Karmienie piersią i depresja poporodowa – najnowsze badania


Depresja poporodowa jest trudnym tematem. Mówi się o niej coraz częściej i bardziej otwarcie. Warto być czułym na to co dzieje się z młodą mamą. Szczególnie jeżeli jest rozdrażniona, płaczliwa, samotna, nie chętne przebywać z dzieckiem. To wszystko może wynikać ze stanu depresyjnego.

Ostatnio przeprowadzone na Uniwersytecie w Cambridge badania dotyczące występowania depresji poporodowej, największe tego typu badania jak do tej pory, na ogromnej grupie ponad 14 tysięcy matek, pokazały, że karmienie piersią może zmniejszać ryzyko wystąpienia depresji poporodowej o połowę.  Ryzyko wystąpienia depresji u mam, które nie podołały z jakiegoś powodu karmieniu piersią wzrasta nawet i dwukrotnie. Oznacza to, że kobiety z problemami laktacyjnymi należy otoczyć szczególną troską, a odpowiednie wsparcie i pomoc mogą być kluczowe w uchronieniu przed depresją. Kobietom trzeba zapewnić odpowiednie wsparcie specjalistów. Jeżeli jednak zestawimy to z danymi w Polsce gdzie nie ma refundowanych poradni laktacyjnych, niecałe 10% lekarzy kształci się w laktacji ponad to co kilka razy usłyszą na studiach, a matkom podaje się mleko modyfikowane jako lek na „całe zło” i „każdy problem” jesteśmy w obliczu ogromnego wzrostu przypadków depresji poporodowej. Liczby są nieubłagane – jedna na dziesięć kobiet zapadnie na depresję poporodową. Jeżeli dołożymy do tego brak wykwalifikowanej pomocy i wsparcia oraz niepowodzenie w karmieniu to depresja może dotknąć o wiele więcej kobiet. Brak wsparcia szpitalach i w domach dla tych 90% mam które chcą i zaczynają karmić po porodzie może nieść niebezpieczeństwo porażki laktacyjnej i groźbę depresji poporodowej.

Niezbędne jest więc wprowadzenie takich zmian w opiece nad matką i dzieckiem już od sali porodowej, która będzie mądrze i z wiedzą wspierała matki w karmieniu, pokazywała prawidłowe techniki przystawiania i błyskawicznie udzielała pomocy  przy problemach. Biorąc pod uwagę wiele wypowiedzi kobiet, którymi targa poczucie winy, uczucie obniżonej pewności siebie, swoich kompetencji, które dla osób z zewnątrz nie ma logicznych podstaw można powiedzieć, że brak wykwalifikowanej kadry wspierającej karmienie naturalne może wręcz popychać kobiety w stronę depresji. Opieka służb medycznych i zainteresowanie państwa w tej kwestii powinno być ogromne – wydaje mi się jednak, że jest nijakie.

Depresja poporodowa może przydarzyć się w każdym momencie życia niemowlęcia – nawet i po roku od porodu. Wcześniejsze problemy emocjonalne, depresja, problemy zdrowotne mogą być czynnikami wpływającymi na pojawienie się depresji. W czasie połogu i pierwszego roku opieki nad dzieckiem w organizmie człowieka – kobiety dochodzi do wielu zmian hormonalnych i fizycznych. Depresja poporodowa jest oznaką obniżonego dostosowania się fizycznego, emocjonalnego i umysłowego organizmu do nowej sytuacji. Nie jest to oznaka słabości, ani bycia „gorszym” .

W przeprowadzonych w 2009 roku badaniach okazało się, że 80% kobiet, z grupy zagrożonej depresją poporodową, które otrzymały wsparcie mama-mamie (peer support) było zadowolonych z tego wsparcia i poleciłyby taką formę wsparcia swoim koleżankom. Badania pokazały, że wsparcie takie oparte na kontakcie telefonicznym może być efektywnym czynnikiem w prewencji pojawienia się depresji poporodowej u kobiet o zwiększonym ryzyku.[1]

Wiele kobiet, które nie radzą sobie z karmieniem opisują swoją relację z dzieckiem gorzkimi słowami. Mają poczucie bycia „gorszą”, ocenianą, atakowaną. Mogą to być początki depresji poporodowej. Najważniejsze jest tutaj udzielenie szczególnie tym kobietom rzetelnego wsparcia psychologicznego i jak pokazują najnowsze badania – laktacyjnego. Prawidłowe karmienie piersią jest czynnikiem wspomagającym leczenie stanu depresyjnego u mam z depresją poporodową. Jednak pamiętajmy, że nie stanowi ono samo w sobie sposobu jej leczenia – pomimo, że może stanowić kluczowy element terapii i profilaktyki. Mama z depresją poporodową lub z podejrzeniem depresji musi być bezwzględnie pod opieką lekarza specjalisty. 

Niektórymi objawami depresji są:

  • bniżenie nastroju w trakcie dnia utrzymujące się większość czasu
  • wycofanie z aktywności, którą zwykle kobieta lubiła
  • pogorszenie apetytu
  • ciągłe uczucie zmartwienia stanem dziecka, lub przerysowywanie stanu dziecka
  • uczucie braku własnej wartości, towarzyszące ciągle poczucie winy (bardzo częste objawiające się „jestem gorszą matką”)
  • poczucie  że karmienie i opieka nad dzieckiem to mordęga nie do zniesienia – wyolbrzymianie zwykłych problemów młodych matek (zmęczenie, problem z przystawieniem, samotność)
  • zwiększona podatność na ból
  • bóle pleców, kończyn, mięśni
  • zmęczenie i zła koncentracja
  • myśli samobójcze lub autodestrukcyjne działania
  • senność lub bezsenność

Nieleczona depresja może doprowadzić do pojawienia się groźnych objawów takich jak:

  • urojenia
  • halucynacje
  • myśli i czyny dopuszczające skrzywdzenie dziecka, zaburzoną umiejętność obiektywnego osądu sytuacji lub stanu zdrowia

Ważne jest żeby partner widząc niepokojące objawy u matki dziecka nie pozostawił jej samej sobie. Kobieta, która cierpi na depresję poporodowa potrzebuje wsparcia w walce z problemami i kompleksowej opieki specjalistycznej w tym laktacyjnej.

źródła:

[1]Effect of peer support on prevention of postnatal depression among high risk women: multisite randomised controlled trial.  BMJ.2009 Jan 15;338:a3064. doi: 10.1136/bmj.a3064. Dennis CL1,HodnettE,Kenton L,Weston J,ZupancicJ,Stewart DE,Kiss A. 
https://www.cam.ac.uk/research/news/breastfeeding-linked-to-lower-risk-of-postnatal-depression
https://link.springer.com/article/10.1007/s10995-014-1591-z/fulltext.html
„Księga dziecka” Sears Biblioteka rodzica W. Sears; M.Sears, J.Sears, R.Sears
„The womanly art of breastfeeding” LLL
„Karmienie piersią w teorii i praktyce” M.Nehring-Gugulska

 

Hafija

Nazywam się Agata. Hafija.pl to najlepszy mainstreamowy blog o karmieniu piersią.

33 komentarze

  • Załamana
    19 maja 2018 at 15:00

    A w moim przypadku to właśnie karmienie piersią jest źródłem depresji, gdybym mogła cofnąć czas nie karmiłabym piersią.

  • Malina
    9 kwietnia 2017 at 13:18

    Jestem tydzień po porodzie. Artykuł okrutnie celnie trafia w moje doświadczenia. Synek, naświetlany lampami przez żółtaczkę fizjologiczną, stał się taki rozleniwiony i senny, że stracił zainteresowanie piersią, w pewnym momencie nawet butelki nie chciał, kiedy położna zorientowała się, że nie otrzymuje pokarmu, zarządziła mleko sztuczne, które otrzymałam w szpitalu. Kiedy wyszłam do domu, byłam pewna nadziei, że karmienie piersią stanie się i moim udziałem. Niestety nawyku ssania smoczka butelki nie dało się już wykorzenić. Spędziłam godziny nad zmuszaniem małego do ssania piersi, płakał on, płakałam ja. W końcu się poddałam przez ryzyko zapalenia piersi. Myślę o tym jak o najgorszej porażce życia.

    • Magdalena
      27 listopada 2018 at 18:56

      Przeżyłam dokładnie to samo… 🙁

  • Zagubiona Mama
    14 stycznia 2017 at 19:06

    Witam Panią serdecznie,

    Bardzo żałuję, że dopiero dziś, 5 miesięcy po porodzie, trafiłam na ten blog. Być może, gdybym trafiła na niego od razu, moje dziecko dostałoby ode mnie więcej miłości…
    To mój pierwszy maluch, całą ciążę myślałam o tym, by karmić tylko piersią i to jak najdłużej się nawet, nawet i dwa lata czy dłużej, jeśli synek zechce, a pół roku to minimum. Urodziłam, mały miał piękny odruch ssania. Ale w piersiach nic, nawet siary położna wycisnąć nie mogła. Mimo, iż maleństwo było na piersi non stop i czułam jak ssie (co bardzo nie podobało się jednej pani doktor – stwierdziła, że on ssaniem 23h/dobę tylko „psuje” mi piersi, moje tłumaczenie że on chyba tego potrzebuje nie pomogło) to w trzeciej dobie mleka nadal brak. Podali mu butelkę, bo płakał w nocy z głodu i przyszłe mamy z sali obok zaczęły się skarżyć…
    Pokarm pojawił się w 6 dobie, dziecko przy piersi ile chce, według położnej przystawiany prawidłowo (ja zresztą czułam ssanie i widziałam, jak przełyka). Przez dwa tygodnie jadł tylko pierś, płakał mi tylko jak był głodny, ssał kilkanaście razy dziennie po ok 15 min, w tym kilka razy w nocy, potem zasypiał. Pojechaliśmy na ważenie, spadł z wagi, z jaką wychodził ze szpitala, kazali dokarmiać, bo stwierdzili lekarze, że pokarmu mało, że słaby … Ja poczułam się winna, uznałam się za złą matkę, podałam mm wierząc, że moje piersi są do niczego. Oczywiście wzmożyło to też depresję… Nadal jednak przystawiałam dziecko przed butelką i między nimi, a także w nocy. Niestety ilość karmień mm wciąż się zwiększała na niekorzyść piersi. W końcu nie karmiłam piersią prawie wcale… A ja psychiczne coraz bardziej na dnie. Potem znajomi radzili mi całkowicie przejść na mm twierdząc, że od mieszania mały ma kolki, a ja jestem wrakiem psychicznym. Ja wbrew temu zaczęłam pracę z laktatorem, przystawiałam małego ile mogłam. Dzięki temu laktacja trochę się zwiększyła, obecnie moje mleko stanowi około 50% – 60% jego posiłków, przy czym w nocy je kilka razy tylko moje mleko. Nadal mam wyrzuty z powodu mm, ale walczę o każdą kroplę z piersi.
    Droga Hafijo, czy moja walka ma sens? Nie uda mi się zrezygnować już chyba z mm, ale chcę małemu dawać swoje jak najdłużej się da. Ale czy to ma sens? Znajoma pielęgniarka sugeruje, że nie, bo florę jelitowa i tak ma do niczego już i moje mleko już nic mu nie daje, wręcz przeciwnie, mieszanie mu szkodzi. Czy to prawda? Serce mi podpowiada, że nie. Tym bardziej, że on po mojej piersi dobrze śpi, zresztą lubi wyraźnie ten kontakt i moje mleko nocne wyraźnie bardzo mu smakuje, a i w ciągu dnia lubi sobie z niej popić, gdy jest spragniony.
    Co mam robić? Nie chcę rezygnować z tych kilku – kilkunastu chwil bliskości dziennie, bardzo pragnę dawać mojemu dziecku nadal choć połowę dziennych posiłków. Ale kiedy oprócz mojej mamy nikt mnie nie wspiera, wręcz przeciwnie – słyszę sugestie, że lepiej zrezygnować całkiem z kp, to już nie wiem co robić i myśleć (zwłaszcza, że czego to mówią osoby starsze i ponoć bardziej doświadczone)….

    • Wiktoria
      27 marca 2017 at 22:54

      Zagubiona Mamo, każda kropla Twojego mleka ma sens!!! Doskonale Cię rozumiem, bo ja przez to samo przechodziłam. Mój synek od samego początku jest karmiony mieszanie (wcześniak z 34tc, karmiony na początku przez sondę, piersią od planowanej daty porodu). W tej chwili ma prawie 6 miesięcy i dostaje butelkę mm raz, dwa razy w tygodniu. Było tak, że dostawał jedną, dwie dziennie. Podaję raz dziennie probiotyk, to mi gwarantuje spokój sumienia, że jednak nie zaburzam dziecku flory bakteryjnej aż tak bardzo i ma jakąś ochronę. Wierz mi, każdą butelkę mm sowicie opłakiwałam, do tego stopnia że przyplątała mi się depresja poporodowa, ale dopiero teraz zaczynam leczenie. Nie słuchaj znajomych ani pielęgniarki, słuchaj siebie i swojego instynktu. Mnie też wielokrotnie doradzano przejście na mm żeby zadbać o siebie i się „przestać wykańczać” ale ja się zawzięłam że będę karmić piersią co najmniej pół roku. Synek nie dostał w szpitalu mojej siary, ktoś z personelu przetrzymał ją za długo w lodówce i musiałam ją osobiście wyrzucić do kosza. Chcę wynagrodzić mu to każdą kroplą mojego mleka przez minimum pół roku. Nie poddawaj się, walcz o laktację , o Wasze momenty i nie słuchaj tych co każą Ci przestać. Mam nadzieję że jednak się nie poddałaś! Przytulam :*

  • Anna
    18 grudnia 2016 at 10:08

    Ja przechodzę teraz depresję poporodową. Jeszcze w szpitalu wiedziałam, że to nadchodzi, czułam to. Po urodzeniu dziecka źle przystawiono mi ją do piersi i brodawki miałam całe w ranach. Dodatkowo dziecko nie radziło sobie z gabarytami biustu, a żeby w ogóle było karmione to najpierw przeszliśmy przez najgorszy etap karmienia – sondą – palec wskazujący i cienka rurka lądują w buzi malucha i strzykawką, do której przymocowana jest rurka, podawałam pokarm, na szczęście własny. Poranione piersi miały odpoczywać.pozniej trafiłam na anioła stróża, osobę niezwykle kompetentną, a przy tym ciepłą, relacyjną, zaufaną – Agnieszkę Kostyłę z Żelaznej… od razu założyła że musi nam się udać i już. Przeszliśmy przez te tygodnie z tabelkami karmien, pozycjami karmienia, budzeniami itd. przez silikonowe kapturki, staniki z wyciętymi dziurami (specjalnie na mój duży biust, by był podtrzymany). W międzyczasie oczywiście nasilające się objawy depresji, którą ja niestety dobrze znam… moja dr psychiatra zdiagnozowała od razu depresje i zaleciła jej leczenie tak, abym mogła cieszyć się tym czasem a nie zmagać się ze stanami lękowymi, totalnym wewnętrznym krytykiem i czarnymi wizjami na temat przemijania itd. Niestety usłyszałam, ze to koniec karmienia, a że obie jesteśmy zgodne, że wbrew nowym „modom” dopuszczającym różne rozwiązania łączenia leków i karmienia, nie ma co eksperymentować. Powiedziałam coś, czego jako osoba mająca juz na swoim koncie depresje nigdy bym nie zrobiła, tym bardziej, że daleko mi do stereotypowej matki Polki…. stwierdziłam , że się nie leczę, wybieram karmienie, ile się da. Pani Dr nawet pozytywnie do tego podeszła, uznając moją silną motywację jako coś pozytywnego w całej tej sytuacji. Choć dziś, czyli 3,5 miesiąca od tej decyzji nie żałuję jej wcale, to ten czas bardzo dużo mnie kosztował. Od kilku dni biorę leki, niestety również te wstrzymujące laktację. No i tu pojawia się problem – choć depresja pojawiła się przed karmieniem piersią, to koniec karmienia odebrał mi tak ważne i piękne doznania że nazwijmy to ” w miarę stabilny do tej pory stan”, w którym mi i moim bliskim udało sie mnie utrzymać, w krótkim czasie zaczął znacznie się pogarszać i dziś jestem zupełnie inną osobą niż przed porodem. Wiem ze mama musi być zdrowa dla dziecka, ale to był czas który mnie cieszył i dawał poczucie, ze wiem co robię i że wiem jak to robić, dawał mega moc i motywację. Dodatkowo odpadanie do snu córki przy piersi i spanie razem znacznie dłużej niż zwykle było cudowne… a teraz czuję się fatalnie… czekam aż leki zaczną działać, bo sama deprecha jak i pustka po karmieniu dobijają strasznie. Mamsta y lękowe, nie wierzę w lepsze jutro, wszystko wokół mnie robią bliscy. Myślałam ze wytrzymam dłużej, ale nie udało się. Nasilające sie stany lękowe i totalny paraliż jeśli chodzi opiekę nad dzieckiem uniemożliwiały mi normalne funkcjonowanie. Myślę jednak ze przerwanie kamienia mogło dodatkowo mnie „zamknąć w sobie”, jestem jakby w żałobie po tym…

  • Anka
    17 grudnia 2016 at 20:56

    Ja przechodzę teraz depresję poporodową. Jeszcze w szpitalu wiedziałam, że to nadchodzi, czułam to. Po urodzeniu dziecka źle przystawiono mi ją do piersi i brodawki miałam całe w ranach. Dodatkowo dziecko nie radziło sobie z gabarytami biustu, a żeby w ogóle było karmione to najpierw przeszliśmy przez najgorszy etap karmienia – sondą – palec wskazujący i cienka rurka lądują w buzi malucha i strzykawką, do której przymocowana jest rurka, podawałam pokarm, na szczęście własny. Poranione piersi miały odpoczywać.pozniej trafiłam na anioła stróża, osobę niezwykle kompetentną, a przy tym ciepłą, relacyjną, zaufaną – Agnieszkę Kostyłę z Żelaznej… od razu założyła że musi nam się udać i już. Przeszliśmy przez te tygodnie z tabelkami karmien, pozycje karmienia, budzenia itd. przez silikonowe kapturki, staniki z wyciętymi dziurami (specjalnie na mój duży biust, by był podtrzymany). W międzyczasie oczywiście nasilające się objawy depresji, którą ja niestety dobrze znam… moja dr psychiatra zdiagnozowała od razu depresje i zaleciła jej leczenie tak, abym mogła cieszyć się tym czasem a nie zmagać się ze stanami lękowymi, totalnym wewnętrznym krytykiem i czarnymi wizjami na temat przemijania itd. Niestety usłyszałam, ze to koniec karmienia, a że obie jesteśmy zgodne, że wbrew nowym „modom” dopuszczającym różne rozwiązania łączenia leków i karmienia, nie ma co eksperymentować. Powiedziałam coś, czego jako osoba mająca juz na swoim koncie depresje nigdy bym nie zrobiła, tym bardziej, że daleko mi do stereotypowej matki Polki…. stwierdziłam , że się nie leczę, wybieram karmienie, ile się da. Pani Dr nawet pozytywnie do tego podeszła, uznając moją silną motywację jako coś posytywnego w całej tej sytuacji. Choć dziś, czyli 3,5 miesiąca od tej decyzji nie żałuję jej wcale, to ten czas bardzo dużo mnie kosztował. Od kilku dni biorę leki, niestety również te wstrzymujące laktację. No i tu pojawia się problem – choć depresja pojawiła się przed karmieniem piersią, to koniec karmienia odebrał mi tak ważne i piękne doznania że nazwijmy to ” w miarę stabilny do tej pory stan, w którym mi i moim bliskim udało sie mnie utrzymać, w krótkim czasie zaczął znacznie się pogarszać i dziś jestem zupełnie inną osobą niż przed porodem. Wiem ze mama musi być zdrowa dla dziecka, ale to był czas który mnie cieszczyl i dawał poczycie, ze wiem co robię i że wiem jak to robić, dawał mega moc i motywację. Dodatkowo odpadanie do snu córki przy piersi i spanie razem znacznie dłużej niż zwykle było cudowne… a teraz czuję się fatalnie… czekam aż leki zaczną działać, bo sama deprecha jak i pustka po karmieniu dobijają strasznie. Myślałam ze wytrzymam dłużej, ale nie udało się. Nasilające sie stany lękowe i totalny paraliż jeśli chodzi opiekę nad dzieckiem uniemożliwiały mi normalne funkcjonowanie. Myślę jednak ze przerwanie kamienia mogło dodatkowo mnie „zamknąć w sobie”, jestem jakby w żałobie po tym…

  • Klaudia
    16 października 2016 at 19:58

    Przeżyłam depresję poporodową i wiem co to znaczy… Nie życzę nikomu. Wszystko jej objawy są dokładnie odzwierciedlone w tym artykule.

  • Kinia
    15 lipca 2016 at 13:36

    Czytam i nie wierze. Eh…
    Ja zdecydowalam sie na cc. Wbrew naciskom i zmuszanuem mnie przez ojca dziecka…Na sali przedporodowej od swojego partnera uslyszalam ze kobieta ktora nie rodzi naturalnie nie jest kobieta.
    Po porodzie maly lezal w cieplarce zatem karmic piersia nie moglam. I tak minely 3 dni walki o to by dziecko jak najszybciej trafilo do mnie. Udalo sie. Ale pokarmu niestety nie bylo. To moje pierwsze dziecko a w szpitalu nikt nie pokazal mi jak je przystawic do piersi. Doradczyni laktacyjna tylko pomagala w teorii i podsuwala herbatki laktacyjne do picia. 6 dni minelo nim udalo mi sie wykrzesac cos z cycuchow. Ale poszlo. 14 dni w szpitalu dobilo mnie totalnie bo dzidzia miala zum. Przetrwalam i to. Powrot do domu byl istnym koszmarem…. To co slyszalam od partnera bede pamietac do konca swoich dni. Jestem ch… matka bo nie umiem uspokoic dziecka. Ciagle besztanie za to ze non stop rycze i niewiadomo o co. Ze czepiam sie o byle co. Ze wsciekam sie na dziecko. Ze nic w domu nie robie. A najgorsze bylo ze nie potrafie dac dziecku mleka bo go nie mam. Na szczescie pomoc znalazlam u mamy ktora pomaga i wspiera mnie po dzis dzien. A ja walcze z resztkami depresji w ciszy i spokoju i na szczescie juz 4 miesiac karmie dzidzie swoim mleczkiem :))))

  • Ania
    23 lutego 2016 at 16:15

    Popieram te wnioski… Ja miałam poród przez cc i na początku miałam duży problem z przystawianiem. Mały pięknie ssał i nawet kropelki mleka pojawiły się już w 1 dobie, ale ja miałam tak obolałe, zdartę i pogryzione sutki, że każde karmienie było ogromnym bólem. Prosiłam o pomoc w szpitalu (gdzie mają doradce laktacyjnego), ale przez 3 dni jej nie otrzymałam. Wpadała za to do mnie położna z sali nowordkowej, która była strasznie opryskliwa i po której wizytach tylko płakałam. W 4 dobie wyjścia przez przypadek do mojej sali wpadła doradczyni laktacyjna, która okazała się przesympatyczna i pokazała mi co i jak. Okazało się, że nikt jej nie przekazał, że mam problem. Dodatkowo wsparła, że tą najbardziej poranioną brodawką nie powinnam karmić, tylko odciągać, do wygojenia. W domu na szczęście miałam wizyte miłej położnej, która również uczyła mnie przystawiać prawidłowo, kontrolowała moje piersi. Mąż też dawał ogromne wsparcie. Myślę, że dzięki temu uniknełam depresji, po półtora tygodnia problem był bardzo zredukowany. Brak karmienia był by dla mnie dużym obciążeniem.

  • kasia
    27 grudnia 2015 at 11:22

    A jak sobie poradzić jak nikogo nie obchodzi zły stan matki ? Man 3 synòw najmłodszy ma 7 miesiecy . Karmie piersią . Czuję się strasznie , wszystko mnie wiecznie boli, budzę się w nocy i juz nic no się now chce . Wszyscy sa gal skupieni na sobie ze maja w nosie chcialam byc fajna mama ale nie potrafie

  • Klawdia Chauchat
    7 września 2015 at 13:33

    Fajny artykuł, tylko trochę „suchy”… Rozszerzyłabym go leczenie depresji podczas karmienia piersią. Niestety z tym jest problem, ponieważ lekarze boją się przepisywać jakiekolwiek leki karmiącym matkom. Karmiłam dziecko piersią ale i tak dopadła mnie koszmarna depresja. Chorowałam na nią już przed ciążą, więc wiedziałam jak się objawia i że trzeba „biec” do psychiatry. Niestety była sobota i znalezienie kogokolwiek graniczyło z cudem. W końcu prywatna wizyta (300 zł) i leki. Tylko co z karmieniem? Ulotki zakazują, a dwumiesięczne dziecko nie przyjmuje butelki, mm niczego poza piersią… A bez leków nie daję rady, chcę skakać z okna, lęki mam takie, że najgorszemu wrogowi bym nie życzyła takiego stanu. Rady pt. wyjdź na spacer czy idź na kawę z przyjaciółką tylko doprowadzają do szału, bo to jak leczenie złamanej nogi spacerem. A dziecko musi jeść, matka musi żyć i się nim opiekować. Po prostu byłam jak w matni. Zdecydowałam się brać antydepresant sprawdzając w laktacyjnym leksykonie leków, że ma L2, ale psychiatra każe i tak odstawiać dziecko. Jak to zrobić? Butelka to krzyk lub zabawa, więc dalej karmię i nie wiem czy nie truję dziecka… Szukam pomocy w poradni laktacyjnej, gdzie wreszcie słyszę że korzyści z karmienia piersią są większe niż niebezpieczeństwo wynikające z leków, a ja muszę się leczyć.
    Poza tym podczas karmienia czuję się lepiej i najchętniej bym trzymała dziecko przy piersi całą dobę. Niestety to mały indywidualista i ma inne rozrywki, a ja umieram z lęku czy nie je za mało, czy pokarm nie jest „za chudy”, bo nie jestem w stanie jeść, czy leki mu nie szkodzą…
    Po trzech tygodniach leki zaczynają działać a ja wracam do życia. Wolę jednak nie myśleć co by było gdybym nie wiedziała co się wiąże z depresją i nie pobiegła jak najprędzej prywatnie do lekarza… A na wizytę na NFZ bym pewnie czekała pół roku i być może się nie doczekała… Dlatego trzeba pamiętać, że depresja może być śmiertelna i spotkanie z koleżanką jej nie wyleczy. Można i trzeba się leczyć i karmić piersią. Tylko dlaczego lekarze mają na ten temat tak nikłą wiedzę?

    • Hafija
      7 września 2015 at 18:23

      Lekarze o laktacji w ogóle – fizjologicznej mają gównianą wiedzę

  • Dusiaczek
    2 kwietnia 2015 at 21:40

    Wiem, ten temat był poruszany dawno temu, ale dla mnie jest to ciągle aktualna sprawa. Poród miałam przez cc. Strasznie go przeżyłam. Ogromny ból przez 24h (obniżony próg bólowy). Potem wielkie problemy z karmieniem. Brak pokarmu (wiadomo, po cc nie ma od razu). Zmienny personel- jedne położne kazały przystawiać dziecko do piersi; inne od razu dać mi sobie spokój z karmieniem i butle ładowały córce…i tak przez 5 dni. Większość personelu była niesympatyczna, niepomocna. Na trzeci dzień dostałam Baby Bluesa…POTWORNE. Wykwalifikowana pielęgniarka od laktacji wpadła do mnie na 4-ty dzień. Kazała odciągać pokarm laktatorem elektrycznym. Godzinę męczyłam się by napełnić małą buteleczkę do połowy…Podeszłam do wspomnianej pielęgniarki i usłyszałam, że…”już pracę skończyła i zaprasza jutro”. Niby nic, ale dla mnie była to niesamowita przykrość…co miałam zrobić z tym mlekiem, tak cennym dla mnie wtedy…Poszłam do innej pielęgniarki, która…kazała mi wylać „ten skarb” do zlewu…
    Poddałam się, i czekałam na powrót do domu. Córka dostawała mieszankę.
    Pobyt w szpitalu wyprał mnie psychicznie! Zawsze mówię, że jeśli potrzymano by mnie tam dłużej zbzikowałabym.
    I tak skończyło się to depresją poporodową trwającą bite 6 miesięcy. Kolejne 6 powoli wracałam do normy. Walczyłam o lakatację sama, w domu, w ciszy…Córkę karmiłam 8 miesięcy. Jest to mój sukces, choć na początku nie chciałam karmić. Domownicy również nie byli zbyt pomocni. Mąż starał się, ale różnie mu to wychodziło. Komentarze teściowej i własnej mamy również obciążały psychicznie. Ja potrzebowałam tylko ciszy…A to co teraz wiem, najważniejsze jest wsparcie na samym początku zaraz po porodzie. Ze strony personelu i rodziny. Pozytywne słowa i otucha. Tego u mnie zabrakło…Niestety

    • Magdalena
      27 listopada 2018 at 18:50

      Strasznie mi przykro jak tego czytam. U mnie mąż też nie docenia wartości karmienia piersią, sama walczę ale już się zastanawiam nad zatrzymaniem laktacji…

  • KatKal
    6 stycznia 2015 at 22:21

    W kwestii depresji poporodowej mam parę słów do powiedzenia. Po pierwszym dziecku zaczęło się u mnie baby bluesem już w szpitalu i przeciągnęło się na dobrych kilka miesięcy. Problemy z karmieniem sprawy nie ułatwiały. Brak kompetentnej pomocy też. Wsparcie męża było mega istotne, choć źródełko zaczęło się wyczerpywać po kilkunastu miesiącach walki. Okazało się, że u mnie wszelkie objawy depresji poporodowej były wynikiem niedoboru hormonów tarczycowych. Przeszłam poporodowe zapalenie tarczycy, a lekarz POZ nie potrafił tego rozpoznać. Leczyłam się na różne dolegliwości – sercowe, gastryczne, dostawałam leki uspakajające. Aż przypadkowy lekarz – mojej lekarki nie było – połączył objawy i wysłał mnie do endokrynologa. Ten za głowę się złapał, bo leczenie hormonalne powinnam zacząć kilka miesięcy po porodzie, nie kilkanaście. Ciekawe jest to, że moje wyniki TSH mieściły się w normie, która jest bardzo szeroka i bardzo nieżyciowa. Wyniki miałam w górnej granicy normy, a najlepiej się czuję, gdy mam TSH w dolnej granicy. Po wdrożeniu leczenia hormonalnego wszystkie objawy ustąpiły. Po depresji śladu nie było, po bólach, dolegliwościach nie zostało śladu. Wróciłam dawna ja.
    Przy drugim dziecku byłam gotowa na wszystko. Spodziewałam się fali złych uczuć po porodzie i kłopotów z karmieniem. Na szczęście doświadczenie i oczekiwanie najgorszego zrobiły swoje. To najgorsze wcale nie przyszło. Hormony miałam ustabilizowane, więc zagrożenia z ich strony nie było. Baby blues nie nadszedł. Karmienie 14-miesięczne pierwszego dziecka nauczyło mnie tak wiele, że i z drugim dzieckiem w tej kwestii problemów nie było. To oczywiście potwierdza przedstawioną przez Ciebie teorię, że jeśli laktacja idzie OK, to ryzyko depresji jest mniejsze. Mam wrażenie, że depresja częściej dopada pierworódki, które nie wiedzą czego się spodziewać.
    Moje przejścia spowodowały, że za każdym razem, kiedy koleżanki z mojego otoczenia rodzą – sugeruję im badania hormonów tarczycowych. Lekarze nie zawsze na nie kierują, a to te hormony, a raczej ich niedobór, stają się przyczyną rozpadu wielu związków, załamań wielu matek, problemów w wielu domach. Warto się badać, bo może się okazać, że jedna mała tabletka brana codziennie rano zdziała cuda. Tak więc sugestia na kolejny temat do zgłębienia to poporodowe zapalenie tarczycy 🙂

    • Lila
      17 listopada 2016 at 11:56

      U mnie identyczna sytuacja. Tu apel do lekarzy ginekologów i psychiatrów – kobieta w ciąży z depresja i po porodzie – najpierw powinna zrobić badania TSH i antyTPO.

  • Joanna
    27 sierpnia 2014 at 15:42

    No właśnie – w większych miastach jest w miarę, w małych miejscowościach – bardzo ciężko… Moje doświadczenia z początkami karmienia były bardzo traumatyczne – pogryzione sutki, ból, uciekanie razem z krzesłem przy próbach przystawiania synka do piersi, potem spadek wagi u synka, dopiero po 17 dniach pierwszy przyrost wagi miał – 30g… dopiero po 10 dniach od porodu trafiłam do prawdziwej doradczyni laktacyjnej… Dlatego tym razem (termin na koniec września mam) wybieram się na poród do Torunia (skąd pochodzę i gdzie mieszkają moi rodzice), bo z tego co słyszę i czytam o okolicznych szpitalach w okolicy gdzie mieszkam teraz to strasznie z tym cienko tutaj… A pomimo karmienia synka przez 1,5roku to strach przed tym drugim „pierwszym razem” mam ogromny…

  • Karolina
    26 sierpnia 2014 at 08:43

    Ja dwa lata temu po porodzie przez cesarskie cięcie płakałam w szpitalu przez 3 dni nikt nie zapytał mnie co się dzieje. Opryskliwe pielęgniarki z łaską opiekowały się moim synkiem a ja obolała ledwo schodziłam z łóżka. Nie wspomnę o tym, że nikt nie zapytał się mnie czy chcę synka karmić piersią a mi bardzo na tym zależało. Od razu po narodzinach podali mu sztuczne mleko.Musiałam się nieźle nagimnastykować aby synek zaczął ssać bo nie miałam pojęcia jak się to robi. Dobrze, że po 2 dniach jedna starsza pielęgniarka pokazała mi jak pomóc synkowi . Wspominam pobyt w szpitalu jak koszmar, mąż nie wiedział co ma robić i gdzie szukać pomocy. Ciesze się, że po 3 dniach wróciliśmy do domu choć dalej nie było wesoło. Przy drugim dziecku będę bardziej asertywna i nie pozwolę na takie traktowanie. Wiem też, że mogło to się przerodzić w depresję na szczęście jakoś sobie poradziliśmy, choć nie każdy ma takie szczęście i musi się zmagać z chorobą.

    • Magda
      20 grudnia 2015 at 22:04

      Jakbym czytala o sobie…

  • Ruby Soho
    24 sierpnia 2014 at 14:52

    Najgorsze jest to, że w Polsce depresja wciąż nie jest uważana za normalną chorobę, a bardziej za jakąś fanaberię. Na szczęście to się zmienia, również dzięki takim osobom jak np. Justyna Kowalczyk, która szczerze opowiedziała o swoich doświadczeniach i w sumie spotkała się z bardzo pozytywnym odbiorem (co było zaskoczeniem mało hejtu było w jej komentarzach, aż się miło zdziwiłam gdy to wówczas czytałam). Niemniej jednak rodzina często bagatelizuje depresję u młodej mamy. Te głupie komentarze, że o co ci chodzi, przecież chciałaś to dziecko, weź się pozbieraj, itp. Wynikają z totalnego braku wiedzy czym ta depresja jest. Chcą dobrze, ale wpędzają kobietę w jeszcze większe poczucie winy i własnej beznadziejności…

  • Kasia D.
    24 sierpnia 2014 at 14:17

    jak widać karmienie piersią jest najlepsze nie tylko dla maleństwa 🙂
    może pomóc nawet i matce 😉

    ps. ja dzisiaj napisałam na blogu o długim karmieniu piersią i o tym co ostatnio obserwuję dookoła siebie…
    okazało się, że mnóstwo mam nadal uważa długie karmienie za głupotę, a jeszcze więcej twierdzi, że robimy to na siłę chcąc udowodnić, że jesteśmy lepsze od tych karmiących mm 🙁

  • Tedi
    24 sierpnia 2014 at 09:32

    Największy w tym jest problem, że nikt nie interesuje się pomocą laktacyjną. Można takową uzyskać odpłatnie (ile kobiet na to stać?). Albo, gdy ma się szczęście i się ma kogoś w otoczeniu, kto się na tym zna. Niestety sama edukacja teoretyczna nie zawsze może pomóc.
    Ciekawe, czy odstawienie niemowlęcia od piersi też może powodować większą podatność na depresje poporodową?

  • Porcelanowa
    23 sierpnia 2014 at 23:23

    Nie jestem pewna jak to do konca jest z tym
    brakiem refundacji. Wybieram sie wlasnie do poradni przy szpitalu sw Zofii w Warszawie i ona jest refundowana z nfz’tuz

  • Kasia
    23 sierpnia 2014 at 21:39

    Jestem położną i miałam ogromne problemy z karmieniem piersią. Ostatecznie w 7 tyg. po porodzie dostałam takiego zapalenia piersi, że mleko natychmiast przestało się produkować i musiałam przejść na karmienie mlekiem modyfikowanym. Dla mojej psychiki najgorszy był ból podczas karmienia i lęk przed tym bólem. Po przejściu na mm byłam wypoczęta, spokojniejsza, mimo tego, że do dziś (a minął już rok) uważam zakończenia karmienia piersią za osobistą porażkę. Niestety miałam tak obnizony nastrój po porodzie, że nie byłam w stanie walczyć o karmienie…

    • gravity
      10 sierpnia 2015 at 12:10

      Mam dokładnie takie same doświadczenia jak Ty, tyle że u mnie minęło już 3,5 roku. Mogę się podpisać pod każdym Twoim słowem!

    • Nieidealna Matka Polka
      21 stycznia 2021 at 20:22

      Moja historia jest podobna. Brak wsparcia w szpitalu podczas karmienia, poranione brodawki, placz z bólu podczas karmienia i to poczucie „musisz, nie liczysz sie ty, liczy sie dziecko”. Chyba kilkanascie lub nawet wiecej razy podejmowalam decyzje, ze koncze z karmieniem bo nie dam juz rady. Dziecko nie przybiera na wadze- slysze, ze glodze dziecko, ze bedzie niedorozwiniete. W miedzyczasie udalo mi sie wyleczyc brodawki i bol minal. Dostalam tez wsparcie CDL. Powoli wychodzimy na prostą. Ale jestem juz 3 miesiace po porodzie. Zgadzam sie zupelnie z wpisem Hafiji. Przy niepowodzeniu w karmieniu piersia zaraz jest bardzo obnizona samoocena i poczucie ze szkodzi sie wlasnemu dziecku, a od tego jest juz tylko krok do depresji. Jak wspomnialam moja coreczka skonczyla juz 3 miesiace. Po drodze rozne kryzysy mialysmy. Nie mam poczucia, ze jest idealnie i super dobrze, ale mam poczucie ze jest w porzadku. Ale co najgorsze – nie lubie tego robic. Nie lubie karmic piersia. Traktuje to jak przykry obowiazek. Mysle, ze jest to spowodowane tymi negatywnymi doswiadczeniami. Jednak poki bede mogla, bede to robic. Ze wzgledu na fakt, ze wlozylam w to ogrom sily, stresu, placzu i samozaparcia. Rozumiem kobiety, ktore przestaly karmic. Zadna nie powinna sie czuc gorsza z tego powodu. Kazdy wytrzymuje ile moze, ile jest w stanie. Sama te decyzje juz podejmowalam kilka ladnych razy. Ale jak juz mialam przestawac – kryzys mijal i karmilam dalej. Jestem za to wdzieczna Bogu, losowi i mojej CDL.

  • Muna
    23 sierpnia 2014 at 20:53

    Bardzo trafione podsumowanie, podpisuję się pod tym. Przede wszystkim bliscy i znajomi powinni mieć rękę na pulsie, bo niestety taka osoba która ma stanu depresyjne sama zwykle nie mówi że chce iść do psychiatry. Najgorsze co można powiedzieć takiej osobie: 'musisz dać radę’, dla mnie to brzmiało identycznie jak : 'do niczego się nie nadajesz, lepiej gdyby Cię nie było’. Smutne ale tak jest, osoby z depresją mają zupełnie inny obraz siebie i swojej sytuacji. Bardzo rzadko się też mówi o depresji w ciąży która jest równie częsta, nierzadko jej następstwem jest depresja poporodowa. Nikt o tym nie mówi, ja byłam wielce zdziwiona gdy usłyszałam od psychiatry że owszem, to bardzo częste. Ale która ciężarna się przyzna bliskim że jest w dołku? Jak to? przecież się spodziewa dziecka! Nie cieszy się? To znaczy że dziecko jest niechciane! To są stereotypy z którymi walczą takie kobiety.

    • Lady
      5 stycznia 2015 at 21:10

      Dokładnie. Przykro się czyta wypowiedź, że kobieta z tą przypadłością interpretuje całkiem inaczej słowa osób, które chcą pomóc… W ogóle ludzie w depresji wszystko interpretują w sposób jeszcze bardziej dobijający samego chorego 🙁
      Myślę, że tutaj dużo może pomóc mądry mąż.
      Kiedy kobieta ma czas na swoje przyjemności: fitness, pieczenie czy cokolwiek, kiedy może pomyśleć o czymś innym, niż problemy, to taka mama jest szczęśliwsza.

  • Alicja
    23 sierpnia 2014 at 20:39

    „brak wykwalifikowanej kadry wspierającej karmienie naturalne” no właśnie o ile w większych miejscowościach jeszcze ktoś gdzieś się znajdzie to w małych jest z tym ponoć strasznie kiepsko i to jest naprawdę karygodne

    • ola
      28 maja 2017 at 14:34

      figę prawda. nie rozumiem tej gloryfikacji dużych miast i ośrodków. urodziłam dwa tygodnie temu w malutkiej miejscowości. Cisza spokój, mało pacjentek. personel miał czas i ochotę pomóc przy karmieniu, Znajoma rodziła w marcu w dużym mieście w dużym ośrodku. Czuła się jak kolejna „sztuka do obrobienia” mówiła, że gdyby wyszła z oddziału to pewnie nikt by nawet nie zauważył. Poza tym za „dodatkową opiekę” położne zażyczyły sobie 500zł, ale owa opieka oznaczała, że będzie tylko na ich dyżurze, a jeśli urodzi w inny dzień to trudno żadna z nich nie przyjdzie (chodziło o dwie konkretne), bo szpital w którym rodziła nie praktykuje takich usług,, więc po prostu wzięły łapówkę. W małych miejscowościach jest o wiele lepiej, nie jest się tylko peselem, tylko konkretną osobą, którą później dana położna mija na ulicy. Wiara w to, że w dużych miatsach jest cudownie to chyba tylko próba leczenia własnych kompleksów, co jest przykre.

Comments are closed here.