Suma własnych doświadczeń
Jestem z zasady spokojną osobą. Jednak jak przychodzi do słuchania głupot o karmieniu piersią, to cierpliwość się mnię kończy dość szybko. No, bo jak idę do lekarza z chorym uchem, to nie idę po to, żeby dowiedzieć się, jak tenże lekarz sam przeszedł zapalenie ucha. Każdy choruje, czy lekarz, czy nie. W związku z tym, jakby tak każdy lekarz się wypowiadał na wizytach pacjentów o swoim stanie zdrowia, to moglibyśmy się w ogóle nie leczyć tylko pogadać na fejsie.
I tak samo nie interesuje mnie osobista opinia lekarza/położnej/doradcy o ich doświadczeniu z karmieniem piersią. Ja szukam osoby, która jest w stanie udzielić mi profesjonalnej pomocy laktacyjnej, i nie muszę wiedzieć, co ta osoba przeszła sama ze swoim dzieckiem.
Karmienie piersią jest bardzo osobistym przeżyciem dla każdej kobiety. Tak jak ciąża albo poród. Jasne jest więc, że każda kobieta – kimkolwiek jest z wykształcenia, jakikolwiek zawód wykonuje – ma na ten temat opinię, własne zdanie, ma pewne emocje związane z tym doświadczeniem. I to jest normalne. Kiedy chodzimy na grupy wsparcia, to nie pytamy się nawzajem, w czym „robimy”, tylko co czujemy. Kiedy mówię o tym, co na co dzień robię, panu w taksówce, to wiem, że on będzie miał na ten temat jakąś opinię. ZAWSZE! Kiedy daję dane do faktury pani na poczcie, to ona mi opowie swoją historię karmienia piersią. Wiem to, w momencie kiedy mówię, że #robięwcyckach.
Mamy jako społeczeństwo nieprzegadane swoje życie. Mamy – my, kobiety – nieprzegadane nasze macierzyństwo i nasze karmienie piersią. A tak naprawdę bardzo tego potrzebujemy. Wszystkie – niezależnie od wykształcenia i wykonywanego zawodu.
Kiedy idę do lekarza, kiedy idę do położnej czy do doradcy, to nie interesuje mnie doświadczenie osobiste tej osoby.
Interesuje mnie zaopiekowanie się mną i moim dzieckiem w ramach aktualnych wytycznych. Koniec.
Nie chcę wiedzieć, czy lekarce udało się karmienie piersią, czy nie. Nie chcę wiedzieć, czy położnej było trudno, czy łatwo karmić jej własne dziecko piersią.
Chcę dostać poradę zgodną z aktualną wiedzą medyczną i wiedzą o laktacji.
To nie wszystko.
Nie chcę wiedzieć, co podawała swojemu dziecku moja położna do jedzenia.
Chcę zaleceń, które biorą pod uwagę moje dziecko, jego zdrowie, mnie, moje zdrowie i moją sytuację ekonomiczną, a nie doświadczenie osobiste osoby, która mnie leczy, ani jej doświadczenia obserwacyjne.
Bardzo łatwo jest projektować swoje doświadczenia na innych. Wszyscy to robimy. Ja także rzucam anegdotami podczas warsztatów. Leży to w naszej naturze. Jednak w mojej opinii nie powinno to mieć wpływu na jakość porady i opieki laktacyjnej.
No, i teraz dochodzę do sedna sprawy.
Wszystkie: „mleko to woda po 9 miesiącu”, „trzeba odciąć pępowinę”, „to nic nie jest warte”, „robisz z dziecka kalekę”, „nikt na tym nie korzysta” itp., itd. to są jakieś tam osobiste opinie, przedzałożenia i niekiedy wynikają z niewiedzy lub właśnie osobistego doświadczenia. Jedno (bardzo malutkie) badanie1 pokazało, że to, jakie doświadczenie mają położne, wpływa na to, jakiego wsparcia udzielają matkom. I może to wskazywać na to, że jeżeli położna czy lekarz oczekują dziecka, to wsparcie i udzielanie im bardzo wysokiej jakości opieki laktacyjnej będzie wpływać nie tylko na nich samych, ale też na kobiety, którymi oni potem będą się zajmować w swojej pracy zawodowej. Ogromne znaczenie w tym, jak udziela się wsparcia laktacyjnego kobietom, ma przerobienie ze sobą własnych doświadczeń. Bardzo na to zwraca się uwagę we wsparciu peer suport – czyli niemedycznym. Jednak warto też zwrócić na to uwagę wśród grup zawodowych medycznych. To, że ktoś jest lekarzem czy położną, nie oznacza, że nie jest człowiekiem i że nie będzie odnosił swoich doświadczeń do swojej pracy. Wsparcie niemedyczne dla medyków jest także ogromnie istotne, bo lekarz czy nie lekarz to człowiek i ma swoje osobiste emocje i doświadczenia.
Często jednak spotykam się z mamami, które mają wykształcenie medyczne, i nikt nie chce udzielać im wsparcia i konsultacji, bo „przecież to lekarz, to wie”, że już o wsparciu niemedycznym nie wspomnę. Nie jest to właściwa droga. Inwestycja we wsparcie dla kadry medycznej profesjonalnej jest inwestycją we wszystkie mamy, które potem będą z opieki tej kadry korzystały. Inwestycja w kadry medyczne powinna nie tylko dbać o edukację merytoryczną zawodową, ale i w dużym stopniu o wysoką jakość edukacji i wsparcia indywidualnego we własnym macierzyństwie.
Wyjście poza swoje emocje, poza swoje doświadczenie i pozostanie neutralnym jest naprawdę zajebiście trudne dla każdego człowieka.
Trzeba zrobić, co tylko się da, żeby profesjonaliści mieli pozytywne doświadczenia z karmieniem piersią. Żeby mieli czas i przestrzeń na przerobienie trudności i problemów oraz emocji, które w związku z karmieniem pojawiły się u nich. Żeby oprócz wiedzy akademickiej – niezbędnej do właściwego wykonywania zawodu – edukacja obejmowała także osobiste i indywidualne wsparcie i edukację laktacyjną. Rzetelną i empatyczną. Żeby to byli tacy klienci VIP opieki laktacyjnej, którzy potem zostawią po sobie opinię na temat karmienia piersią w grupie docelowej, w której pracują – między kobietami.
korekta: AD VERBA
- Anne I. Wright, Nancy M. Hurst, Personal Infant Feeding Experiences of Postpartum Nurses Affect How They Provide Breastfeeding Support, Journal of Obstetric, Gynecologic & Neonatal Nursing, Volume 47, Issue 3, 2018, Pages 342-351, ISSN 0884-2175,https://doi.org/10.1016/j.jogn.2018.02.011.
Urodziłam córeczkę przez CC. W szpitalu doradca laktacyjna wmawiała mi że dziecko nie chce piersi gdyż mam zbyt duże piersi i nie może załapać. Karmiłam Mm w szpitalu. Po powrocie do domu udałam się po poradni laktacyjnej. Córeczka miała za krótkie węzidełko. Poradziłam sobie karmie już 9 mc. Przepłakałam cały weekend z powodu nawału i tego że nie mogę karmić… nikt z personelu szpitalnego nie posiadał wiedzy ani chęci.
Zawsze wiedziałam, że jak będę mieć dzieci, będę karmić je piersią, to było dla mnie tak naturalne i oczywiste, jednak po porodzie okazało się że to wcale nie takie proste… Miałam jednak w szpitalu fantastyczne wsparcie położnych, które pokazały jak trzymać dziecko ale przede wszystkim mówiły „dasz radę, spokojnie, świetnie sobie radzisz”. Wiedza wiedzą, ale takie „ludzkie” odruchy i „cheerleading” u profesjonalistów też są mega ważne.
Jestem położną środowiskową i myślę, że o karmieniu piersią mam jakieś pojęcie. Nie do końca mogę się zgodzić z tym wpisem. Prowadzę tzw. edukację przedporodową, która polega na indywidualnych spotkaniach z ciężarnymi i mówieniu nie tylko o laktacji, ale o całym okresie okołoporodowym. Bardzo często odwołuję się do swoich doświadczeń z ciąży, porodu i karmienia piersią (miałam to szczęście, że najpierw zostałam mamą, a dopiero to skłoniło mnie do pójścia na studia położnicze) i moje pacjentki same o to pytają – chcą zazwyczaj wiedzieć czy położna jest jakimś cyborgiem czy też zwykłą osobą, która musi sobie radzić z takimi samymi problemami jak każda mama. I czasami mam wrażenie, że to działa na zasadzie myślenia – aha, skoro ona jako profesjonalistka miała problem, to może ze mną też nie jest tak źle 🙂 Patrząc obiektywnie, niestety muszę powiedzieć, że po stronie personelu medycznego mamy dziury w edukacji i jakiś dziwny czasami pogląd, że karmienie sztuczną mieszanką (która nie powinna być w ogóle nazywana mlekiem) jest równie dobre, jak mleko mamy. Niestety, pacjentki często same nie chcą karmić piersią i szukają wymówek – bo mało, bo jałowe mleko, bo to tyle zachodu, bo wyjść z domu nie można… Za swój sukces zawodowy uważam to, że wszystkie ciężarne, które miałam przyjemność edukować przed porodem, karmią piersią (pomimo różnych problemów), natomiast z tymi, do których trafiam dopiero po porodzie jest bardzo różnie i czasami nie jestem w stanie zrobić już nic (w sensie przekonania mamy do karmienia naturalnego). A więc, dziewczyny, jeśli jesteście w ciąży albo znacie jakieś ciężarne, to zachęcam do takich spotkań przed porodem z położną. Jeszcze tylko dodam, że dla mnie mega wyzwaniem jest porozumienie na płaszczyźnie położna kontra babcia noworodka, tutaj czasami ręce opadają 😉
Ja już karmię 11 miesiąc bo trafilam do dobrego szpitala a mialam srednie pojecie o kp.a dzieki personelowi udalo sie…nikt nie opowiadał bajek tylko rzetelne rady..o mleko trzeba było prosić i nie dawaly go chętnie…najpierw 30min cyc później jak mi miala plakala dostawala..i po 4 dniu walki dopiero nawal i karmienie dzieki pani na nocnej zmianie udalo sie bo pokazala mi pozycje wygodna dla mnie i dla malej i tak karmię do dzis..
A to moje 1sze dziecko…i jak slysze od koleżanek ze po wyjściu ze szpitala nie karmia bo cos tam… to im wspolczuje…moze i wyspia sie i moze dziecko szybciej oddadzą komus pod opiekę ale nigdy takiego kontaktu i takiej miłości nie beda mialy jak kp..to cos co niesamowicie zbliza…dziecko i matke….o co naprawdę warto walczyć a nie jest zawsze łatwo…pozdrawiam i dziekuje za rzetelną wiedzę i rady.
Jakie ja przechodzę męki w zetknięciu z sluzba zdrowia w moim mieście, będąc mama karmiąca 1,5 roczne dziecko! Bolą mnie plecy, trzeba odstawić, bo nie można lekow. Boli mnie zab, trzeba odstawić, bo nie można znieczulenia do rwania. Dziecko słusznych rozmiarów mimo zdrowej diety, oczywiście wszystko przez to karmienie, kto to słyszał! Nawet Pani w laboratorium przy pobieraniu krwi stwierdziła że moje złe samopoczucie to pewnie wyczerpanie z powodu karmienia. Ale hitem byla położna która podczas wspólnej imprezy wyraziła współczucie ze nie pije i zapewniła mnie ze karmienie po roku nie ma sensu. Już nie wspominam o babciach, innych mamach na placu zabaw, rozumiem że nie wszyscy muszą mieć wiedzę. Ale personel medyczny MUSI ja posiadać. Myślę ze powinno się gdzieś zgłaszać przypadki takiego zachecania do odstawienia piersi przez personel medyczny. Przecież to w końcu nierzetelna porada, niezgodna ze stanowiskiem WHO. Dziecko karmię nadal z powodzeniem, zeba wyrwalam, plecy wyleczylam, a czulam sie zle bo mialam grype zoladkowa.
Racja. Racja i tyle?
„Mamy jako społeczeństwo nieprzegadane swoje życie” – świetne zdanie! Bo jako społeczeństwo nie umiemy rozmawiać – musimy od razu pouczać, nawracać, przekonywać, itd…
Trzy tygodnie temu urodziłam drugiego syna. Pierwszego karmiłam piersią przez 1,5 roku i obiecałam sobie, że drugiego będę karmić naturalnie od pierwszych chwil życia, mimo cesarskiego cięcia. Niestety w szpitalu wszyscy traktowali mnie jak matkę, która próbuje zagłodzić dziecko, bo walczyłam z nimi i ich ekstra metodami na wciskanie dziecku butelki, fundując mi tym samym dwa dni w morzu łez. Jeżeli chodzi o karmienie piersią, po moich doświadczeniach z pierwszym dzieckiem, czułam, że jestem bardziej doedukowana od szpitalnego personelu… strasznie to smutne, bo kobiet z takim zaparciem jak moje można było policzyć na palcach jednej ręki, a reszta wmawiała sobie, że dzieci leniwe nie chcą ciągnąć z piersi, że brodawki mają za płaskie i się nie da, a położne tylko przyklaskiwały i gdyby mogły, to mleko modyfikowane rozdawałyby tirami, niestety również do domu przy wyjściu ze szpitala. Edukacja presonelu jest kluczowa, ale jeszcze ważniejsze sa ich chęci na przyswojenie tej wiedzy, a nie patrzenie ślepo w tabelki i porównywanie czy dziecko prawidłowo przybiera, bo z takim podejściem daleko nie zajdziemy.
Bedac w ciazy 3 tyg przed terminem spotkalam sie z polozna ze szpitala, w ktorym mialam rodzic. Byla to znajoma mojej mamy. Jak powiedzialam, ze mam wskazania do cc zapytala czy bede probowala karmic piersia. Probowala? Ja bylam przekonana, ze bede karmic tylko piersia od pierwszej minutki! Nastawienie pani poloznej bylo straszne. Stwierdzila, ze od razu nie bede miala mleka bo cesarka bedzie planowana i organizm „nie zaskoczy” wiec trzeba bedzie karmic pierwsze dni mm… Spojrzalam na nia jak na kosmite. W szkole rodzenia powtarzano wielokrotnie, ze w pierwszych dobach dziecko nie potrzebuje wiele, wystarczy kilka kropel pokarmu, ciagle trzymanie przy piersi by stymulowac laktacje wystarczy aby mleczko pojawilo sie. Jak powiedzialam o tym to zostalam nazwana ekomamusia, ktora z ambicji chce glodzic dziecko… Pewnie! Bo lepiej zapchac maluszka modyfikowana mieszanka… Co zrobilam? Zmienilam szpital! Po tej rozmowie zdecydowalam sie rodzic w innym miescie. W szpitalu, w ktorym rodzilam juz po 20 min. mialam dzidzie na piersi, od razu po zaszyciu brzucha. Wspolnie z mezem i corka trafilismy na sale. Maz byl przy mnie caly czas, pomagal mi, a corcia caly dzien i noc byla ze mna niemal bez przerwy przy cycusiu. Po 2 godz od porodu odwiedzila mnie doradczyni laktacyjna, rozwiala wszystkie watpliwosci, uspokoila, ze corka swietnie sobie radzi, ze moj pokarm jej w zupelnosci starczy… Dzis malutka ma 4 miesiace i nigdy nie musialam jej dokarmiac, nigdy ani kropelki sztucznego mleka. Laktacja pieknie nam sie rozkrecila z czego jestem bardzo dumna. Zawdzieczam to cudownej poloznej ze szkoly rodzenia, ktora przychodzila do mnie po porodzie na patronaz i personelowi szpitala, ktory widac, ze jest doedukowany w kwestii karmienia i nie widzi problemu nawet przy cesarkach ?