Rozwrzeszczane dzieci


Jeżeli jeszcze tego nie wiecie to ja to powiem – dzieci płaczą, krzyczą i wrzeszczą leży to w ich naturze. Brak hamulców to etap z którego się wyrasta (w większości, bo znam takich co nie wyrośli). Jednak ten etap jest nierozerwalnie związany z dorastaniem – szaleństwo młodości i wygłupy małych dzieci – to normalne.

Uważam, że dzieci trzeba zabierać ze sobą wszędzie tam gdzie tylko można. Dziecko musi się uczyć żyć w społeczeństwie, musi poznawać zasady jakie panują w miejscach publicznych, mieć kontakt z ludźmi. Czasem jest nieuniknione zabieranie dziecka w miejsca publiczne mimo jego woli – np do lekarza.

Matka i dziecko nie powinny siedzieć w domu, trzeba ułatwiać im dostęp do atrakcji jakie oferuje świat zewnętrzny – od sklepów, przez galerie (nie, nie handlowe), koncerty, place zabaw, restauracje, parki itd.

Ale…

Czasem zdarza się (każdemu) zabrać dziecko w miejsce gdzie nie jest mu fajnie. Dziecko się męczy, nie ma gdzie się wyładować, nudzi mu się.

Wkurza się ono i opiekun. Wkurza się otoczenie. Dziecko się drze i roznosi go energia. Niektóre miejsca nie są dla dzieci nie dlatego, że przeszkadzają dorosłym (wybaczcie bezdzietni) ale dlatego, że dziecko nie znajdzie tam przestrzeni dla siebie co skutkuje krzykiem, darciem twarzy, rzucaniem się i histerią.

Fajnie by było jakby rodzice starali się wyczuć, czy  w miejscu do którego zmierzają dziecko nie będzie czuło się komfortowo. Czasem też dziecku się znudzi i po prostu nie ma opcji – będzie krzyk.

Ale…

To że dziecko krzyczy, wrzeszczy,  marudzi i chce do domu to nie jego wina. Częściowo odpowiadają za to rodzice (zabierania dwulatka np. do pubu), a częściowo taka jest dziecka. Nie można zamknąć dziecka w klatce, kazać mu siedzieć na baczność i być cicho tyle ile my chcemy. To nie jest prawdziwy obraz dziecka. To nienaturalne posłuszeństwo wymusza na nas społeczeństwo.

Dzieci szaleją, krzyczą, nie mogą usiedzieć i to jest normalne. Nie jest to akceptowane przez społeczeństwo, bo społeczeństwo  wymaga  bezwzględnej ciszy oraz opanowania. To tak jakby nakazać płomieniom, żeby były zimne, bo inaczej można byłoby się poparzyć.

Tak naprawdę wszystko zależy od nas rodziców, od decyzji jakie podejmiemy i od naszej relacji z dzieckiem.

Czasami nie mamy wyjścia – samotna matka musi zrobić czasem zakupy w markecie i będzie stała w kolejce do kasy z płaczącym szkrabem na ramieniu (na szczęście są kolejki dla uprzywilejowanych – niestety korzystają z nich panowie z piwem i ludzie którym się nie chce stać w normalnej), czasami dziecko, które nie krzyczy i nie płacze dostanie szału w pół obiadu w restauracji i nie sposób wyjść z nim więc trzeba przeczekać, czasem po prostu zabierzemy je w miejsce gdzie nie będzie mogło być sobą z powodu ograniczeń. Rodzice wcale nie robią tego specjalnie, żeby utrudnić życie innym, ba najczęściej wcale nie mają w nosie, że komuś przeszkadzają, wręcz przeciwnie.

Czy powinny powstawać miejsca dla osób bez dzieci?

Nie, to trochę mi „jedzie” zakazem wstępu dla psów. Dzieciom trzeba rozsądnie pokazywać cały świat, który ich otacza, natomiast powinna być w narodzie większa świadomość gdzie z dzieckiem iść nie warto oraz zdrowy rozsądek w rodzicach żeby nie zabierali dzieciaków tam gdzie zapewnienie dziecku spokojnego przebywania przekracza ich umiejętności – ale to czego też nam ogromnie brakuje to  wyrozumiałość dla dzieci, które nie zachowują się według sztucznie stworzonego wzorca społecznego (siedzą cicho i chodzą powoli), bo tak nie zachowują się dzieci.

Jednak jeżeli dziecko krzyczy, płacze, dostaje ataku histerii lub jest jak małe tornado i nie możemy nad nim zapanować to drodzy rodzice… to nie jest jego wina! Takie są dzieci.

post zainspirowany: https://www.huffingtonpost.com/mike-julianelle/sorry-son-but-its-not-me-its-you_b_5007159.html?1396039931

Hafija

Nazywam się Agata. Hafija.pl to najlepszy mainstreamowy blog o karmieniu piersią.

23 komentarze

  • monika
    5 kwietnia 2014 at 15:34

    Jakieś pół roku temu wybrałam się z Tymkiem na spotkanie autorskie, na którym bardzo mi zależało, ale niestety późno było, Tymek zmęczony, więc…wyszliśmy:( Na pewno są miejsca, gdzie lepiej wybrać się samemu. Z drugiej strony, z moich obserwacji wynika, że w Polsce, w publicznym miejscu dziecko płaczące, marudzące lub po prostu głośne wywołuje zmasowane bombardowanie „grzmotami w oczach” osób postronnych, i to niezależnie, gdzie by się nie było. A wystarczy pojechać do jakiegoś południowego kraju (np. Portugalia), tam dzieci (z całym swoją dziecięcą naturą i jej czasami „meczącymi” przejawami) uczestniczą w życiu „dorosłych”…

    • Hafija
      5 kwietnia 2014 at 17:46

      O właśnie! Kwestia akceptacji tego, że dzieci tak mają – po prostu. Mi natomiast takie umęczone krzyczące dziecko nie przeszkadza jako „otoczeniu” ale szkoda mi dzieci i tylko dlatego uważam, że dzieci nie trzeba zabierać w miejsca w których się męczą.

  • magda
    2 kwietnia 2014 at 01:07

    Zgadzam się całkowicie z tym wpisem. Ja coraz mocniej czuję w sobie bunt przeciw tak skonstruowanemu światu, gdzie nie ma przestrzeni dla dzieci i przyzwolenia, by były po prostu dziećmi. Zasady i normy zostały ustalone i narzucone przez dorosłych, traktowane jako jedyne słuszne. tylko nie jest brane pod uwagę, że ludzie są różni i różne mają potrzeby, ale wszyscy są tak samo ważni. i tak dorosłych nikt nie zmusza do skakania, biegania, wchodzenia w każdy kąt a także głośnego śmiechu, pisku, płaczu, krzyku. Mogą sobie odpoczywać i spędzać czas tak jak lubią – siedząc na ławce np. , w ciszy i spokoju. Dzieciom nie daje się takiego prawa – do odpoczywania tak jak lubią. Dzieci w bezruchu się męczą. A wszyscy próbują je zmuszać do takiego sposobu bycia, inaczej uznając za niepożądane. Mnie cholera bierze, że dorosłym tak łatwo przychodzi krytyka i oburzenie na zachowanie dziecięce, które jest normalne dla dziecięcego wieku, a pewnie żaden nigdy nie pomyślał, że dzieciom może się też nie podobać dorosłe zachowanie, nudne siedzenie na ławce, ale nie wymuszają na dorosłych dzikich dziecięcych harców. I pewnie nie do pomyślenia byłoby, że może dla odmiany na jakiś czas to dzieci ustaliłyby normy zachowań społecznych, wedle własnego uznania i spojrzenia na świat a potem narzuciły je wszystkim i piętnowały tych wszystkich dorosłych, którzy nie umieliby się dostosować, bo nie leży to w ich naturze.

  • Paweł
    1 kwietnia 2014 at 21:41

    Mądre! Zabierałem ze sobą córkę od początku wszędzie, absolutnie, nawet na budowę. Zabierałem i zabieram jeśli chce jechać do urzędów, na spotkania, instutucji, sklepów itp. Genralnie zauważyłem, że jak facetowi dziecko płacze, to wszyscy są wyrozumiali i starają się zmienić otoczeni by dziecku było fajniej. Ale nie daj Boże by to żonie płakało dziecko, na kobietę już się patrzy, tak, że nie umie się dzieckiem zając. Dyskryminacja nieuświadomiona. Pozdrawiam

  • Kinia
    1 kwietnia 2014 at 08:28

    AMEN!:) Właśnie ostatnie wczasy zobrazowały mi jak system ograniczania rodzin z dziećmi ma działać tylko w jedną stronę.. korzystając z hotelu z opcją all inclusive zostaliśmy poproszeni i ustnie i pisemnie w informacjach o hotelu, aby jako rodzina z dziećmi poniżej 12 lat stawiać się na kolację w pierwszej godzinie z trzech.. wszystko w porządku bo godzinowo bardziej pasowało do rytmu dnia, jednak felernie jednego dnia spadł deszczyk i nie dało się do 18 leżeć przy basenie i dosłownie wszyscy zwalili się na ta pierwszą godzinę z braku zajęcia.. czy rodziny z dziećmi miały pierwszeństwo? NIE, czy miały szanse wygrać batalię o zwolniony stolik? NIE ,bo wózki i trzylatki mało waleczne są.. czy dzieci się darły ,nudziły,były głodne w kolejce do stolików.. TAK czy wtedy któremuś z wczasowiczów w kolejce przed dziećmi wpadło do głowy choćby z własnej wygody(bo krzyk i mordęga z obcymi dzieciarami) pójść do pokoju poczytać ,napić się drina w barze.. Nie zauważyłam! Tak więc z tym przeszkadzaniem jest jak z tą starszą Panią, która w tramwaju nie ustoi 10 minut ale pod blokiem z sąsiadką z półtorej godziny 🙂 a dziecko jest dzieckiem i ma swoje prawa i ma prawo do korzystania i poznawania świata bo to,że ma 1m,a nie prawie 2m wzrostu nie odbiera mu tego,ani jego rodzicom !!

  • m_ysz_ka
    1 kwietnia 2014 at 08:21

    Ładnie powiedziane.
    U nas w nowych miejscach rzadko jest histeria (czy jest po polsku jakieś neutralne słowo na tantrum? histeria brzmi od razu negatywnie), a prawie zawsze jest małe tornado. Trzeba się nagimnastykować, żeby to tornado nic nie zniszczyło, ale raczej dorośli reagują na niego dobrze.
    Nie ma już spontanicznych wypadów, wszystko jest przemyślane. Czy to nie pora drzemki? czy będzie najedzony? Czy wcześniej będzie miał okazję się wyszaleć trochę? Czy tam gdzie idziemy będzie możliwość pobiegania albo chociaż jakiś samolocik na dwa złote? Czy są wózki w kształcie samochodzików albo inne takie jeśli to zakupy? Jak wszystko zorganizować jak najszybciej? Co ze sobą zabrać i nie chodzi tu już o pieluchy i chusteczki, ale raczej picie, książeczkę, ubranie na zmianę, żeby nie było mu za gorąco/zimno – bo to wszystko może prowadzić do wybuchu.
    Gdzieś wyczytałam, że kiedy wiemy, że teraz dziecko ma stresującą sytuację, że w takiej chwili często coś się dzieje, to trzeba zapobiegać przez nawiązanie z nim kontaktu. I to działa. Jeśli wiem, że nie lubi siedzieć w wózku za długo to z nim gadam, śpiewam piosenkę, żartuję – i jeśli uchwycę ten moment przed znudzeniem to jest fajnie. Jedyny efekt uboczny to często aktywuje ten nasz tryb tornada 😉 Ale coś za coś.

  • Zuzanna
    31 marca 2014 at 21:17

    Och, jakże się z Tobą zgadzam! Niedawno brałam udział w wykładzie dotyczącym ochrony zdrowia prokreacyjnego, którego prelegentka byłą gorącą orędowniczką dzietności. Byłam ze spokojnym dziesięciomiesięczniakiem, który na moich kolanach potrząsał cicho grzechotką i czasem gaworzył. Organizatorzy zapraszali z dziećmi, ale prelegentka wyprosiła mnie z dzieckiem, argumentując, że to niewłaściwe miejsce dla dzieci i ona nie może zebrać myśli. Z przekąsem podziękowałam za możliwość wysłuchania wykładu, zaś towarzysząca mi przyjaciółka podsumowała, że pani jest za życiem, ale takim milczącym… Pro silent life 🙁

  • Lucy eS
    31 marca 2014 at 21:03

    Zabieranie dziecka w różne miejsca – jestem na tak.
    Ale przeczekiwanie niekończących się histerii w miejscu przeznaczonym dla szeroko rozumianego odpoczynku – nie. Trudno, że to połowa obiadu, filmu, albo wejściówki wykupione. Osoby postronne (np. styrana matka na wychodnym) nie powinny być zmuszane do uczestnictwa w głośnym procesie wychowawczym.

    • Hafija
      31 marca 2014 at 22:01

      Bo tego się oczekuje od dzieci i rodziców – ciszy i spokoju. Nasze społeczeństwo nie rozumie dzieci i ich potrzeb, a już prawie wcale emocji i rozwoju. Ten hałas, krzyk, bieganie to jest etap rozwoju dziecka jednak dla wygody społecznej dzieciom każe się być cicho a matkom ze wstydem wyprowadzać płaczące lub krzyczące dziecko, dochodzi do takich absurdów, że kiedy mama stara się uspokoić krzyczące dziecko patrzą się na nią ludzie jak na wariatką, która bije dzieci,lub krzywdzi w inny sposób bo przecież „dzieci muszą być cicho” a to nie jest prawda. Więcej akceptacji w narodzie tak jak pisałam jest niezbędne, żeby zrozumieć że dzieci tak własnie się czasem zachowują i wtedy zarówno matki jak i dzieci nie wstydziłyby się takich sytuacji. Pewno by bardziej wierzyły w swoje kompetencje jeśli by wiedziały, że dzieci – nawet te najlepsze i najspokojniejsze czasem się tak zachowują i to jest normalne i piętnowanie tego mnie po prostu wkurza.

  • aga
    31 marca 2014 at 20:59

    Zgadzam się z tobą w 100% . Sama pracuje w usługach fryzjersko kosmetycznych i dzieci w naszym salonie są bardzo miłe widziane 😉 i wcale nam nie przeszkadza jak dziecko próbuje zajrzeć w każdy kąt, kręci się na fotelu obrotowym przez pół godziny czy się w inny sposób wyglupia. Mało tego klientkom wcale nie przeszkadza gwar panujący u nas (nie mowie ze u nas jest zawsze glosno;)). Często mówią ze właśnie fajnie ze nasz salon żyje, że jest tak wesoło. Owszem są pewne granice bo dzieci nie mogą się bawić drogim czy niebezpiecznym sprzętem ale za to w nagrodę za grzeczne zaxhowanie (grzeczne nie znaczy spokojne;)) dziewczynom malujemy paznokcie czy pleciemy warkocze a chłopcy mogą dostają nagrodę w postaci np lizaka. Dzieciaki lubią do nas przychodzić zarówno jako klienci ale też w towarzystwie swoich mam 😉 nie dajmy się zwariować ze dzieci mają posłusznie siedzieć z rączkami na kolankach i czekać na swoją mamę.

    • m_ysz_ka
      1 kwietnia 2014 at 08:24

      I ja z chęcią chodziłabym do takiego właśnie fryzjera 😉 O ile oczywiście zniesilibyście nieco ponad przeciętną żywotnego małego osobnika 😉

  • Asia
    31 marca 2014 at 20:39

    Zgadzam się z Tobą, że w większości to wina rodziców, że zabierają dzieci w nieodpowiednie miejsca lub o nieodpowiedniej porze np. aktywności dziecka, kiedy powinno się wybiegać. Ale dzieci biegające i wrzeszczące między stolikami w jadalniach na wakacjach, w porze obiadowej, to i mnie mocno irytują, a jestem matką dwójki dzieci. Uważam, że dzieci powinny być także od małego uczone, w jakich miejscach jak powinno się zachowywać, a pora obiadowa to zwyczajnie pora obiadowa, wtedy się siedzi i je wspólnie i rodzice powinni zadbać o to, aby dzieci o tym wiedziały, również z szacunku do innych osób na stołówce, które nie przyszły do sali zabaw, a na posiłek, gdzie chodzi się z gorącymi daniami, talerzami, szklankami i to też kwestia bezpieczeństwa 😉 Jestem w stanie zrozumieć dziecko wybuchające w sekundę, mające gorszy dzień i trzeba to przeczekać, wiem że to się zdarza, takie są dzieci, ale dzieci które nagminnie, codziennie biegają i wrzeszczą między stolikami, to dla mnie masakra.

    • Hafija
      31 marca 2014 at 20:44

      A ja akurat dla wakacji mam duży margines tolerancji, nie wierzę też że nawet pięciolatka zdołasz nauczyć tego że się siedzi a nie wrzeszczy i biega. Z resztą powiem Ci, że na wakacjach to bywa często tak że idzie rodzina na obiad rodzice sobie dwie godziny popijają piwko a dla dzieciaków to za długo, po prostu się nudzą i chcą być w ruchu – to normalne u dzieci. Tak naprawdę to własnie takie rozbieganie i rozwrzeszczenie to normalny stan dla dziecka ono długo na spokojnie nie wysiedzi i rodzice powinni się tego nauczyć, że na obiad na trzy godziny do knajpy z dzieckiem nie ma sensu iść 🙂

    • Asia
      31 marca 2014 at 21:40

      Zdołam 🙂 Mój trzylatek spokojnie wysiadywał na obiedzie pół godziny. Nie biegał, nie wrzeszczał, siedział i jadł z nami, bo my tak robimy w porze jedzenia poprostu i do tego jest przyzwyczajony. To nie znaczy, że ma siedzieć sztywno i się nie odzywać, nie przywiązujemy go do stołu ani nie zastraszamy, w żadnym wypadku, ale siedzimy i gadamy, śmiejemy się wspólnie przy stole i dajemy innym zjeść, a potem jest czas na szaleństwa 🙂 Oczywiście wysiadywane po trzy godziny na piwku i nie zwracanie uwagi na potrzeby dzieci to inna sprawa 😉

    • Hafija
      31 marca 2014 at 21:56

      Ale dzieci są różne, co wtedy zrobić? Zamknąć się z nimi w domu?

    • Asia
      1 kwietnia 2014 at 06:55

      Oczywiście, że nie. Chciałam tylko napisać, że zgadzam się z tym że dzieci krzyczą, szaleją itd i to jest wpisane w przywileje dziecka, ale są miejsca gdzie poprostu rownież dziecko sie musi dostosować i to juz kwestia wychowania. Nie można wszystkich zachowań, zawsze i wszędzie tłumaczyć naturą dziecka. Wiem z autopsji, że tego da się nauczyć. Pół godziny w restauracji to nie wyczyn a powinna być norma, przy całym dniu szaleństw i wygłupów. Dzieci są mądrzejsze niż nam się wydaje, tylko trzeba im wszystko tłumaczyć i dużo rozmawiać 😉 Dobrze jest to opisane w książce 'W Paryżu dzieci nie grymaszą’.

    • Hafija
      1 kwietnia 2014 at 07:01

      Nie w przywileje w naturę dzieciństwa. Poza tym mi bardziej zależy na tym, żeby to dziecko nie męczyło się w miejscach nieodpowiednich niż otoczenie. Czy restauracja to dobre miejsce dla dziecka na obiad rodzinny – śmiem wątpić. Zaczęłam czytać tą książkę i nie przebrnęłam – zupełnie nie moja bajka, założenie, że dziecko musi się dostosować do rodzica jest dla mnie nie do przeskoczenia, bo według mnie nie musi. Wolę jednak indywidualne i podmiotowe podejście do dziecka jak w książkach np. Agnieszki Stein.

    • Asia
      1 kwietnia 2014 at 07:51

      Prezentujemy zwyczajnie nieco odmienne poglądy w tej kwestii 😉
      Dla mnie to oczywiste, że dziecko ma być dzieckiem, szaleć, krzyczeć i się wygłupiać, ale to normalne że przy tym się je wychowuje i uczy dostosowania do nietypowych sytuacji, kultury. Dla mnie wypad do restauracji na wakacjach to dobry pomysł na obiad rodzinny, bo moje dziecko lubi wychodzić w nowe miejsca, potrafi się tam zachować, odnaleźć, nic na tym nie traci i cała rodzina czuje sie swobodnie i przyjemnie, wspólnie spożywając posiłek, a nie biegając pod stołami, bo po obiedzie idziemy biegać w plener lub na sale zabaw. Ale zawsze patrzę przy tym na potrzeby dziecka. Jeśli widzę, że ma gorszy dzień to zamiast w restauracji, zjemy gdzieś gdzie on sie będzie lepiej czuł, pozwalamy mu decydować i wybierać. Nie musi nigdzie siedzieć cicho i sztywno, nie jest skrępowany, normalnie gadamy i śmiejemy sie przy stole. Zwyczajnie tak jest wychowany i takie ma przyzwyczajenia. Ja widzę same tego zalety.
      Jestem jak najbardziej zwolenniczką zabierania dzieci w miejsca publiczne, ale rownież przygotowywania je na to i wychowywania 😉 A jeśli wiem że moje dziecko będzie sie gdzieś męczyć, jak mój dziesięciomiesięczniak na konferencji, to zwyczajnie go tam nie biorę, a zostawiam by sie pobawił z dziadkiem, bo bardziej na tym skorzysta.

    • Hafija
      1 kwietnia 2014 at 08:02

      Wiesz co mam wrażenie, że my piszemy mniej więcej o tym samym tylko innymi słowami – znaczy o umiarze w tym gdzie i kiedy zabieramy dziecko i takim wyważeniu sytuacji 🙂

    • Asia
      1 kwietnia 2014 at 08:14

      O tak! Nareszcie znalazłaś dla nas odpowiednie określenie – umiar, wyważenie i zdrowy rozsądek 🙂

  • Budująca Mama
    31 marca 2014 at 19:55

    Też jestem za tym, żeby pokazywać Dziecku cały świat! Cały! To naturalne, że Dzieci muszą poznać różne miejsca. Wydaje mi się, że mniej naturalnym jest nieposiadanie dziecka 😉 oczywiście z rozsądkiem. Nie będziemy Zośki targać po restauracjach o 21, bo wtedy, to ona w każdym miejscu będzie wrzeszczeć… Przy okaazji pochwalę się, że Zosia była na przedstawieniu Pchła Szachrajka 🙂 wysiedziała grzecznie 45minut. Była najmłodsza, i bardzo grzeczna, ale… Miałam możliwość w każdej chwili odejść bez przeszkadzania innym dzieciom 😉

  • Nessie
    31 marca 2014 at 19:13

    Raczej rzadko się z Tobą zgadzam, ale pod tym wpisem podpisuję się w 100%. Jakbym chciała by moje dzieci nigdy nikomu nie przeszkadzały to musiałabym się w domu zamknąć na cztery spusty. oczywiście wszystko z głową. Nie wezmę 4-latka ani tym bardziej półroczniaka na koncert kwartety smyczkowego bo wyjdzie z siebie.

  • Magda
    31 marca 2014 at 19:06

    Mam nadzieję, że mojego Iventego ten etap szczęśliwie ominie 🙂

Comments are closed here.