Cry it out (pl. daj mu się wypłakać) – działanie wbrew naturze człowieka


Czy wiecie co by stało się z człowiekiem gdyby nasi przodkowie stosowali Cry it Out? Nie wyszlibyśmy nigdy z jaskini. Wróć – byli byśmy z niej wyciągnięci przez tygrysy szablozębne i zeżarci, a teraz światem rządziły by niedźwiedzie i słonie.

Uważam, że płacz dziecka został stworzony w celach alarmowych, a nie edukacyjnych czy wychowawczych. Ma pokazać matce/ojcu że coś jest nie tak, a matki naturalnym instynktem jest płacz ukoić. Jeżeli pramatka z jaskini nie reagowałaby na płacz dziecka, to sorry, ale każdy drapieżnik wykrył by człowieka w jego kryjówce i go zeżarł. Metoda Cry it to odhumanizowanie podstawowego instynktu kobiety – matki, samicy ludzkiej. Nasze mozgi po to są mózgami myślącymi żeby mogły podpowiedzieć ciału, że ten dźwięk, płacz naszego własnego dziecka oznacza, że coś jest nie tak – działaj! Każe on nam chronić najcenniejszy wytwór naszego ciała, zmaterializowany dowód miłości i sedno życia. To też powód dla którego płacz dziecka jest dźwiękiem irytującym i sprawia, że mamy ochotę zrobić wszystko byleby już to dziecko przestało.

Jest wiele złego w zobojętnieniu na jeden z ważniejszych i instynktów rodzicielskich, w walczeniu ze sobą żeby nie utulić płaczącego SWOJEGO dziecka, żeby w sopsób tak drastyczny i sprzeczny z ludzką naturą i kochającym sercem uczyć maleńkie dzieci samodzielności do której jeszcze nie dojrzały emocjonalnie, fizycznie i psychicznie.

Kiedyś, jak  nie byłam jeszcze matką, byłam zafascynowana metodami połóż samo do wyrka, usiądź obok łóżeczka i kiedyś się samo uspokoi tylko nie patrz na niego i nie reaguj. Wtedy  nie miałam dziecka. Teraz widząc jak ktoś zachęca do Cry it Out z połączeniem ze zobojętnieniem widzę człowieka który mówi „Odrzuć swój naturalny instynkt, pokaż dziecku obojętność, otrzymasz ją w zamian od niego i będzie spokój.” Tylko czy to na spokoju nam zależy bardziej niż na naszym człowieczeństwie?

Zostawiam pod Waszą, liczę, że mądrą, rozwagę…

Hafija

Nazywam się Agata. Hafija.pl to najlepszy mainstreamowy blog o karmieniu piersią.

92 komentarze

  • Anna
    17 maja 2016 at 09:01

    Moje dziecko jako noworodek spało 10 godzin dziennie. Potem było już tylko gorzej. W dzień prawie nie spał (max 3 drzemki po 15 minut) za to z niewyspania cały czas płakał. W nocy budził się co 45-90 minut, żeby go przytulić. Wszędzie słyszałam takie dobre rady: „Odsypiaj w dzień”, „Śpij razem z nim”. A ja przecież spałam razem z nim w jednym łóżku od urodzenia. W dzień nie mogłam odsypiać – bo on też nie spał. Chustę mam – nawet kilka – faktycznie ratowała sytuację w ciągu dnia, bo mogłam np.skorzystać z toalety. Nie sprzątałam, nie gotowałam, nie czytałam – właściwie nie miałam życia. Sytuacja ewoluowała – ale ciągle w tą gorszą stronę. Po ukończeniu przez dziecko 7 miesięcy się złamałam… Teraz nasze życie wygląda normalnie – dziecko ma drzemki i w nocy budzi się max 2 razy – tylko wtedy gdy chce napić się mleka. Nie wiem dokąd doprowadziłby brak reakcji z mojej strony – ja byłam na skraju wyczerpania i depresji. Dziecko ciągle płakało. Proszę mi powiedzieć drogie mamy, czy rzeczywiście zrobiłam źle?

  • Ewa
    13 grudnia 2015 at 17:48

    Łatwo jest komentować gdy dziecko śpi bardziej lub mniej. Gdy nie śpi w ogóle zarówno w nocy jak i w dzień, a człowiek jest tak wykończony psychicznie i fizycznie, że często nie jest w stanie zajmować się dobrze dzieckiem. Dlatego nie oceniajmy…. bo każde dziecko jest inne i nie każdy dorosły organizm jest w stanie wytrzymać pół roku czy rok bez spania.

    • Hafija
      13 grudnia 2015 at 21:19

      Jeżeli mama jest wykończona psyychicznie i fizycznie tak że nie nadaje się do opieki nad dzieckiem to wtedy już trzeba poszukać specjalistycznej pomocy

    • Ewa
      1 stycznia 2016 at 15:21

      albo po prostu przespać się 🙂 nie dla własnej wygody ale po to by móc dalej zajmować się tym małym człowieczkiem

  • Dorota
    12 grudnia 2015 at 16:00

    Mój pulpecik płacze jak akurat się obudzi, a ja jestem w łazience. To jednak siła wyższa. W każdej innej sytuacji staram się od razu reagować, a mam egzemplarz z tych naręcznych 🙂 Małe małpki cały czas są wczepione, wtulone w swoje mamusie i jest im dobrze. W wielu plemionach kobiety noszą dzieci całe dnie w chustach i też wątpię, by stosowały metodę „wypłacz się”. To tylko nasza zachodnia cywilizacja mogła wpaść na tak nietrafiony pomysł.

  • norra
    11 grudnia 2015 at 21:11

    Ulubiona metoda wychowawcza mojej teściowej. Wieczne komentarze, że przyzwyczaję dziecko do noszenia i będę mieć problem bo będę je musiała ciągle nosić. Wpuszczalam jednym uchem, drugim wypuszczalam i robiłam swoje. Dla mnie to prawie tak jakbyś miała dziecku odmówić jedzenia bo przecież jeszcze się przyzwyczai…Zresztą teściowa nigdy nie będzie dla mnie autorytetem w kwestii wychowania dzieci. Co najwyżej może być wzorem jak NIE postępować z dzieckiem. Zwłaszcza, że widzę efekty jej metod na codzien. Ja nie chce, żeby MOJE dziecko w dorosłym życiu miało niskie poczucie własnej wartości, problem z radzeniem sobie w trudnych sytuacjach oraz kłopoty że stworzeniem normalnego związku z druga osobą.

  • Mama po raz drugi :)
    11 grudnia 2015 at 19:31

    Przy dwójce rzeczywiście jest inaczej niż mając jedno dziecko, ale ja dlatego zdecydowałam się na drugie, kiedy pierwsze było na tyle duże (córka miała 4 lata) aby mogła zrozumieć, że jak młodsze płacze to jest to sprawa priorytetowa.
    Gdzieś kiedyś czytałam, że noworodki są cwane, że mali egoiści myślący tylko o sobie itd – tak głupi artykuł, że szkoda się rozpisywać.
    Z doświadczenia córka była małą „terrorystką” do momentu aż zaczęła chodzić… później miała w nosie noszenie, więc jak ktoś decyduje się na dziecko to świat się zmienia i nie rozumiem jak ktoś może domagać się, żeby było mu tak jak wtedy kiedy dziecka nie było, żeby noce były przespane, w domu ciągle posprzątane, obiad na punkt 13ta itd – niektóre rzeczy trzeba odpuścić, aby właśnie pokazać dzieciom, że są najważniejsze… przy dzieciach nie ma nic na skróty… tak jak na początku wiele mam podaje mm, bo nie mają czasu dać dziecku szansy na rozbudzenie laktacji, nawet nie próbują szukać pomocy, bo z butelki naje się w 5min i po kłopocie, później jak dziecko zaczyna się przemieszczać i trzeba by było zacząć żyć, jak ja to nazywam „życiem przypodłogowym”, to dla wygody bach w chodzik i niech się samo zajmie kosztem swoich nierozwiniętych bioder czy kręgosłupa… przykładów pójścia na skróty jest dużo – pewnie ktoś się oburzy, ale dla mnie nawet podanie smoczka to zapychanie dziecka, aby się uciszyło… no, nie uznaję tego wynalazku.
    Według mnie metoda cry to jednym słowem obojętność i niech rodzice nie będą zdziwieni stosując tą metodę, że kiedyś dzieci o swoich problemach im nie powiedzą, będą zamknięte w sobie i z poważnymi problemami wieku dorastania… niech nie będą zdziwieni, że ich dzieci nie szukają bliskości z rodzicami, nie przytulają się… dzieci mają wiedzieć, że na rodzicach mogą zawsze polegać i to pokazujemy im od samego początku, od tego właśnie noszenia i reagowania na ich potrzeby.

  • Cosmetoholic
    11 grudnia 2015 at 16:25

    Zawsze myślałam że te wszystkie metody wychowawcze z programu „Super Niania” są łatwe i korzystnie wpływają na wychowanie. Teraz z biegiem czasu uważam że stres wywołany u dziecka ma destrukcyjny wpływ na jego psychikę. Na razie moje maleństwo ma 3 miesiące i za każdym razem gdy zapłaczę biorę od razu na ręce 🙂 Miód na me serce kiedy się przytuli, poczuje moje ciepło i westchnie z ulgą przestając płakać.

  • Majatoja
    11 grudnia 2015 at 14:15

    hafija ! Moze ty pomozesz- moj maly (4.5 miles) ciagle na rekach (spi tez) w nocy nieustanne pobodki z placzem z niewiadomych przyczyn ( spi wtulony) problem w tym ze przez to ze nie spie zaczynam psychicznie wysiadac , wazy juz 9kg I drzemki na mnie to juz niezle przyduszenie – Je co godzine lub czesciej tylko piers Ja nie mam rodziny do pomocy….meza tez…byla u mnie pomoc laktacyjna z 8 razy ale nie wykryli nieprawidlowosci i nie umieli pomoc czy jest jakas alternatywa do cry it out?

    • qwerty
      11 grudnia 2015 at 20:43

      skok rozwojowy? od urodzenia tak ma, czy dopiero od niedawna?

    • Majatoja
      12 grudnia 2015 at 09:02

      Od zawsze tak ma! Ma tez siostre 3latka ktora byla zupelnie inna jak byla malutka , on nawet w szpitalu nie schodzil z raj I jak go odkladalam plakal- nie mam nic przeciwko ale teraz to sie staje psychicznie I fizycznie nie do przejscia

  • Monia
    11 grudnia 2015 at 14:02

    u mnie straszny płacz jest przy ubieraniu, wtedy nie ma siły musi chwilkę popłakać, jak ubiorę szybko biorę na ręce i tule. No chyba, że zanosi się płaczem to od razu na rączki i tulę. Tak samo jak jest śpiący. Leży przytulony, płacze, a ja patrze na niego głaszcze po nosku bo tak lubi. Zazwyczaj płacz jest przez chwilę bo zasypia, np chyba, że znowu się zanosi płaczem to wtedy nie ma rady, trzeba na rączki i ponosić troszkę. To tak troche jest to Cry it out, ale przytulane

  • Missinfinity
    11 grudnia 2015 at 13:26

    Moja po kilku minutach płaczu dlawi się ślina ? nigdy nie dobilismy nawet do 5 minut płaczu, tfu nawet do trzech ? chciałam zastosować 3,5,7 i nie wytrzymalam. Za bardzo kocham moją córkę żeby tak postąpić. Na drugie się jeszcze nie decyduje, aby jedno drugiemu nie musiało ustępować ?

  • ewelina
    4 marca 2015 at 10:09

    A co jesli ma sie wiecej niz jedno dziecko z mala roznica wieku? Starsze jest glodne, a mlodsze sie drze bo chce byc na rekach. Jakbym czasami nie odlozyla placzacego dziecka to by mi starsze z glodu umarlo z odparzona pupa. Chusta mi zakonczyla kp bo kregoslup nie wytrzymal, a leki byly takie, ze nie wolno przy kp. Niestty ja jestem jedna a dzieci dwoje i czasami jedno musi isc na ustepstwo dla drugiego.

    • bogna
      11 grudnia 2015 at 18:48

      Miałam podobną sytuacje z plecami. Pewnej nocy po prostu nie mogłam wstać do dziecka, przez ponad tydzień na lekach dozwolonych przy KP dziecko mi donosili do łóżka na karmienie (maż wziął urlop, potem ściągnęłam mamę), wstawałam 2 razy na dobę tylko do łazienki, taka wycieczka z łóżka w 1 stronę trwała pół godziny ;/ ale na myśl, że mam przestać karmić – synek miał niecałe 2 miesiące, płakać mi się chciało. W końcu wzięłam sterydy, Młody dostawał z butli zapasy z zamrażalnika (na szczęście po porodzie mleko się lalo, wręcz wylewało, więc mroziliśmy), starczyło na 4 dni, potem dostawał mieszankę, a ja dzielnie co karmienie odciągałam w łóżku i wylewałam i jakoś to przetrwaliśmy 🙂 A chusta chwilowo leży, ale nie odpuszczamy jej sobie. I mimo że plecy bolą, nie wyobrażam sobie tych ośmiu kilo miłości nie nosić. Nie wiem jak będzie z drugim, trzecim, kolejnym…ale mam nadzieje, że damy radę 🙂

  • Anagat
    18 stycznia 2015 at 15:25

    Ale nie napisalam, ze od chusty..tylko ze bola:)Tzn. jak nosze sama chuste, to nie zawsze bola.. ale jak wsadze do niej 3 kg dziecka, to juz tak:)

  • Anagat
    18 stycznia 2015 at 13:38

    Mam dyskopatie ledzwiowa i szyjna i plecy bola mnie bez dziecka i bez chusty tez. Nie wyobrazam sobie nosic wiecznie 8-10 kg dziecka. Co do artykulu, poczytam uwazniej pozniej.. ale juz widze wiele rzeczy, z ktorymi sie nie zgadzam.

    No i Juti ma racje co do chusty- w nocy jest mi niepotrzebna, a w dzien takze moj drugi syn potrafi spac sam w koszyczku.

    • Hafija
      18 stycznia 2015 at 13:40

      W takim razie mowa o bólu od noszenia w chuście jest bezsensu skoro bolą cię tak czy siak.

  • Anagat
    18 stycznia 2015 at 12:05

    Wraz z mezem zastosowalam metode 'wyplakania’ , gdy moj pierwszy syn mial 9 miesiecy.
    Bylam totalnie wykonczona, odciagalam pokarm przez wiele miesiecy- codziennie godziny na laktatorze, W perspektywie mialam powrot do pracy w ciagu miesiaca ( praca po ok 60-80 godzin/ tydz w tym 24 godzinne dyzury). A moje dziecko budzilo sie srednio co 2 godziny.
    Nie byl glodny(butelke odrzucal), nie chcial przyjsc spac do nas.. on po prostu chcial sie bawic. i tak 24/ 2 / 5 /7 dziecko stoi w lozeczku i chce naszej uwagi.. Potrafil krzyczec i po 2 godziny (nawet wziety do nas do lozka i przytulany). Rano ja bylam zoombie i on tez.

    Ten kto nie stosowal metody, w ogole nie powienien sie o niej wypowiadac. My tez czytajac takie komentarze jak powyzej nie bylismy pewni.. Zbieralismy sie przez kilka tygodni.. No i wreszcie nadszedl TEN wieczor.. Maly wykapany.. dostal nowa zabawke, zasady gry zostaly dziecku wytlumaczone. Dziecko nakarmione, poprzytulane, ulozone w lozeczku z nowym misiem.. po 20 sek jak zwykle juz stalo w lozeczku, po 5 min zaczelo pokrzykiwac, po 10 plakac. I co?? Wracalismy do niego co 1-3 minut.. po 5 razach (15 minutach) maly zasnal slicznie ulozony na podusi (ok 21 wieczorem) i spal do UWAGA.. 4 rano.. wtedy powtorzylismy rytual i dziecko zasnelo po 5 minutach. Drugiego dnia placz trwal 5 minut i maly spal od 22 do 6 rano. Od tego czasu przesypia cale noce. Ma obecnie prawie 3 lata. Jest super przebojowym chlopcem, nie ma zadnych lekow, nie placze(chyba ze ze zlosci).

    Nie wiem jak radzicie sobie ze zmeczeniem.. Ja nie moglabym isc na 24godzinny dyzur po nieprzespanej nocy. Bylabym zagrozeniem dla moich pacjentow. A do pracy wrocic musialam. Poza tym absolutnie nie umiem sie wyspac z dzieckiem.
    Dwa tygodnie temu urodzilam drugiego synka, ktory na szczescie jest karmiony piersia. Chwilowo spi ze mna(pierwszy z nami nie spal) Ale ja jestem wykonczona, nie umiem sie wyspac pomimo tego , ze maly potrafi przespac 5 godzin na mojej klacie. Poza tym… cholernie brakuje mi meza w lozku,

    Jestem pewna , ze znowu w pewnym momencie (pewnie tez ok 8-9 miesiaca) zastosujemy te sama metode.
    Ktos moze to uwazac za egoizm, inny nazywac wyplakaniem (ale dla mnie te 15 minut placzu w porownaniu do 2 godzinnego ryku w srodku nocy , to bylo nic).

    Chustowanie nie przypadlo mi do gustu- jakkolwiek nie zawiazalabym chusty, to i tak bolaly mnie plecy. Noszenie dziecka z tego samego wzgledu odpada.

    Pozdrawiam i goraco polecam metode. Zadnej traumy dziecko nie ma.. ale tez nie byl zostawiony sam sobie, jak to sobie wiekszosc z Was wyobraza zapewne!

  • Justyna K
    21 grudnia 2014 at 22:09

    Przezylam kolki mpkego synka, nosilismy, tulilismy, lezalam cale noce z nim na brzuchu, zeby tylko ukoic jego cierpienie i zeby mogl spac, przez pierwsze miesiace zycia nie spal prawie w swoim lozeczku, co chwila slyszalam: Nie nos! naucz spac w lozeczku! przyzwyczai sie zobaczysz i wiele innych dobrych rad. Kolki juz mijaja i teraz w wiekszosci przypadkow wystarczy polozyc sie obok niego lub polozyc go w lozeczku z moja bluzka i potrzymac za raczke, a w nocy i tak laduje w naszym lozku i spimy do rana razem. Nie daje sie mu wyplakac, jestem przy nim i reaguje.

  • malami
    18 grudnia 2014 at 03:16

    Serce mi się kraje, gdy słyszę płacz mego synka…Zdarza sie to tylko w nocy, gdy budzi mnie i męża, sygnalizując, że jest głodny! Myślę, że płacz ten martwego postawilby na nogi… Nie wyobrażam sobie stosować tego typu „wychowanie” I nie trafiają do mnie argumenty, że dziecko w ten sposób ćwiczy płuca… Nie potrafilabym pozostawić jakiegokolwiek dziecka nieutulonego, samego w łóżeczku.

  • Malenstwo
    24 listopada 2014 at 19:03

    tu nie chodzi o tezy. wystarczy poszukać badań antropologicznych i psychologicznych o behawioralnym podejściu ;). a Swoją droga jak trzeba byc bezdusznym i niekochanym samemu w dzieciństwie by patrzeć na dziecko które płacze i pozwalać na taki stan do upadłego. ja zawsze nawet jak widziałam obce dziecko i Mamę nie reagująca to serce mi pękało i miałam ochotę chwycić Bobofruta i tulić tulić tulić. Dzięki Bogu ze Mój Maz ma takie samo podejście jak ja a Nasz Syn ma tak fajnego Tatę. Mój tata nie miał tyle miłości od swojej Mamy i potem to sie przekładało w jego podejściu do ludzi i rodziny wiec pozwalam sobie na tym przykładzie oraz w oparciu o badania naukowe popierać te delikatna tezę Hafiji i szkoda ze w telewizji nie moze dotrzeć do tych co nie czytają a tworzą:)

  • Marza
    23 listopada 2014 at 22:51

    Dżizas! A co to za teza z jaskiniami? W jaskiniach na pewno nie stosowano czy it out, ale nie mamy też wiedzy, jakie metody stosowano. Skoro jeszcze do lat 50′ poprzedniego wieku popularne było podawanie dzieciom zawiniętego w szmatkę maku w formie smoczka, to można się domyślić, że im dalej w historię, tym więcej chorych metod znajdziesz.. Przecież o inteligencji emocjonalnej i podejściu niebehawioralnym do dzieci mówi się od… lat 90′?. Nie uznaję metody cry it out i nie stosuję, ale czuję jakąś wewnętrzną irytację, czytając twój tekst, bo walisz te swoje tezy bez szerszego kontekstu, co skutkuje tym, że tych nieprzekonanych wcale nie przekonujesz.

    • Hafija
      23 listopada 2014 at 22:54

      „Walisz tezy” 😀

  • Agnieszka
    20 listopada 2014 at 20:30

    Nie zgadzam sie. Ja tez bylam tak zmeczona ze nie slyszalam placzu dziecka, ale przeciez jest jeszcze tata. Na poczatku młody spal tylko na moich rekach i po prostu bylo trudno. Dzis majac 2 lata zasypia gdy ktos siedzi obok bo po prostu do tego dorosl. A czasem nawet sam. Ostatnio gdy zle sie czul i obudzil z placzem w nocy zasnal na rekach meza jak niemowle. Rozczulil mnie ten widok, jak powrot w czasie:) i to bezgraniczne zaufanie na rekach u taty.

    • juti
      20 listopada 2014 at 21:36

      Ale z czym się nie zgadzasz? Z tym, że uważam, że nie mam prawa oceniać czyjegoś postępowania? Z tym, że tak zrobiła moja przyjaciółka? Z tym, że zauważyłam w swoim otoczeniu, że najczęściej do wypłakiwania uciekają się ci, którzy założyli sobie na początku, że będą cały czas przy dziecku – także w nocy – a potem ich to przerosło?

      Czy jest zawsze tata? Czasem jest, czasem nie ma. U mnie tata jest tylko teoretycznie. W praktyce jest w weekend. Radzę sobie sama z dwojgiem dzieci. Dodam, że bez żadnej babci, czy cioci. Gdybym nie miała plany dnia, ustalonych drzemek, tego, że NAUCZYŁAM synka zasypiać samodzielnie (bez płaczu i męczarni) w łóżeczku, moja córka chyba nie chodziłaby do szkoły. A tym bardziej na rehabilitację, która po skomplikowanym złamaniu ręki obecnie jest dwa razy dziennie.
      Mój synek zasypia spokojnie i nie płacze (nie stało się to samo, pracowałam nad tym, ale też nigdy nie pozwoliłam, by płakał w łóżeczku) i dzięki temu, że tak się dzieje, mogę potem zająć się starszą córką, położyć ją spać, porozmawiać, odrobić z nią lekcje, przeczytać jej książkę.

      U mojej przyjaciółki akurat tata jest wieczorami. Kąpie córkę, bawi się z nią, bierze na rower. Ale mają umowę, że on pracuje, więc ona wstawała do dziecka w nocy. To ich umowa. Nie mieszam się. Bo nie mam prawa.

      Każdy ma swoje życie i nie nam to oceniać.

      Gdy czytam inne blogi, mam ostatnio smutne odczucie, że mamy bardzo łatwo oceniają innych. Nie zrozum mnie źle, nie mam na myśli teraz Twojej wypowiedzi. Ale gdzie nie spojrzę – czytam. Ktoś karmi mm – co to za matka! Ktoś kupuje słoiczki i to daje dziecku – jak może! Ktoś miał cesarkę – co to za start dla dziecka! Ktoś nie spał od 8 miesięcy i postanowił, że pozwoli dziecku płakać po 3 minuty (czy jakoś tak, nie wiem, bo nie stosuję), zatem jest wygodny i okrutny.

      Jest jedno zdanie, które zawsze mną kierowało. Napisała je Szymborska: „tyle wiemy o sobie, ile nas sprawdzono”. Zawiera wszystko, co chcę powiedzieć.

      Nie karmiłam piersią. Miałam dwukrotnie cc. Żadnemu z dzieci nie dawałam obiadków ze słoiczka, tylko gotowałam sama, ale za to co jakiś czas podawałam słoikowe owoce. Kupuję gotowe kaszki, bo i tak 3/4 dnia spędzam w kuchni. Moje dzieci śpią od początku w swoich łóżkach. Nigdy nie wypłakiwały się przed snem. Kocham je. Walczyłam o każde z nich po wiele lat. Po drodze w walką medyczną i poronieniem.

      Taka jest moja „historia”. Inni mają swoją.

      Nie oceniam innych. Nie wiem, jak zachowałabym się w ich sytuacji. Nigdy w niej nie byłam i nie będę.
      Nie będę nazywała kogoś wygodnym i okrutnym, dlatego że pozwala na płacz dziecka. Nawet tego nie robię sowim dzieckiem.
      Już słyszałam, że zrobiłam krzywdę swoim dzieciom, bo piły truciznę (czyli mleko modyfikowane) i miały zły start (cc – nieważne, że miałam wskazania).

      Jeszcze kilka lat temu, gdy rodziła się moja córka nie było takiego oceniania… Może mniej dzieci piło mleko matki, może więcej jadło „słoiczki”, nie wiem… Ale wiem, że było normalniej. Sympatyczniej. Były dzieci, które spały w łóżkach rodziców i te, które spały w swoich. Jak dziś. Ale wtedy nie było takiego przekrzykiwania się w swoich racjach, oceniania.
      Była większa akceptacja wyboru rodziców.

      Mam wokół siebie kilka przykładów dzieci wychowanych w łóżku rodziców, którym nie wyszło to na dobre, naprawdę….Nie chcę wchodzić w szczegóły, bo przecież nie każde dziecko, które śpi z rodzicami, takie się stanie. Ale nie chcę i nie będę tego oceniać. Taki był wybór rodziców, od tego są rodzice.
      Nie wierzę, że rodzicami stosującymi metodę wypłakiwania kieruje okrucieństwo. Bo znam takich rodziców i to nie jest żadna patologia, ale KOCHAJĄCY mama i tata.
      Może sposób jest dla mnie niefajny kompletnie, ale nie mogę tego nie zauważyć.

      Wiem, że chaotycznie. Wiem, że częściowo może się wydawać nie w temacie (ale jesteśmy na blogu o mleku mamy oraz rodzicielstwie bliskości, zatem trochę w temacie jednak).
      Naprawdę martwi mnie to wydawanie ocen – źli rodzice, złe pobudki. Co my wiemy o innych?

      PS. Jeszcze raz przepraszam, Agnieszkę, że to pod Twoim wpisem. Ale dawno chciałam o tym napisać, dałaś mi po prostu jakąś motywację i dlatego. Nie bierz tego do siebie, bo absolutnie nie o to chodzi.
      Zresztą napiszę chyba o tym u siebie…
      PS2: Hafijo, przepraszam za kolejny komentarz i to tak długi. Nie wiem, czy masz taki wpis u siebie (bo jak pisałam wcześniej, nie śledzę bloga regularnie), ale jeśli nie masz – może warto uświadomić mamom karmiącym naturalnie, że mamy karmiące butelką nie są złe i nie podają dzieciom trucizny? To naprawdę zaczyna być problem z tolerancją (wiem, że problem z tolerancją dotyczy potem także mam karmiących dzieci długo piersią). jasne, mleko jest gorsze, bo nie jest naturalne, to jasne. Ale w wielu miejscach spotyka się słowa o truciu dzieci i podawaniu świństwa. I myślę, że to chyba nie tędy droga…
      Pozdrawiam!

    • Hafija
      20 listopada 2014 at 21:46

      Mnie zastanawia ten fragment: „najczęściej do wypłakiwania uciekają się ci, którzy założyli sobie na początku, że będą cały czas przy dziecku – także w nocy – a potem ich to przerosło?” skąd takie dane? Bo ja takich nie znalazłam nigdzie.
      O tym „byciu złym” kiedyś pisałam tylko trochę inaczej https://www.hafija.pl/2014/06/wsparcie-laktacyjne.html

    • juti
      20 listopada 2014 at 21:59

      Już tłumaczę. Piszę wyłącznie o tym, co widzę wśród znajomych, nie generalizuję, bo przecież nie prowadzę żadnych badań czy czegoś w tym stylu. Mówię wyłącznie o tym, co obserwuję. Mam wiele mam wokół i trzy mamy zdecydowały się na „wypłakiwanie”. To były mamy karmiące piersią na żądanie, których dzieci spały w łóżku rodziców. Założenie było takie, że to dobre dla dziecka i przyjemne dla rodziców. Po kilku miesiącach (a dokładnie w przypadku dwóch mam po około czterech, a w trzecim przypadku po siedmiu lub ośmiu – dokładnie Ci nie jestem w stanie powiedzieć), okazało się, że rodzina ma dość. Nie śpi, nie ma swojego życia. Rodzice (po kilku innych pomysłach) „wyrzucili” niemowlęta z łózka. A w łóżeczku zaczęła się histeria (swoją drogą, wcale mnie to nie dziwiło). I wtedy weszło wypłakiwanie jako metoda, która miała pomóc.
      Dodam, że żadna z tych mam nie korzystała z chusty. Może to ma jakieś znaczenie?
      Może to przypadek, ale żadna z moich znajomych mam karmiąca butelką, a także tych, które karmiły piersią, ale starały się od początku przynajmniej na część snu nocnego i drzemek kłaść dzieci do łóżeczka – nie próbowało tej metody.
      Jeszcze raz podkreślam, że znam wiele rodzin, które pozostają z powodzeniem w idei rodzicielstwa bliskości. Śpią z dziećmi (akurat każda z tych rodzin obecnie ma dwójkę) i jest im dobrze.
      Za link dziękuję, zerknę.

    • Hafija
      20 listopada 2014 at 22:04

      Ja mam bardzo inne obserwacje. Myślę, że nie jest to regułą.

    • Pam
      21 listopada 2014 at 10:43

      Swoją drogą to smitne, jak zagubieni muszą być tacy rodzice,co od współspania przchodzą od razu do wypłakiwania… Jest przecież morze możliwości pomiędzy, np. usypianie przy karmieniu/ w łóżku i odkładanie do łóżeczka, łóżeczko przystawione donłóżka rodziców… Nie trzeba tak drastycznie 🙁

    • KatKal
      20 listopada 2014 at 21:51

      Są różne historie i rzeczywiście nie należy nikogo osądzać z góry. Jednak myślę, że trochę możemy pogeneralizować. Desperacja nie jest dobrym doradcą. W desperacji można pójść drogą cry it out ale równie dobrze inną drogą – drogą pracy z dzieckiem i nauczenia go zasypiania bez męczarni – tak jak sama to zrobiłaś. To jest praca, siedzenie przy dziecku i masa konsekwencji w działaniu. Można to zrobić, nie pozwalając na zaśnięcie z wypłakania, z braku tchu. O to chodzi. O bierne przeczekiwanie płaczu dziecka. Żadna to metoda. I myślę, że żadna motywacja tego nie usprawiedliwia. Jeśli ktoś sam zajmuje się dzieckiem i nie ma wsparcia partnera czy dziadków, to zawsze można poprosić o inną pomoc, nawet pomoc położnej środowiskowej czy pediatry, są też dziecięcy psychologowie, którzy pomogą nauczyć dziecko radzenia sobie z problemami z zaśnięciem.
      Ja też mam swoją historię. Szczegóły są mało ważne. Ważne są dzieci, które są tu i teraz. Mój 6-letni syn ciągle do nas w nocy przychodzi. Od 6 lat nie przespał ciągiem ani jednej nocy. Moja córka ma 19 miesięcy i co noc się budzi wiele razy. Próbujemy, walczymy – raczej z naszą niemocą już i słabością, zmęczeniem, niż z nią. Ona nas teraz potrzebuje, więc jesteśmy. To minie. Te dzieci za kilka lat będą grzecznie spały w swoich łóżkach, nie będzie ich można rano dobudzić do szkoły, będą same chodziły spać. I będą nam ufać. Będą wiedzieć, że jesteśmy obok nich i dla nich.

    • juti
      20 listopada 2014 at 22:10

      Dziękuję za odpowiedź.
      Ja osobiście także wierzę w to, że zaufanie dziecka do nas jest niezwykle istotne.
      I że wypłakiwanie to żadna metoda „usypiania”.
      I że prędzej czy później będzie problem, by dzieci obudzić o 12 w południe 😉
      Ale akurat we wsparcie/pomoc pediatry czy położnej środowiskowej w kwestii nieprzespanych nocy to średnio wierzę…
      Jeśli nie ma „fizycznej” pomocy (czyli po prostu tata czy babcia wstanie do dziecka i się nim zajmie), to myślę, że to niewiele da…
      Choć przyznaję, że dziecko mojej koleżanki dostało w wieku 3 lat hydroksyzynę od lekarza na 3 tygodnie i pomogło. Potem było lepiej.
      Ale nie każda mama się zdecyduje na to.
      Albo ma środki na psychologa dziecięcego…

      Ale wierzę też, że każdy ma swoją wytrzymałość. I robi różne rzeczy pod wpływem zmęczenia.
      I nie będę tego oceniać, bo nigdy nie będę kimś innym niż sobą.

      Pozdrawiam serdecznie i życzę niebawem pięknie przespanych nocek 🙂

  • juti
    20 listopada 2014 at 16:47

    Się jeszcze raz odezwę 🙂 Pisałam już wyżej, że metody nie lubię i nie dla mnie, jednak nie oceniam tych, którzy się jej chwytają. A znam takie rodziny – i to bardzo normalne i sensowne, wbrew pozorom.
    W każdym razie wiele osób pisze tu, że wypłakiwanie wybierają rodzice z wygodnictwa czy okrucieństwa. Nie zgodzę się z tym. Z moich obserwacji wynika, że najczęstszym powodem jest desperacja, która z kolei wynika z przeraźliwego zmęczenia. Moja przyjaciółka, której trafił się naprawdę trudny „egzemplarz dziecka”, doszła do etapu, który wydawał mi się zawsze niemożliwy – nie słyszała, gdy jej dziecko płakało w nocy! Spała obok. Nie słyszała, naprawdę. Zmęczenie wzięło górę. I ona zastosowała tę metodę. Nie oceniam. Nigdy nie byłam w jej sytuacji – nie mam takiego prawa.
    I jeszcze jedno – z tego, co widzę, najczęściej wypłakiwanie się stosują ci, którzy początkowo decydowali się na totalne oddanie dziecku (np. spali z nim). Po jakimś czasie ktoś z pary miał dość. Często facet. I wtedy zwykle kończyło się oddelegowaniem do łóżeczka – na co wiadomo jak reagowało dziecko – a potem wypłakiwaniem (bo jakoś trzeba było najszybciej dziecko w tym łóżku zatrzymać). Albo oddelegowaniem faceta.
    Z tego co widzę ( a mam dużo mam wokół) ci, którzy od początku sobie jakoś próbowali dziecko „ustawić” (wiem, słowo głupie, ale miałam ciężką noc, słów brakuje ;), rzadko uciekali się do tego sposobu. Bo nie musieli.
    Oczywiście nie generalizuję i mówię o tym, co gdzieś tam obok siebie wiedziałam.
    Znam też oczywiście pary, które są oddane RB i to im pasuje.

    • KatKal
      20 listopada 2014 at 21:40

      Też mi się zdarzało być tak zmęczoną, że nie słyszałam. Wtedy słyszał tata. Mam dwójkę dzieci i wiem, że czasem nie ma możliwości fizycznie, żeby iść do płaczącego dziecka. Są sytuacje, kiedy oboje płaczą. Albo kiedy męża nie ma, jedno płacze, bo się rozbudziło, a drugie płacze, żeby go nie zostawiać samego, kiedy do rozbudzonego płaczącego idę. I wtedy wybieram mniejsze zło. Nie jest doskonale. Chodzę na rzęsach czasem, jak zombie. Często mam dość. Ale dzieci mam szczęśliwe. Wiedzą, że mogą na mnie liczyć. Za kilka lat to zaprocentuje.

  • lili
    20 listopada 2014 at 14:53

    wydaje mi się, że większość ludzi nie jest w stanie stosować tej metody. przecież jak tylko usłyszy się płacz maleńkiej, ukochanej osoby, to chce się zrobić wszystko, żeby przestała i było jej dobrze i bezpiecznie.

  • Angelika
    20 listopada 2014 at 12:38

    Zawsze się zastanawiałam kto wymyślił tę metodę. Na pewno facet i to pewnie taki, który nie ma dzieci. Bo ja, kobieta, matka, kiedy moje dziecko płacze działam automatycznie – reakcja na płacz jest szybsza niż myśl. Zanim zdążyłabym choćby pomyśleć to zdanie „daj jej się wypłakać”, już mam Zosię na rękach, taki impuls. To chyba jest naturalne, a nie ignorowanie płaczu? Matki, które stosują tę metodę chyba same najpierw musiały coś w sobie złamać, żeby mieć siłę później złamać własne dziecko.

    Swoją drogą jak słyszę „popłacze, mniej wysika” albo „będzie miała silne płuca” i to jeszcze wypowiadane o MOIM dziecku, to mam ochotę takiej osobie po prostu strzelić w łeb…

  • juti
    20 listopada 2014 at 11:56

    Zaglądam na ten blog bardzo sporadycznie, bo wiele spraw mnie nie dotyczy (nie karmiłam piersią ostatecznie żadnego z moich dzieci, skończyło się na kilkutygodniowym ściąganiu mleka), poza tym z wieloma głoszonymi tu tezami nie do końca się zgadzam.
    I choć teoria „jaskiniowców” i prainstynktów nawet także mnie niespecjalnie interesuje (cieszę się, że wyszliśmy z jaskiń, cywilizację (generalnie) nie oceniam jako zło), tym niemniej żadne z moich dzieci nigdy nie wypłakiwało się w łóżeczku czy gdziekolwiek indziej. Nie pozwalałam płakać nawet minuty, od pierwszych chwil życia dziecka biegłam do łóżeczka, gdy tylko dziecko zapłakało (nie mylić z piśnięciem czy jękiem przez sen). Zawsze powtarzam jedno i to samo: wierzę, że dziecko pozostawione z płaczem w łóżeczku szybko uczy się samodzielnego zasypiania (wiem, bo znam takie dzieci i to faktycznie szybko działa), jednak wierzę w to, że uczy się głównie tego, że nie warto wołać, bo nikt nie nadejdzie. Traci zaufanie do rodziców. I to jest bardzo smutne. Poza tym – najzwyczajniej w świecie bym tego nie umiała zrobić.
    Dodam, że moje dzieci (córka 7 lat, syn 8 miesięcy) śpią w swoich łóżeczkach od początku. Bez płaczu przed snem i porzucenia. I można to osiągnąć. Tylko trzeba być konsekwentnym w działaniu i czekać na efekt. On nastąpi.
    Pozdrawiam.

    • Hafija
      20 listopada 2014 at 12:50

      Dziękuję Ci za ten komentarz. Nigdy nie będziemy się we wszystkim zgadzać bo inaczej życie byłoby nudne, cieszę się jednak że mimo to możemy znaleźć wspólny język w tych kwestiach które nas łączą 🙂
      pozdrawiam
      A.

  • mmz
    20 listopada 2014 at 11:29

    Też mi się kiedyś wydawało, że to cudna metoda. Wytrzymałam może 10 sekund 😉 Kiedyś gdzieś przeczytałam, że ta metoda powodują, że Maluchy – zrezygnowane, nieszczęśliwe – uczą się jedynie nie okazywania swoich potrzeb, bo i tak nikt nie reaguje. Coś na kształt dzieci z domów dziecka. Wtedy uznałam, że moja decyzja (zaprzestania tej metody, jak tylko zaczęliśmy ją stosować) była słuszna <3

  • Zuzanna
    20 listopada 2014 at 10:38

    Powtórzę to, co napisałam na FB: dla mnie to nie metoda na nauczenie dziecka zasypiania samemu, ale metoda na złamanie dziecka… I chcę dodać coś jeszcze – przy pierwszej Córeczce, która bardzo bardzo potrzebowała uspokojenia jej układu nerwowego i ciałka wyjętego z brzucha drogą cesarskiego cięcia, gdy byłam już tak bardzo zmęczona i zdesperowana, gdy oboje z mężem nie spaliśmy po nocach, przeszło nam przez myśl – „a może TO pomoże?” i wtedy moja śp. Mama opowiedziała mi, jak to ja całymi nocami płakałam i zasypiałam tylko na jej brzuchu (nawet nie przy piersi, bo Mama nie mogła mnie karmić) i oni 4 bite miesiące tulili mnie, nosili, pozwalali na tym brzuchu spać… to mnie wybawiło. to NAS ocaliło.

  • KatKal
    20 listopada 2014 at 09:23

    Myślę, że jeśli ktoś stosuje tę metodę, to czegoś w sobie nie ma. Empatii może, serca, czegoś. Jak słyszę płacz dziecka, a zwłaszcza mojego dziecka, to odczuwam fizyczny ból. Jeśli płaczu nie mogę ukoić, bo dziecku jest naprawdę źle lub je coś mocno boli, to nieraz płaczę razem z nim (choć wiem, że powinnam zachować spokój, bo spokój rodzica uspokoi dziecko) – łzy trudno powstrzymać. Nie rozumiem, czego ma wg rodziców stosujących Cry-it-out ma nauczyć ta metoda. jak dla mnie uczy tylko braku zaufania do rodziców, tego, że w rodzicach nie ma wsparcia. Wolę 100 raz wstać w nocy, noc w noc przez kilka miesięcy, i chodzić jak zombie, niż dać dziecku się wypłakać przez godzinę raz i drugi i słodko spać przez resztę czasu. Chyba bym umarła w czasie tej godziny. Jeśli ktoś chciałby mnie potorturować, to proszę – macie metodę – zamknijcie mnie w pokoju obok dziecka, które płacze i nie pozwólcie mi mu pomóc.

  • Ruby Soho
    20 listopada 2014 at 01:11

    Przy dwójce dzieci bywa trudniej. Czasem musisz się zająć jednym, a drugie ryczy w niebogłosy,, a w domu nie ma nikogo do pomocy. Żal straszny, że tak jest.. ale.. cóż mogę poradzić, nie rozdwoję się, nie zawsze mogę wziąć na ręce. Teraz moja młodsza latorośl ma już 9 miesięcy, więc pewnie zacznę ją nosić w Tuli na plecach, jako że nie ogranicza to w żaden sposób mojej mobilności, ale.. do tej pory bywało ciężko. Żal mi jej, wiem że to dla dziecka duży zawód, że mama nie zawsze odpowiada na rozpaczliwe krzyki, że ona czuje że nie może liczyć na rodzica. Wielki żal. Jednak przy jednym dziecku jest dużo łatwiej, bo nie trzeba dzielić uwagi, uznawać, że jedno z nich jest w danym momencie priorytetowe, a drugie może poczekać. Teraz to wiem, kiedyś łatwiej ferowałam wyroki 🙂

    • Pam
      21 listopada 2014 at 10:28

      Ja z dwójką daję radę tylko dzięki chuście od pierwszego tygodnia życia córki 😉

    • ewelina
      4 marca 2015 at 10:14

      Rozumiem cie i to bardzo.

    • Niekonwencjonalna
      13 grudnia 2015 at 00:54

      Nie chcę być okrutna…ale decydując się na drugie dziecko wiemy czym jest małe dziecko…
      Może poczekać? Skąd wiesz, że może?

  • Żelikowska
    20 listopada 2014 at 00:51

    Przyznaję, że w akcie desperacji raz spróbowałam tej metody. Płakał 40 minut w łóżeczku aż usnął siedząc, z nóżkami zwisającymi przez szczebelki i z głową opartą o nie, jak w więzieniu. Nigdy, nigdy więcej.
    Pozwoliłam mu popłakać, jak uczyłam go spać całą noc. Ale nie długo i wysyłałam Męża do niego, żeby go utulał. I pozwalam mu popłakać kiedy czegoś mu nie pozwalam i stanowczo reaguję (np. na bicie mnie). Rzuca się na podłogę i płacze zrozpaczony, żeby po chwili przyjść i się tulić. Czasami widzę, że zaczyna płakać, ale sam się orientuje, że w sumie nie ma o co (złości) i nie potrzebuje mojej reakcji, ale najczęściej i tak potrzebuje piersi do uspokojenia każdego, nawet najmniejszego smutku. Pozwalam.
    Serce mi pęka jak płacze, zwłaszcza kiedy płacze za mną. Metoda na „wypłakiwanie” w ogóle do mnie nie przemawia.

  • Karolajn
    20 listopada 2014 at 00:28

    Nienawidzę tej i podobnych „metod” pacyfikowania dzieci. Ale.. Bawiac sie w adwokata diabła – jesli np. przez rok usypialam dziecko bujajac na rekach a dzis powiem dość, od dziś zssdypiasz sam w łóżeczku, to ten płacz dziecvka będzie chyba wynikał ze sprzeciwu, niezadowolenia ze zmiany nawyków a nie z samotności? Czy jest mu źle, bo coś się zmieniło, czy dlatego że mama zniknęla i jest samo? Może w takim przypadku dziecko byłoby w stanie zaakceptowac ta zmiane bez histerii?

  • Ania
    20 listopada 2014 at 00:13

    Jak tylko mogę koję płacz dziecka, nie mogę patrzeć jak z jakiegoś powodu na buzi mojej córki pojawiają się łzy….dlaczego ma płakać? dlaczego ma być jej źle? Jestem jej matką, w moich ramionach czuje się najbezpieczniej…moją misją jest tulenie jej i dawanie poczucia bezpieczeństwa…świat jest tak bardzo zły; jeszcze się o tym przekona jak dorośnie. Pozdrawiam

  • Gosia
    19 listopada 2014 at 23:03

    Nie kumam metody na „wypłakanie”. I nie rozumiem, jak rodzice stosujący tę metodę mogą być z siebie dumni.
    Mi zawsze się krajało serce, gdy słyszałam płacz dziecka – odkąd mam własne, to słysząc płaczące dziecko – moje dziecko – odczuwam ból. Nie rozumiem, jak można świadomie i z zadowoleniem ranić siebie, ranić swoje dziecko, pokazywać mu od małego, że jest nieważne, niegodne szacunku – bo przecież tym jest ignorowanie jego placzu.
    I zawsze warto też pamiętać o wzroscie poziomu kortyzolu, który może zaburzyć rozwój takiego małego człowieka, bo po wyplakaniu nie spada, tylko utrzymuje się na wysokim poziomie.

  • Kasia
    19 listopada 2014 at 23:00

    moje dziecko ostatnio zasypia tylko przy mnie. nie raz budzi się o 1 w nocy i nie chce spać póki się nie położę z nią. i tym sposobem w środku nocy budzimy tatę i „wykopujemy” do innego pokoju, żeby ustąpił miejsca Aliszonowi. już słyszałam, że się przyzwyczai – no coż, to ja będę miała „problem” a nie ciocia-dobra-rada 🙂

  • Basia
    19 listopada 2014 at 22:41

    Muszę chyba wydrukować ten tekst i rozdać do przeczytania starszyźnie. Ja za każdym razem, jak lecę do mojej Blanki, żeby ją utulić do serduszka, gdy popłakuje, słyszę „Daj jej się wypłakać, dziecko musi sobie płuca wyrobić”- masakra jakaś :/

  • agatonik_25
    19 listopada 2014 at 22:38

    Niestety,moja mama stosowała tą metodę. Tak jak i wiele innych, które uważała za słuszne. Odbiło się to na moim zdrowiu psychicznym. Od dobrych paru lat walczę z nerwicą lękowa. Bałam się wielu rzeczy. Moi rodzice uważali że to wina mojego charakteru, od zawsze dużo płakałam i bylam „niespokojna”. Teraz wiem że byłam zwyklym dzieckiem. Dopiero kiedy sama zostałam mama zorientowalam się skąd mogla wziąć sie moja choroba. Dzis juz nawet nie reaguje na rady w stylu”za dużo nosisz”, „daj mu popłakać”. Wiem że skutki takich „dobrych rad” są odczuwalne nawet kilka, kilkanaście lat później..

    • maffka
      20 listopada 2014 at 10:45

      Doskonale Cie rozumiem. Traum z dzieciństwa nie da się uleczyć będąc dorosłym. Ciężko z nimi żyć.
      Do tej pory a mam 31 lat jak słyszę muzykę z Twin Peaks to dostaję gęsiej skórki i mam wrażenie że wszystkie noce przeczekane ze strachem do rana wracają w sekundzie. W nocy do WC też ciężko iść 😛 Ktoś z boku powie „ee stara i głupia” ale byłam bardzo straszona wszystkim. Przez to niestety mam bardzo bujną wyobraźnię ale taką smutną i ze strachem. Swoje dzieci będę chronić przed duchami, zmorami, bebokami i wszystkim co złe dla ich wyobraźni.

  • Ania
    19 listopada 2014 at 22:36

    Przy trójce dzieci wypróbowałam juz wiele metod na wszystko i najbliższe jest mi rodzicielstwo bliskości. Dzieci musza zawsze czuć sie bezpiecznie, a zaburzenie tego poczucia bezpieczeństwa prowadzi di poważnych konsekwencji w postaci lęków itp. Dziecko staje sie samodzielne i otwarte na świat z czasem. Nie mozna od niego wymagać by było dojrzalsze niz jest ( często błąd popełnia sie przy drugim dziecku, jego dojrzałość i szybszy rozwój przy młodszym rodzeństwie bywa złudne). Moj czterolatek ma teraz trudny czas, dlatego spi ze mną, mężem i najmłodszym synem. Mamy dwumetrowe łoże, do tego dostawkę z łóżeczka bez bocznej barierki i wszyscy sa szczęśliwi. Jak bedzie gotowy to wróci do własnego łóżka. Wiem to, bo siedmiolatek tak właśnie zrobił. Podpisuje sie wiec pod tekstem za siebie i moich trzech synów. Pozdrawiam

    • magda b
      11 grudnia 2015 at 15:09

      Właśnie rodzicielstwo bliskości. Też mam 3 Skarbów i tez mówiono mi że wiele rzeczy robię źle. Pracuje zawodowo i jak mam odpychać dzieci które cały dzień mnie nie widza? A jak będą gotowe to same zasną itd. Wiem z praktyki a w zamian nieprzespanych nocy i ciężkich czasem dni mam szczęśliwie grzeczne i spokojne Słoneczka i 20 razy dziennie kocham cię mamo

  • Monika
    19 listopada 2014 at 22:34

    Ja staram się znaleźć złoty środek. Chwilkę odczekuję, żeby zorientować się o co dziecku chodzi. Czyli po nanosekundzie jest u mnie na rękach 😀

  • Miejskiewiejskie
    19 listopada 2014 at 20:57

    Nikt nie zarzuca Was opowieściami o tym, jak to w dzieciństwie zastosowano wobec Was metodę wyplaliwania i jakie cuda zadziałała?
    U mnie w domu funkcjonuje/ kiedy to babcia postanowiła, ze nie powinnam dłużej zasypiac przy mamie i powiedziała dość. Podobno stała w drzwiach do mojego pokoju – ja płakałam w łóżeczku a mama na kolanach przed babcia zeby ja wypuściła, tato podobno pchnął babcie- ale ona i tak go nie wpuscila… Zadziałało po jednej nocy. A moi rodzice opowiadali o tym jako o swego rodzaju sukcesie. Metoda straszna- dla nich bo przecież ja nie pamietam ale zadziałała. Moze dlatego odtrąbili sukces?

    Mam podobnie jak Ty – wcześniej było to dla mnie takie proste, oczywiste. W chwilach ciężkich namawiana przez wszystkich bliskich do wypróbowania…. Owszem spróbowałam i nigdy więcej. Choć teraz gdy moja córeczka jest juz duza najpierw badam czy potrzebuje mnie- czy woli byc smutna. Bo czasami ona wcale nie potrzebuje mojej reakcji- tylko uważniej obecności. Ale ona nie jest niemowlakiem- ma 6 lat

    • KatKal
      20 listopada 2014 at 10:20

      U mnie tata kiedyś podobno tak zrobił – dał się wypłakać na maxa i podziałało. Mama zaprzecza 🙂

    • Angelika
      20 listopada 2014 at 12:24

      To ja mam takie pytanie – Nie pamiętasz tego, ale kiedy słuchasz tej opowieści, czy Cię to nie boli?
      Mnie moja mama opowiadała, jak pierwszy raz zaprowadziła mnie do przedszkola: ja płakałam i się wyrywałam, dwie panie mnie musiały trzymać, żeby mama mogła „uciec”. Nie pamiętam tego, ale owszem, boli mnie to bardzo.

    • Miejskiewiejskie
      20 listopada 2014 at 22:26

      Boleć nie boli ale hmmm chyba mam zal, ze nie udało im sie powalczyć z babcią:)

  • Sylwija
    19 listopada 2014 at 20:56

    Poloz do wyrka i usiadz obok to nasz sposob na usypianie starszaka. Choc poczatkowo i tak sa przytulanki, ksiazeczki, bajeczki i opowiesci dziwnej tresci. Ale to nie dla niemowlaka… raczej dwulatka, z ktorym juz mozna sie umowic na cos (choc bywaja dni, kiedy nawet nasz roczniak zasypia w lozeczku sam). Osobom, ktore mysla, ze niemowle poplacze, zrozumie, przestanie, polecilabym dniowke z Mikołajkiem w pierwszym kwartale jego zycia. On sie nie wyplakiwal nigdy. Po prostu zwiekszal poziom dzwieku.

    • MatkaDzika
      19 listopada 2014 at 21:34

      Mój starszy też, raz zdesperowana wzięłam na wytrzymałość, poległam, a ja uparta jestem. Nie przyznam się nigdy ile czasu krzyczał 🙁

  • piwnooka
    19 listopada 2014 at 20:50

    Myślę, że większość rodziców, którzy stosują tę metodę, nie robią tego z okrucieństwa czy wygody. Często debiutują w nowej roli, na początku kompletnie nie znają swojego dziecka i bardziej zawierzają książkowym metodom niż własnemu instynktowi. Ale zazwyczaj „wyrastają” z tego. Jedni szybko, inni dopiero przy drugim dziecku. Mi w ustaleniu pewnego dziennego porządku z pierwszym dzieckiem pomogła Tracy Hogg, natomiast zalecaną przez nią metodę usypiania, z góry odrzuciłam, czując że nie jest czymś dobrym, ani dla dziecka ani dla mnie.

    • MatkaDzika
      19 listopada 2014 at 21:32

      Myślę że w wielu przypadkach jest tak jak pisze Piwnooka 🙂 A otoczenie zamiast wesprzeć to albo przekonuje do tresury albo naskakuje że matka wyrodna że takie metody stosuje :/ Mało kto bierze pod uwagę że matka czuje się zagubiona 🙂

  • klodia
    19 listopada 2014 at 20:44

    Podpisuję się wszystkimi kończynami i pożyczam jeszcze te od kotki obok!
    Nienawidzę tego. Nie raz slyszałam, zostaw go! daj spokoj, musi się wypłakać, uwaga – „płuca rosną hehe hahaha”, no żesz. Nie mogę i już. Nosiłam. Noszę. Mam dwulatka, który zasypia na rękach. I co? I trudno! Dobrze mi z tym. Jest bardzo emocjonalny, był od zawsze. Ja też. Jego płacz = moje wielkie poruszenie. Kiedy nosiłam znosilam też krytykę życzliwych obok… I smiechy etarz, że dwulatek noszony, że mamisynuś będzie. A pff.

    Ale się zdenerwowałam.

    Brawo za wpis. 🙂

  • Mama bliskościowa
    19 listopada 2014 at 20:36

    Jestem przerażona matkami zafascynowanymi wypłakiwaniem i książkami dziecięcych treserów. Calłkowicie się pod Twoim postem podpisuję.

    • Niekonwencjonalna
      12 grudnia 2015 at 19:29

      One nawet wynajmują panią „usypiajkę” by dziecko wytresować…

  • maffka
    19 listopada 2014 at 20:21

    Nigdy nie lubiłam tej metody. Źle mi jak dzieci a tym bardziej moje płacze. Reaguję na płacz, podniesiony głos, śmiech czy ciszę. Oczywiście słyszę, że noszę, rozpieszczam daję za dużo … jak mam dobry humor puszczam mimo uszu ale jak nie to jestem złośliwa i mam to w nosie ;] Ot taka mama ze mnie … dla mojego dziecka NAJLEPSZA 🙂

    • Kasia
      19 listopada 2014 at 22:55

      Amen 😉 zgadzam się 🙂

  • Gosia
    19 listopada 2014 at 20:15

    dzisiaj mój 4-miesięczny synek płakał straszliwie i nie mogłam go uspokoić -miał pobieraną krew, 2 razy był kłuty a głowę i dopiero za trzecim razem krew udało się pobrać krew z ręki. Przez te kilka minut czułam się okropnie … Jak tylko mogłam natychmiast go przytuliłam do piersi i zaraz się uspokoił.

  • kejt
    19 listopada 2014 at 20:14

    Większość tzw. metod jest skierowana na wygodę rodzica. Zabawne, że ludzie robią sobie dzieci a potem je tresują, aby było tak, jakby ich nie mieli…

    • Asienka
      29 listopada 2014 at 00:25

      ooo i tu sie jak najbardziej zgodze 🙂

      tylko dzieci szkoda, bo one sie przeciez na swiat nie prosza 🙁

    • Kadi
      2 maja 2015 at 20:57

      To nie tak, tu chodzi o przespane noce rodziców, a więc o bezpieczeństwo dziecka. Jak rodzic, który wstaje kilkanaście razy w nocy i od nowa musi karmić i usypiać swoja pociechę może normalnie i BEZPIECZNIE funkcjonować? I nie piszcie tu o zaletach wspólnego spania, zasypiania przy piersi itp, bo nie zawsze zdaje to egzamin. A nie od dziś wiadomo, że długotrwałe zaburzenia snu wpływają na samopoczucie, koncentracje itp, nie tylko dorosłego, ale również dziecka. I dla bezpieczeństwa tego właśnie wyczekanego, ukochanego i najważniejszego na świecie dziecka, żeby ze zmęczenia nie przeoczyć czegoś, co może doprowadzić do wypadku, żeby nie wyładowywać na nim frustracji rodzącej się z niewyspania rodzice testują rożne metody „tresury” jak to nazywane jest w komentarzach. A metody CIO często są ostatnia deską ratunku. Zresztą mądrze rodzice sięgają do źródeł, do książek np dr. Ferbera, a nie powielają zasłyszane lub wyczytane w internecie schematy.

    • Jana
      11 grudnia 2015 at 13:45

      Kadi a mama nie może położyć się w dzień, gdy dziecko śpi?

      Zwykle dzieci potrzebują więcej snu niż dorośli.

    • Beti
      11 grudnia 2015 at 21:26

      A co zrobić jak się ma więcej dzieci i nie można się przespać w ciągu dnia tylko jeszcze opiekować się druga pociechą?. Długotrwale niewyspianie się prowadzi do depresji i nie znaczy że się jest psychicznie słabym. Wiem znam to jestem dość odporna osoba ale kiedyś mało nie zasnęłam za kierownica wiozac cenny ładunek, podwójny. Można wydawać opinie ale każda sytuacja jest inna, inne są dzieci i inni rodzice, więc nie osadzajmy kogoś zbyt pochopnie. Ze spaniem jak z karmieniem każdy wybiera takie jakie jest najlepsze dla dziecka, bo nie każdy radzi sobie z karmieniem piersią. Robimy co możemy dla dobra dziecka.

    • A.
      11 grudnia 2015 at 15:30

      Jak dużej koncentracji potrzebuje matka na urlopie macierzyńskim, aby zajmować się niemowlakiem? Brak snu w nocy można nadrobić snem w ciągu dnia, wtedy kiedy śpi dziecko. Po jakimś czasie organizm dorosłego człowieka przyzwyczaja się do zarwanych nocy i potrafi odpoczywać. A zakładanie, że urodzi się dziecko i nadal będzie się spało nieprzerwanie 8 godzin w nocy jest jakimś absurdem. Po za tym nie rozumiem rodziców, którzy chcą ćwiczyć cierpliwość swoich niemowląt zostawiając je, aby się wypłakały, a sami nie mają na tyle cierpliwości, aby przeczekać te kilka/kilkanaście miesięcy w swoim życiu, aż dziecko zacznie przesypiać noce.

    • Cynthia
      11 grudnia 2015 at 18:24

      A czy przyszło Ci do głowy, że niektóre matki mieszkają w mieszkaniach, w blokach, gdzie NIE DA się zasnąć w ciągu dnia, bo jeden sąsiad robi remont, drugi ma psa, który wyje całe dnie pozostawiony sam, a na dole w budynku właśnie zamykają sklep w ubraniami i otwierają knajpę – borują, wiercą od 7 rano do 20? To nie jest zmyślony scenariusz, to moje życie przez rok na macierzyńskim. ANI RAZU w ciągu ponad 365 dni nie udało mi się zasnąć w ciągu dnia. Nie dość że większa część młodych matek śpi jak zając pod miedzą, to jeszcze wiele z nas nie mieszka w willi, gdzie – gdy dziecko zaśnie – ona też, bo nie jeżdzą jej pod blokiem karetki na sygnale itp. Ja się modliłam, żeby moje dziecko zasnęło w tych miejskim zgiełku i pospało chociaż godzinę.

    • Dorota
      12 grudnia 2015 at 15:44

      Mieszkam w bloku w Warszawie. Jeżdżą karetki, bo niedaleko mam szpital, sąsiedzi robią remont i z niezwykłą regularnością dozorcy koszą trawniki i wielkimi głośnymi dmuchawami odgarniają liście. Do tego jak moja mała śpi to po nocy robię zlecenia, bo jestem grafikiem. Moja córka nie toleruje siedzenia w samotności i oczywiście najlepiej czuje się na rękach.Do głowy mi nie przyszło, by stosować metody na „wypłakanie się”.

    • marta
      11 grudnia 2015 at 18:56

      Niektórzy mają więcej niż jedno dziecko, np dwójkę albo trójkę, z małą różnicą wieku, i wszystkie w domu, bo np najstarsze nie dostało się do przedszkola. Dobra zabawa 24 / 7 gwarantowana. Już z dwójką jest niezły ubaw. Jak popieram każdą kończyną i piersią długie karmienie, przytulanie ile wlezie, reagowanie na każdy płacz każdego swojego dziecka itp. Ale tak jakoś nie młodnieję z każdym kolejnym rokiem i dzieckiem i nie, organizm nie przyzwyczaił się do 3,5 roku zarwanych nocy. O ile wypłakiwanie się jest kompletnie bez sensu, o tyle gnanie na każde kwęknięcie roczniaka, półtoraroczniaka, jest po prostu bez sensu. Przytulać się można też w dzień, a nie budzić po 10 razy w nocy przez 5 miesięcy z rzędu. Niektórzy poza „siedzeniem z dziećmi w domu” też mają pracę albo np wsiadają w samochód o 6 rano, żeby coś załatwić. I nie mogą zabić ludzi na autostradzie.

    • m
      12 grudnia 2015 at 16:01

      no wlasnie, kolejne dziecko weryfikuje metody wychowawcze… Moje starsze mialo rok i 3 miesiace jak urodzilo sie mlodsze. Nie bylo szansy na sen w nocy a tym bardziej w dzien. Jedno zasypialo a drugie sie budzilo i przeszkadzalo w usypianiu pierwszego. Oboje bardzo wymagajace i sporo placzace i po prostu fizycznie nie dawalam rady tego placzu ukajac za kazdym razem, bo brakowalo mi rak, mimo tego ze codziennoscia byly sytuacje, w ktorych 1 reka kolysalam wozek z zasypiajacym i marudzacym starszym , w drugiej rece trzymalam mlodsza, ktora wlasnie sie obudzila, broda podtrzymywalam butelke z ktorej pila mloda, spiewajac ptzy tym kolysanke. A co jesli dwoje dzieci placze na raz? Co jesli jednoczesnie chca jesc? Nie mozna sobie lezec wtedy z niemowleciem przy piersi, glodzac drugie. Macierzynstwo, macierzynstwu nierowne. To wszystko zalezy od tego jakie jest dziecko-niektore sa spokojne, inne placza non-stop, oraz od ilosci potomstwa i osob do pomocy przy dziecku.

    • abakercja
      12 grudnia 2015 at 08:30

      ale przecież matka na macierzyńskim oprócz zajmowania się niemowlakiem również zazwyczaj sprząta i gotuje. no chyba, że akurat rodzinę stać na gosposię, ale to nie każdego. zajmowanie się domem nawet bez dziecka jest równie wyczerpujące jak każda normalna praca zawodowa. a z dzieckiem to jeszcze bardziej.

    • Niekonwencjonalna
      12 grudnia 2015 at 19:26

      Ostatnia deska ratunku – uszkodź dziecku układ nerwowy.
      Czemu zatem od razu nie przywalą mu deską?
      Decydując się na dziecko chyba mamy świadomość tego, że maluch nie będzie ideałem bez głosu?
      Takim ludziom dla bezpieczeństwa dziecka i ich proponuję dożywotnią antykoncepcję.

    • Anna
      18 maja 2016 at 14:11

      Nie zgodzę się, ponieważ większość „tzw.metod” jest skierowana na zdobycie przez dziecko umiejętności spania. Sen jest dzieciom potrzebny, tak samo jak jedzenie. Widziałam jak moje dziecko zachowuje się, kiedy prawie w ogóle nie śpi (bo nie można nazwać regenerującym snem 8 godzin snu nocnego przerywane co każde 45 minut). Takie dziecko po prostu nie bawi się, nie gaworzy, nie raczkuje – ono cały czas płacze i chce na ręce, bo jest mu źle. A jest mu źle, bo jest NIEWYSPANE. Podejrzewam, że gdybym mu nie dawała jeść, zachowywałoby się podobnie… Ale głodząc dziecko zostanę nazwana złą matką. Natomiast pozwalając dziecku nie spać, zostanę nazwana super matką, taką co to potrafi się poświęcić.

  • Mama Paulina
    19 listopada 2014 at 19:55

    Póki nie zostałam mamą to te metody również wydawały mi się genialne i jakże proste… Teraz myśle, że takie zachowanie to po prostu absurd i znęcanie się nad dzieckiem. A mam dziecko tak jak cudowne tak emocjonalne. Jak się uśmiecha to na całego, ale ze złością jest również bardzo ekspresyjna. Robimy wszystko żeby nie płakała, a za komentarze z serii „terrorystka, już rączki wymusiła” mam ochotę przywalić, krzesłem najchętniej i to bez ostrzeżenia 🙂
    Swoją drogą to ciekawe jak dużo jest spraw, których byłam pewna na 100% (przed porodem) a jak wiele z tego zweryfikowało życie.

    • Kasia
      19 listopada 2014 at 22:53

      terrorystka mała, cały dzień pewnie siedzi, knuje i zaciera te małe rączęta (zależności od wieku – ciekawe czy wie że to są akurat rączki 😉 ) żeby tylko wymyślić dobry sposób na zmuszenie rodziciela do noszenia na rękach… taaaa teżz czasem mogę tłumaczyć i tłumaczyć a tu jak grochem o ścianę

    • Ola
      19 stycznia 2015 at 13:12

      Dokładnie. Jeszcze nie wie że to co jej przed buzią lata to jej własne rączki, ale już umie wymusić na rodzicach posłuszeństwo. A my głupi, tacy sprytni i dorośli się dajemy

    • Missinfinity
      11 grudnia 2015 at 12:35

      Mam to samo ?

Comments are closed here.