Wiosna tego roku to był dla mnie wyjątkowy czas. Był to zarazem jeden z najcięższych jak również najszczęśliwszych okresów w moim życiu. To również początek mojej historii karmienia piersią inaczej…

W styczniu br. roku będąc w ok. 26 tygodniu ciąży dowiedziałam się, że moja nienarodzona córeczka ma wrodzoną wadę serca. Wada została wykryta dzięki temu, iż skierowano mnie do szpitala na badanie przepływów, ze względu na słaby przyrost dzieciątka. W szpitalu okazało się, że mam hipotrofię płodu. Nasza córeczka miała słabe warunki do rozwoju. 

Wiadomość o tym wszystkim była szokiem i trafiła nas jak grom z jasnego nieba. Standardowe pytania w tym czasie, które kłębią się w głowie to oczywiście: dlaczego, jak to możliwe, to chyba pomyłka?

Wysłano mnie na badania echo serca płodu do Łodzi do Centrum Zdrowia Matki Polki. Tam wszystko było jasne. Musiałam rodzić w Łodzi, aby zapewnić dziecku bezpieczeństwo i szanse na ratowanie życia od razu po porodzie. Miesiąc przed porodem pojawiłam się w szpitalu tam już zostałam do rozwiązania.

 Według USG, moja córeczka wagowo mieściła się w granicach 31tygodnia, ja zaś byłam w 36. Nie mogliśmy dłużej czekać i nasza Blanka przyszła na świat droga cięcia cesarskiego 21 marca.

Od początku byłam nastawiona na odciąganie mleka, bowiem wiedziałam, że ze względu na wagę i wadę serduszka nie będę mogła przytulić jej do piersi. Tego dnia jak i następnego czułam się jakby ktoś mi „wydarł” dziecko,   a ja nie mogłam się nią nacieszyć, napatrzeć. Wszystko było tak bardzo inne od pierwszego porodu-naturalnego.

Zobaczyłam ją tylko na kilka sekund-była taka śliczna. Wiedziałam jednak, że czeka nas ciężki okres i że przez najbliższy czas będę ją oglądać w inkubatorze. Co z karmieniem? Pomyślałam

 Aby dać sygnał matce naturze, że potrzebuję mleczka zaczęłam odciąganie laktatorem. Już wcześniej zaopatrzyłam się w elektryczny laktator.

Początki były oplakane. Zaledwie kilka kropel, w związku, z czym masowałam piersi ręcznie a mąż „łapał” krople do strzykawki:). Cenną siarę w ilości od 5 do 10 ml zanosiliśmy do córeczki. Kiedy zobaczyłam ja po raz drugi- leżąca w inkubatorze- popłakałam się. Była taka maleńka. Ważyła zaledwie 1930 g przy urodzeniu i mierzyła 45 cm. 

To był dopiero początek naszej długiej drogi. Czas walki o serduszko jak również o mleko, które było dla niej najcenniejsze. 

Po wielu sesjach z laktatorem zaczęło płynąć mleczko. Początkowo było go niewiele, lecz z czasem zaczęłam robić zapasy. Na oddziale neonatologii spędziliśmy ok miesiąca, gdzie podjęłam pierwsze próby przystawiania do piersi. Z sukcesem! 🙂 Córeczka possała tylko chwilę, jednak nabierałam nadziei, że po wyjściu ze szpitala uda na się przejść na KP.  Blanka była karmiona również przez sondę, aby wg lekarzy: „szybciej ja podtuczyć”. Dopiero, bowiem jak osiągnęła wagę 2500g została przeniesiona na oddział Kardiologii. 

 

Tam zderzyliśmy się sie z rzeczywistością, bowiem dotarło do mnie, że czeka nas poważna operacja serca.  Była zaplanowana na konkretny dzień,  jednak stan małej sie pogorszył i operacja odbyła się szybciej. Na szczęście wszystko się powiodło. Trafiliśmy na Kardiochirurgie, gdzie krótko przed wyjściem do domu po rozmowach z pielęgniarkami zaczęłam kolejne próby przystawiania do piersi. Niestety po takim czasie ” z butelka” nie było łatwo. Pomyślałam jednak, że zaczniemy na spokojnie w domu.

Po prawie dwóch miesiącach w końcu wróciliśmy do domu. Wspominając teraz te czas spędzony na KPI w szpitalu, są rzeczy, które bym poprawiła i które po czasie, kiedy nabrałam większej wiedzy o KPI „wyszły”

Na pewno to, że nie odciągałam systematycznie i szybko zaprzestałam nocnych, odciągań. Po operacji mleka starczało w ciągu dnia, ale w nocy mała była dokarmiana mieszanką. 

Dom: kolejne zderzenie z rzeczywistością i próby karmienia piersią. Karmienie to do teraz stres o każdy wypity mililitr. Ze względu na hipotrofię, wadę serduszka i anemię- Blanka miała i ma słabszy apetyt. Byłam i jestem spokojna, jeśli widzę, ile zje. Do tego dochodzi fakt, iż z butelki zje więcej. Z piersi nasza mała siłaczka wypija mało, ssie nieefektywnie, szybko się zniechęca, często również mam wrażenie, że denerwuje się, że mleko leci za szybko albo, że nie leci w ogóle.

Nie poddałyśmy się jednak do końca.

Obie z córką mamy swój wypracowany  rytm dzień i noc. Dzień: KPI a w nocy mała jest wyciszona i  ssie pierś. Jestem z nas bardzo dumna

Wiem, że karmienie piersią jest bardzo trudne i wymaga dużo poświęcenia. Niestety przejście tylko na karmienie piersią było w naszym przypadku niemożliwe. Nieefektywne ssanie, brak konsultacji z doradca laktacyjnym (było już za późno), częste pobyty w szpitalach, bilanse dobowe – to główne powody.

Moim początkowym „założeniem” i można powiedzieć marzeniem było karmienie moim mlekiem minimum do 6 miesiąca. Nie wiedziałam czy podołam głownie z obawy o brak czasu dla dzieci.

Teraz córeczka ma 5 miesięcy i chciałabym karmić jeszcze dłużej 🙂 . Wiele motywacji dostarcza mi grupa na Facebooku dla mam KPI, którym bardzo dziękuję :).

Cieszę się, że daje mojej córeczce to, co najlepsze: prawdziwą i dosłowną cząstkę siebie.

Ewelina

Ewelino – dziękuję Ci za Twoją historię!

baner akcja