a nuż zasnął z wysiłku i nie dossał) kręcąc się w te i wewte po domu od 2 do 5 nad ranem (swoją drogą to ciekawe doświadczenie – cisza i tylko ja z dzieckiem…raz nawet wydawało mi się, że widziałam UFO za oknem , LOL). Nie wspomnę o bólu sutków, strupach, odpadających skórkach i reakcji piersi pełnych mleka na zmiany temperatury (brrr to chyba było najgorsze). Anyway… musiałabym jej pośrednio powiedzieć, że nie miała dobrej woli i wystarczająco samozaparcia, żeby kontynuować karmienie i przezwyciężać te wszystkie trudności, żeby móc w końcu dojść do satysfakcjonującego etapu kiedy to TAK, nie wierzę, że to piszę, ale TAK, jest się jak Madonna jak na obrazie da Vinci i wszystko wokół jest oazą spokoju. Warto było przeżyć ten ból i szok (jak to – nikt mnie nigdy nie uprzedził, że te początki to będzie taki koszmar? #kobietysazlosliweczyco? :)). Kurde, szkoda mi prądu na takie produkowanie się przed babą, która jest LEKARZEM i wie wszystko najlepiej, bo efekt będzie taki jak grochem o ścianę. Co mnie boli najbardziej w tych sytuacjach, które Hafijko opisałas to ta głupia, nieskrępowana niefrasobliwość, z którą obcy ludzie (lub życzliwe ciocie/siostry, teściowe) wpychają się w coś tak intymnego i osobistego jak relacja matka-dziecko i ich wybory dotyczące karmienia i walą teksty od których się robi słabo. Takie osoby nie mają bladego pojęcia o tym, że taka relacja jest święta przez duże Ś! Dlaczego? Bo nierzadko rodziła się w bólach i jest okupiona hektolitrami łez (która się tak spłakała jak ja na początku kp to wie o co chodzi). Kiedy po koszmarnych 3 tygodniach powtarzania: „kp jest największym poporodowym koszmarem” lub „pokarmię jeszcze z miesiąc i przestanę” lub ” o Boże, mężu patrz, co mi się zrobiło na sutkach” 🙂 nagle wszystko się prostuje, przestaje boleć i dzidziuś zaczyna przypominać małą piłeczkę … to nie ma nic piękniejszego. Dlatego wściubianie nosa z zewnątrz w taką relację jest dla mnie świętokradztwem i zwyczajnie (może mało grzecznie) powiedziałabym takiej osobie: „nie twoje dziecko, nie twoja sprawa”. Ech… to się napisałam 🙂 Ale jakoś musiałam z siebie to wyrzucić. Wiecie, że przez 90% czasu na początku kp myślałam, że tylko ja tak mam i że jestem jakaś ułomna bo mi nie idzie? Pozdrawiam :*

    • Ewa
      11 lutego 2015 at 11:12

      Nie jesteś ułomna, ja też latałam po nocach z laktatorem, a ile czasu mnie bolało każde prawie karmienie… I ten płacz głodnego dziecka, gdy nie umiem go przystawić prawidłowo do piersi nabrzmiałych pokarmem…. Faktycznie niektórzy z nas – mam i dzieciaczków – muszą się natrudzić na początku, żeby móc fajnie, długo i bezproblemowo w końcu pokarmić 😉 Ale potem siedząc sobie wygodnie na kanapie i karmiąc myślałam – gdybym teraz musiała latać, butelki myć, wodę odmierzać, znowu butelki myć itp…. A tu myk – pierś wyjęta, myk – pierś schowana, dziecko najedzone 😉 W ogólnym rozliczeniu pewnie kp wychodzi na plus czasowo i organizacyjnie, nie mi to obliczać 😉

      Co do artykułu – też dwóch lekarzy (położnik i pediatra!) mi wspominało, że po pół roku mleko to woda itp…. Ale tak jakoś mi to przez uszy przeleciało bez zagoszczenia na dłużej, olałam to po prostu 😉 Takich tu mamy lekarzy rewelacyjnych 😉 Osobiście miałam ogromne wsparcie w najbliższych, za co jestem im OGROMNIE wdzięczna, bo sama raczej bym się złamała…. O taką twardą konsekwencje bardzo trudno na początku życia dziecka, gdy jest ono zagadką, a my jakoś odcięci od wzorca postępowania z maleńkim dzieckiem sami musimy wszystko wymyślać i do wszystkiego dochodzić na zasadzie zdrowego rozsądku. A z drugiej strony – tak jak Hafija pisze – ten wzorzec, który przekazuje nam starze pokolenie okazuje się często (nie zawsze) nieaktualny, a nawet zły dla dziecka…. I bądź tu człowieku mądry i znajdź właściwą drogę i miej pewność, że dobrze robisz…. Gdzieś nam się zgubiło wszystko, rozmyło w podświadomym nakazie powrotu do pracy i przestawianiu na MM, bo tak łatwiej, w reklamach, w gazetkach dla matek, gdzie więcej zdjęć wózków, bucików i butelek niż treści…

      Mamy już nie mam. Teściowa, matka 4 dzieci, troje z nich karmiła mlekiem krowim z wodą, bo ówczesnego MM nie tolerowały. Ale czwarte, ostatnie przez 2 lata piersią. I tak zachwalała te 2 lata, że dała mi tym siłę na moją walkę o KP. Jeśli ktoś miał szansę porównać oba systemy i zachwala KP, do tego widzi długofalowe efekty tego KP (ostatnie dziecko z najlepszą odporności itp) to chyba należy mu wierzyć, prawda?

      Najmilej wspominam ukochany pragmatyzm mojego męża – postaraj się jeszcze o KP, wiesz ile kosztuje MM?? Coś sobie za te pieniądze kupisz, albo będzie lepsza spacerówka dla małego. Jeszcze kilka tygodni i będzie lepiej, zobaczysz 🙂

      Pozdrowionka 🙂

    • Kasia
      11 lutego 2015 at 17:04

      Kochana, wiem, co masz na myśli – ja też musiałam długo walczyć o kp, ale warto było 🙂 Pozdrawiam! 🙂

    • Wiola
      9 marca 2015 at 11:07

      Oj wiem o czym piszesz. Niestety miałam wklęsłe brodawki i córka musiała je wyciągnąć co spowodowało ich ponadrywanie, ropienie, krwawienie… Każde przystawienie to był taki ból, że zagryzałam coś w zębach, zapierałam się nogami a łzy same ciekły. Tak było 2 czy 3 tygodnie. A potem wszystko się uspokoiło i było cudnie. Do tego na początku jeszcze doszedł problem z dwoma totalnie innymi piersiami (mam 2 miseczki różnicy między piersiami a co za tym idzie totalnie inne brodawki i inaczej muszę przystawiać dziecko). Córka zdecydowanie wolała tę mniejszą.
      Ale ja miałam masę szczęścia w tym wszystkim. Po pierwsze moja kochana mama która opowiadała mi jak ona miała powyrywane brodawki przy każdej z nas 4. Mama która jest wielką zwolenniczką KP i absolutnie pomagała i podtrzymywała na duchu przy karmieniu. Mama która przywiozła mi do szpitala porządne jedzenie twierdząc że przy tym jedzeniu jakie tam było i fakcie że byłam głodna moje dziecko też głodne będzie. Najadłam się porządnie, nakarmiłam córkę która spokojnie wreszcie zasnęła. Po drugie położna laktacyjna w szpitalu która pokazała jak oszukać na początku córkę aby z większej piersi też jadła. Po trzecie położna środowiskowa która pomogła mi przy pierwszym zastoju, nauczyła co i jak robić. Pomogła też w leczeniu brodawek. Po czwarte mój mąż który przez pierwszy okres robił wszystko żebym jak tylko karmiła i leczyła piersi.
      Teraz synka karmię już 9 miesięcy. Obyło się bez najmniejszych problemów. Nic nie bolało, nic nie przeszkadzało. Synek to mega ssak który kocha cycać 😀

      Pozdrawiam

    • Evsoon
      12 września 2016 at 20:31

      Znacie kawał o wujku Staszku Królu Ciętej Riposty? Zapewne nie ? Znajdźcie sobie go w necie, morał kawału jest taki, że dla osób, które wtykają nos w cudze sprawy, w relacje, które ich nie dotyczą jest jedna odpowiedź. Odpowiedz bez argumentu.

      Wujek odpowiadał:

      Spierdalaj!

      pozdrawiam i przepraszam za eufemizm

Comments are closed here.