Wsparcie laktacyjne
Na początku mojej drogi niesienia kaganka wiedzy laktacyjnej popełniłam wiele błędów. Byłam zaborcza, przemądrzała, nieempatyczna, kategoryczna i agresywna. Popełniałam klasyczną laktacyjną bezmyślną krucjatę. Pewnie dlatego, że nie wiedziałam tego co wiem teraz. Nie w zakresie laktacji ale w zakresie jej braku i rezygnacji.
To co piszę teraz, piszę do osób które wsparcia laktacyjnego udzielają lub swoją wiedzę niosą między kobiety.
Kiedyś często pisałam:
– każda kobieta może karmić, nie może kilka procent
– przeciwwskazania do karmienia są nikłe
– niekarmienie bez wskazań to lenistwo
Patrzyłam równo na wszystkich i nie było wybacz. Myliłam się.
Tak na prawdę karmić nie może około 20% kobiet.
Dużo, co?
Kiedyś mówiło się że nie może kilka procent, ułamek… ale z przyczyn obiektywnych karmienia nie podejmie więcej mam – własnie około 20%.
Z jakich przyczyn?
Bardzo często tego po prostu nie poznamy, bo oprócz tych kilku procent niezdolności do produkcji pokarmu, chorób i schorzeń, problemów z sutkami mamy i ustami dzieci jest jeszcze cała masa uwarunkowań społecznych, psychologicznych i osobistych. Bardzo często kobiety nie powiedzą nam dlaczego nie karmią, nie powiedzą dlaczego nie chcą albo powiedzą coś innego co po prostu oddali od nich uczucie potrzeby wytłumaczenia się. Czasem problem w niechęci do karmienia siedzi tak głęboko, że nawet dobry psycholog nie wyciągnie z kobiety tego co ona myśli i czuje. Są sprawy, o których nie dowiemy się nigdy ale najpierw zanim założymy złą wolę „tej co nie karmi” pomyślmy ile rzeczy w życiu musiało się złożyć na taką a nie inną decyzję, oraz pomyślmy o gniewie który czasem na sobie odczuwamy „my co nam się udało i się wywyższamy”, jak silne i negatywne muszą być te uczucia, jak trudno może być się z nimi uporać – nie utrudniajmy tego bardziej. My ich nie przenośmy na siebie, nie odbijajmy piłeczki – tak damy radę zrobić więcej. My nie musimy rozumieć tych kobiet – ja nie rozumiem z ręką na sercu ale już wiem – dzisiaj – że to nie jest moja sprawa i to nie z nimi chcę pracować, nie nim nieść wiedzę.
Będą kobiety którym się nie uda i nie będą karmić mimo szczerych chęci – bo ani wsparcia w domu ani poza nim nie dostały – lub dostały ale kiepską lub wręcz im przeszkadzano.
W wielu z nich będzie buzowała agresja, zaprzeczenie i inne negatywne emocje, inne będą opowiadały bzdury które ktoś im powtórzył lub doradził, ale nie jest moim ani naszym zadaniem nawracać, udowadniać, że coś zrobiły źle, że są leniwe, że się im nie chciało, że cośtam… Prostować nieprawdę, tłumaczyć i rozmawiać z kobietami które chcą karmić i które karmią. To w edukacji młodszych kobiet, w przekazywaniu wiedzy jest nadzieja, że kobiety nie będą potulnie uginać się pod naporem półek z puszkami, pod groźnym okiem niewyedukowanego personelu, że nie będą się godzić na nijaką i żadną pomoc ze strony władz i resortów. Dopiero praca z ludźmi – długa praca, kurs, nauka empatii, nauka słuchania, nauka tego, że statystyka to jedno a pojedynczy człowiek to drugie nauczyło mnie czym NIE jest pomoc i wsparcie laktacyjne i ono nie będzie miało prawa istnieć jeżeli nie przerobimy sobie same w głowie naszej laktacji, jeżeli nie odetniemy się od prywatnych przedzałożeń i… Internetu. Nie pomożemy nie wychodząc do ludzi. Nigdy…
Nie pomoże nam kłócenie się z kobietami (szczególnie w internecie – przerobiłam – niesmak pozostał do dziś) które piersią nie karmią, nie pomoże nam wytykanie i obrażanie się na siebie ani dzielenie się w walce o laktację. Wiem to – przerobiłam to. Najgorszym wrogiem karmienia piersią możemy stać się my same jeżeli nie zbudujemy w sobie potrzeby wzajemnego wspierania siebie i kobiet które karmią, będą karmić i chcą karmić oraz tych którym się nie udało i nie chcą i tych które nic nie wiedzą i gadają głupoty.
Bo mamy, które nie karmią potrzebują wsparcia laktacyjnego. Potrzebują, ale nie koniecznie naszego, jeżeli go nie chcą i jeżeli nie umiemy wykrzesać z siebie zrozumienia. Bo one nie potrzebują danych z książeczek i list przeciwwskazań, ani mówienia, że są leniwe albo niedouczone – bo nie są, tylko ich historia jest trochę inna niż byśmy chciały.
A my róbmy swoje, razem, dla mam i dla dzieci przed którymi droga mleczna jeszcze się nie otworzyła…
Super, że to piszesz. Niestety nie każda kobieta trafia na wsparcie ze strony innych i niestety zauważyłam ze wciąż wierzy sie w głupie mity na temat karmienia piersią i diety mamy karmiącej… Mam córeczkę 3 miesięczna i bardzo chciałam karmić piersią i udało mi sie 🙂 ale miałam to szczescie, że w moim zyciu jest moja mama, ktora była dla mnie wsparciem, pomogła mi, nauczyła mnie i wygoniła z mojej głowy głupie zabobony na temat karmienia. Większość moich koleżanek karmi mm ale jedynym powodem ktory podają jest to ze nie chciały trzymać restrykcyjnej diety. Ja jem w zasadzie wszystko na co mam ochote oczywiscie pomijając używki, jem zdrowo i obserwuje córeczkę 🙂 szkoda ze wciąż panuje przekonanie ze karmiąc można jesc tylko kurczaka i marchewkę na parze 🙁 a wzdęcia i kolki u maluszka zwala sie tylko na dietę mamy, a wiadomo ze takie maluszki do 3-4 mies maja jeszcze układ pokarmowy niedojrzały … Karmienie piersią córeczki jest jedną z piękniejszych i przyjemniejszych rzeczy jaka mi sie przydarzyła i życzę aby każda kobieta była tak zadowolona i znalazła wsparcie w kimś z otoczenia 🙂
Agnieszko, tak strasznie mi smutno, że nie jesteś dostępna dla mnie w cztery oczy. Walczę o karmienie każdego dnia, ale to jak droga przez mękę. Każde milimetry mleka są na wagę złota. Na dźwięk laktatora mam odruch wymiotny. Próbujemy wszystkiego co się da, nikt do tej pory nie był w stanie nam pomóc, a fundusze kurczą się okropnie, butelki, suplementy, laktatory, cdl, chusty a do tego brak snu..zmęczenie, złość na samą siebie i frustracja… i już wychodzę z założenia, że to kwestia dni (najbardziej przytłaczające myśli jakie mam). Czytam, staram się edukować, kombinować jak się da i czuje, że odnoszę porażkę jako mama…
Z takim upragnieniem czekam na to jedno nocne karmienie, kiedy malutka chwyta pierś, najada się i zasypia… cała reszta doby okraszona jest łzami, nerwami i odciąganiem..
I dlatego Hafija jesteś najlepsza na „rynku” promowania karmienia. Jestem położną, ale cały czas chcąc być na bieżąco śledzę Twoje poczynania. Powiem więcej, śledzę kilka blogów, a tylko Twój jestem w stanie z czystym sumieniem polecać kobietom, właśnie dlatego, że mało u Ciebie oceniania, więcej rozjaśniania magii kp.
Jako położna, mama karmiąca piersią i po prostu kobieta- wielkie dzięki!
Z przyjemnością przeczytałam ten wpis. Przyznam szczerze, że to właśnie przez Twoją agresję i arogancję w stosunku do kobiet niekarmiących piersią (choć sama uskuteczniam już 15m-sc kp) przestałam Cię czytać. Uderzyło mnie jak przeczytałam jeden komentarz pod Twoim wpisem – jakaś kobieta napisała że mimo szczerych chęci nie mogła karmić piersią i chciała żebyś nie skreślała takich kobiet jako dobrych matek. Ty jej odpisałaś, że wg Ciebie jedyną słuszną metodą karmienia dziecka jest kp. I koniec. Ogromna ignorancja i brak empatii. Ja rozumiem, że kp jest najlepsze, ale to nie jest powód żeby stygmatyzować matki, które nie mogą z różnych przyczyn. Szacun, że w końcu to zrozumiałaś.
Droga Hafijo – jakaś metafizyka chyba, bo właśnie wrzuciłam post dziś o mojej wolca – przegranej, wspomniałam nawet Ciebie bo gdy tu wchodzę i czytam, za każdym razem dostaje doła….że inni mogą, a ja jestem za słaba.
https://matka2ki.blogspot.com/2016/01/kraina-mlekiem-pynaca-i-matka-w.html
Będąc w ciąży bardzo wnikliwie starałam się zgłębiać wiedzę na temat naturalnego karmienia, oczywistym było dla mnie że będę karmić piersią…mojej bezwzględnej i bezlitosnej ocenie poddane były wszystkie znajome karmiące mieszanką. ..”Boże jakie one leniwe, poszly na łatwiznę” -myślałam. Po porodzie na skutek komplikacji nie mogłam wiedzieć się z córką, która zabrana do inkubatora zaczęła byc dokarmiana nie podejrzewalam że przyniesie to tyle wydarzeń które w efekcie sprawią ze mimo chęci z przyczyn niezależnych nie mogę karmić wyłącznie piersią…rozpoczęłam walke o wyłączne kp ale w głębi duszy bylam okropnie przygnebiona tym że sama siebie tak strasznie siebie oceniam i wraca do mnie ten osąd ktory kiedyś wydawałam wobec innych…dziś dzięki odpowiedniej pomocy udało mi się przejść na wyłączne kp ale wiem że pochopna i zbyt łatwa ocena może wyrządzić wiele niedobrego.
Droga Hafijo, coś mi się kojarzy taki tekst w którym pisałaś właśnie o tych kilku procentach (no chyba, ze to nie było u Ciebie to zwracam honor), że tak naprawdę istnieje tylko kilka przypadków gdy karmienie piersią jest niemożliwe. Po tym tekście ( tym tutaj, powyżej) można powiedzieć, że „dojrzałaś” jako promotor karmienia piersią – przynajmniej ja mam takie odczucie.
Sama po swoim przykładzie wiem, że nie zawsze się da – szczególnie gdy nie masz wsparcia bliskich. Przy pierwszym dziecku do pracy wróciłam około 7-8 miesiąca po porodzie. Jeszcze przez prawie 2 miesiące walczyłam – ale ile można wstawać o 4 i ściągać mleko na dzień ( na 5:30 do pracy) – a tam praktycznie pustki bo w nocy ssak się przykleił. Wracasz do domu około 14 i okazuje się, że Twoje dziecię wypiło już mm i śpi. Więc znowu ściągasz – żeby coś było w zapasie. Jedyne „normalne” karmienie to to wieczorne. Kolejnych kilka dni idziesz na drugą zmianę. Więc udaje Ci się położyć malucha na drzemkę w dzień ( po karmieniu piersią) – ale wieczorne karmienie znowu odpada – bo wracasz do domu około 22-23… Laktacja rozregulowana na maksa – sama zaczęła zanikać. Dziecko w pewnym momencie też już nie chciało piersi – wolała „łatwiejszą” butlę..
Druga córka, roczny macierzyński, potem wychowawczy – karmienie piersią zakończyłyśmy samoistnie krótko przed 2 urodzinami – nie budziła się w nocy, zasypiała sama, kilka razy nie chciała piersi – i laktacja znikła. Przeszło to naturalnie. Ja się nie denerwowałam, że dziecko mieszanką zapycham, córka sama zakończyła karmienie piersią. I tak powinno być zawsze – ale nie zawsze się da 😉
Pozdrawiam ciepło!
Dziękuję za ten tekst, przeczytam go jeszcze przynajmniej parę razy. Niestety w tym momencie jestem na etapie, na którym Ty byłaś na początku – krytyka i moralizatorstwo, ale postanowiłam to zmienić, także dzięki temu co napisałaś. I mojemu mężowi, który mi wczoraj powiedział „świata nie zmienisz” i wytłumaczył, że trzeba pomagać tym, którzy proszą o pomoc, a nie tym, którzy jej nie chcą. Popełniłam wiele błędów, mimo iż chciałam dobrze. Wydawało mi się, że moje ponad dwuletnie doświadczenie w karmieniu piersią daje mi prawo do wydawania sądów i oceniania wyborów innych, myliłam się.. Czas na zmiany 🙂
Dziękuję!
Pisałam już u siebie, żeby się wspierać a nie oceniać. Cieszę się, że Ty piszesz o tym, bo dla wielu matek jesteś autorytetem w tej dziedzinie. Wielokrotnie byłam krytykowana i słyszałam, że jakbym naprawdę chciała to bym karmiła, że mam robić to czy tamto bo w innym przypadku to jestem leniem i nic z tego karmienia nie wyjdzie. Dopiero kiedy opowiadam całą historię zamykają się usta. A ja właśnie tego oczekuję, tej pomocy, wsparcia, dobrej rady a nie zaczynania zdania od oskarżeń i oceny. Po to się właśnie prosi o pomoc, żeby ją uzyskać. Nie pogrążyć, wpędzić w poczucie winy. 20% Czy dużo..? Myślę, że bardzo realne. Na początku mojej walki wierzyłam, że nie jestem nawet w tych 20% z problemami, im dalej w las, czuję, że jestem w tych kilku procentach…
Dziękuję za ten wpis. Powiem szczerze, że jeszcze w ciąży zaczytywałam się w Twoim blogu. KP było w moich wyobrażeniach czymś totalnie naturalnym…i łatwym. A potem urodziła się Matylda. Z infekcją. W związku z kp pojawiły się problemy o jakich nawet nie śniłam. Dałam radę tylko i wyłącznie dzięki wsparciu położnym w szpitalu, ale lekko nie było, było b. trudno, i jeszcze jeden kolejny dzień, a pewnie bym się złamała. Łatwo pisać, że wszystko się da, że tylko kilka procent nie może, że mm to lenistwo …. kiedy własne kp przebiegało bez problemu. Ale istnieje szereg różnych problemów i nie wszystkie kobiety otrzymują profesjonalne wsparcie. Cała ta sytuacja totalnie zmieniły moje postrzeganie tematu. Twój (i nie tylko Twój) kategoryczny ton wypowiedzi nie odpowiadał mi. Kobieta kobiecie wilkiem. Za co? Za mm? Przecież prawie za każdą decyzją o mieszance stoi jakiś nierozwiązany problem. A niesttey, nie wszystkie z nas mają dostęp, wiedzę, możliwość czy chociażby kasę, aby tę pomoc otrzymać. A głodne dziecko płacze. Także dziękuję za zrozumienie, empatię i spuszczenie z tonu:) Pozdrawiam serdecznie.
Miałam podobną historię, z tym że moja córeczka – ku naszemu zaskoczeniu – urodziła się z wadą genetyczną, została od razu po porodzie zabrana do inkubatora i na oddział patologii noworodka. Nie miałam nawet laktatora, bo po lekturze Hafija.pl byłam pewna, że będę karmić wyłącznie piersią i na pewno dam radę. Malutka przebywała trzy tygodnie w szpitalu i przez cały ten czas próbowałam pobudzić laktację (dodam jeszcze, że poród wywoływano u mnie sztuczną oksytocyną). Nie udało się… szok, ogromny stres, brak snu, łaknienia, depresja… spowodowały, że byłam w stanie odciągnąć 5-10 ml bez żadnego progresu. Do tego córeczka miała cofniętą żuchwę, a ja zbyt krótkie sutki jak dla niej, a lekarze ciągle powtarzali, że mała je zbyt mało, musi przybierać na wadze etc. Wierzcie mi – bardzo chciałam karmić piersią i wciąż jest mi bardzo przykro, że się nie udało… Cieszę się natomiast, że – choć na mm – malutka ma się dobrze, rośnie i nie głoduje. Tak że polecam zawsze zastanowić się, nim się kogoś oceni. Bo, gdy ktoś pyta mnie czy karmię piersią, zawsze odpowiadam „Niestety nie”… Pozdrawiam i życzę wszystkim dużo empatii i wyrozumiałości. Bądźcie wdzięczne losowi, że Wam się udało. Nie każda mama miała tyle szczęścia.
Dla mnie terror laktacyjny równało się Hafija. Cieszę się, że weszłam do Ciebie mimo długiego niezaglądania. Okres karmienia piersią był dla mnie wyjątkowy i jest to dla mnie ważny temat, dlatego tym bardziej cieszę się, że zrozumiałaś pewne sprawy, bo świetnie się nadajesz do rozpowszechniania tej tematyki. Widać jak dużo serca poświęcasz tej sprawie. Pozdrawiam
Myślę, że to o czym piszesz odnosi się tak naprawdę do wszystkich sfer związanych z rodzicielstwem. Wychowywanie dzieci to jest wyzwanie i potrzeba wsparcia, empatii i zrozumienia, a nie krucjat, walki na argumenty i wyzywania od leni i nieuków…
Tak, też doszłam do takich wniosków niedawno. Jeśli tzw. terror laktacyjny – to tylko w stosunku do siebie. Jako terapeuta nie mogę, nie mam prawa oceniać decyzji rodziców, matek, ale mam obowiązek zawsze pomóc im, gdy szukają takiej pomocy. Także gdy karmią butelką. 🙂
Miałam ten sam neoficki zapał, bombardowałam argumentami za kp niczym wrogi myśliwiec. Potem emocje opadły, jakoś samo się odechciało namolnie ewangelizować. A teraz, po tym poście, po tych 20 procentach to już w ogóle. Zresztą, im bardziej naciskasz, tym większy opór. Jak z dziećmi. I jak w przypadku dzieci – z wyrozumiałością i miłością trza.
ps Za ten rachunek sumienia,wielki szacun:)
Bardzo Ci dziękuję za ten wpis… u mnie karmienie piersią było bardzo problematyczne, udało mi się karmić 8 miesięcy, później się poddałam, nie wytrzymałabym psychicznie ani jednego dnia więcej odciągania mleka laktatorem 🙁
I o to chodzi! Nie sztuką jest mówić komuś, że źle robi, że się myli. Sztuką jest zrozumieć innych!
To bardzo ważne. Bo właśnie na tym polega wsparcie. Nawet patrząc na swojego syna widzę, że najwięcej uczy się patrząc i naśladując. Żadne krzyki, namowy, kłótnie nie pomagają.
Bardzo mądre! Zgadzam się całkowicie. I może to jest kolejny krok do tego, żeby matki zaczęły sobie pomagać a nie dyskutować bez sensu. I karmić poczucie winy. A, jeszcze raz sobie przeczytam.
Bardzo szczere i bardzo dobre! Brawo!
myślę, że wsparcie dla mam w karmieniu naturalnym jest bardzo ważne. Sama pamiętam jak w szpitalu gdy Jurkowi ulewało się, bo pił bardzo dużo w porównianiu do jego małego żołądeczka spytano mnie czy podać mieszankę. Podobnie pediatra nie wyobrażała sobie jak mam karmić skoro zamierzam wracać do pracy, że powinnam podać mm. Z drugiej strony, jeśli mama ma jakąś blokadę lub po prostu nie odpowiada jej taka forma karmienia, nie można terroryzować. Ważne by to matka sama dokonała wyboru metody karmienia, bez nacisków od osób trzecich.
W moim otoczeniu to ja, karmiąca, jestem w mniejszości, więc gdybym była nietolerancyjna dla nie-karmiących to na mnie odbiłoby się to bardziej.
Znam różne przypadki… jedna szwagierka karmiła 3 miesiące i straciła pokarm ze stresu, bo dziecku nie znikała żółtaczka; druga szwagierka nie miała pokarmu od początku, być może nawet nie zdążył się pojawić, bo już w pierwszej dobie tak się przejmowała tym, że nic nie leci, że podała dziecku butelkę, później kiedy próbowała pobudzić laktacje laktatorem to kiedy w końcu coś poleciało to była to krew… nie oceniam ich, bo widziałam, jak im było ciężko, a one, mimo że same nie karmią, mi okazywały wsparcie… Mam też koleżankę, która mogła i chciała karmić, ale lekarz kazał jej przestać, bo dziecko miało skazę białkową, a potem kazał jej karmić znowu, bo na mm reagowało jeszcze gorzej i po 2 tygodniach przerwy udało jej się przywrócić laktację. I ta dziewczyna przyjaźni się z moimi szwagierkami, ale nigdy nie krytykowała ich za to, że zrezygnowały.
Uważam, że dużą rolę odgrywa tu edukacja młodych kobiet… Ja mam trochę żal, że na biologii uczono nas budowy pantofelka (co nie wpłynęło w żadne sposób na moje życie, przynajmniej do tej pory), a nie na przykład tego jak wygląda ciąża, poród, karmienie… Przecież to są rzeczy, które spotykają potem prawie każdą kobietę (i mężczyzn to też dotyczy, prawda?). Niedawno we Wrocławiu była wspaniała akcja – Mlekoteka. Udzielałam się tam jako fotograf – robiłam mini sesje zdjęciowe karmiącym mamom. Bardzo spodobała mi się pewna rodzina, która przyszła do mnie na zdjęcia. Mama z dwoma córkami (chyba już nastoletnimi) i maleńkim synkiem. Bardzo mi się podobało, że gdy ona karmiła małego, obydwie córki ją przytuliły – że ten widok był dla nich piękny i naturalny. To nie jest powszechne, często dla nastolatek to jest obce, dziwne, nawet obrzydliwe, bo po prostu nigdy tego nie widzą i nikt im nie tłumaczy, że to jest ważne i potrzebne. Skąd więc mają mieć do karmienia przekonanie w dorosłym życiu?
Zgadzam się. To stąd się pewnie wzięło powiedzenie „terror laktacyjny”. Nie warto oceniać kogoś nie znając pełnej sytuacji, nie warto się kłócić z kimś tylko po to żeby się pokłócić.
Tylko, że fajnie by było żeby to działało w dwie strony. Ja nie oceniam tych co nie karmią, a oni nie oceniają mnie. Nie opowiadają bzdur, nie pouczają, nie mówią, że to obleśne, czy że lepiej w toalecie. Empatia i uszanowanie cudzej prywatności obowiązuje obydwie strony 🙂
Dziękuję Ci za ten wpis. Przyznaję, poniosło mnie kilka razy. W moim sumieniu – zbyt wiele razy. Myślałam sobie potem o tych kobietach – kim są, skąd pochodzą, skąd czerpią wiedzę, jaki miały poród, jaką rodzinę, co na nie wpływa. I potem miałam ogromne wyrzuty sumienia, gdy układałam sobie w głowie jakiś scenariusz ich życia, którego wcześniej nie zakładałam. I tak bezmyślnie palnęłam coś, co mogło je naprawdę urazić.
Teraz kilka razy się zastanowię, zanim coś napiszę/powiem. Wezmę głęboki wdech, zanim popłynę tą falą oceniania. Choć przyznaję, jeszcze czasem się nie udaje, ale myślę że jestem na dobrej drodze. Odkąd pożałowałam jednego komentarza w pewnej grupie, mam na temat „rozmów laktacyjnych” wiele przemyśleń. Pewnie uzbierałoby się na spory esej. W każdym razie – Twój wpis jest jednym z wątków, które przyszły mi do głowy.
Mądry, ważny, wartościowy wpis. Dzięki!
Ja też mam wiele sobie do zarzucenia – pracuję nad sobą!
I za to Cię szanuję i podziwiam. Nie dzierżę terroru, w żadnej postaci… im większy nacisk, tym większy opór, internetowe krucjaty przynoszą więcej złego niż dobrego… szacunek do cudzych wyborów empatia i wsparcie dla tych, którzy go potrzebują, to ma sens.
Dokładnie-im większy nacisk,tym większy opór w tej kwestii!
Ale dzięki temu uporowi mimo wszystko i mimo wszystkim (ich zdaniu,przekonywaniom,świętym racjom) karmię do dziś-bo słyszałam od początku,że mam mleka za mało,za chudego,że można kupić mieszankę,że żadna z kobiet w naszej rodzinie nie karmiła („bo nie miałam pokarmu”) itd…
Amen. Chyba każda z nas to przeszła. Ja najpierw rozmiałam rezygnację, bo bolało potwornie, potem nierozmiałam, bo jak można nie karmić, przy takiej długiej liście zalet mleka matki nad mm, ostatnio znów rozumiem, bo to tak na prawdę nie moja sprawa.
A swoją drogą słyszałam nawet, że karmienie jest obrzydliwe, bo coś z ciebie wycieka… ludzie się brzydzą krwi, a inni nie, boją się jechać windą a inni nie, lubią jeść kalmary a inni nie. I tyle.
Bardzo mądre i ważne słowa. Chyba ja też mam na sumieniu kilka grzeszkow i prób nawracania. Ale teraz już wiem, że łatwo oceniać jeśli nie zna się tła i kontekstu tej decyzji.
U mnie za płotem mieszka rodzina, w której „żadna kobieta nie karmi”. Babcia nie karmiła, Mama nie karmiła, córki nie karmią, a nawet synowe też. I już to siedzi w tej rodzinie, a ta „niewiedza” jest przekazywana na kolejne pokolenia. Niestety, ale tolerują i szanują moje karmienie. Mnie boli, że nie karmią przez niewiedzę, ale to ich sprawa.
Pierwsza córkę nie karmiłam z powodu ciężkiego porodu po którym do dziś na sama myśl płakać mi się chce , gdy przystawialam ja do piersi bardzo mnie to denerwowalao . W końcu okazało sie ze ma alergie pokarmowa , nietolerancje laktozy i nie mogę karmić co mnie ucieszyło. Teraz mam druga córkę która karmie już 7 tydz. i bardzo chce jak najdłużej , poród byl dobry , a karmienie jest przyjemnością ! Każde dziecko to inna historia , szanujmy sie na wzajem <3
Pięknie. Mądrze. W zasadzie to co napisałaś można odnieść do wielu innych tematów, matczynych i nie tylko. Przeczytam jeszcze raz 🙂