Opowieści Alma Mater cz. ósma Wojtek i Ewa -jak uczyliśmy się siebie nawzajem


Każda z czytelniczek bloga może wysłać do mnie – także anonimowo – opowieść o swojej drodze mlecznej o walkach jakie stoczyła, żeby udało się karmić dziecko tym co najlepsze – mlekiem mamy. Forma tej opowieści może być dowolna.

Wiem, że takie historie mogą napełnić serca i umysły mam karmiących piersią a będących w kryzysie nadzieją i siłą, której na pewno potrzebują.

Dzisiaj ósma opowieść


Mam na imię Ewa, jestem mamą 15 miesięcznego Wojtka.

Ciążę wspominam przyjemnie, choć Wojtek nie spieszył się na świat i postanowił się objawić 5 dni po terminie. Poród nie był ani ciężki ani lekki, fizjologiczny, wszystko przebiegło tak jak powinno. 

Kiedy przypomnę sobie jak pierwszy raz zobaczyłam dzieciątko to nadal serce oblewa mi się ciepłem – tak to cudowne uczucie. Synka natura obdarzyła śliczną buzią i nie mogłam wprost uwierzyć, że jest tak wspaniały.

Nie wiem dlaczego, ale do porodu podeszłam jak do zadania do wykonania. Po wszystkim poczułam ulgę i miałam wrażenie, że to co trudne już za mną. 
Ech… Po czasie widzę, że niewystarczająco przygotowałam się do początku macierzyństwa i karmienia piersią, mądra Polka po szkodzie…


Wojtka na brzuchu miałam kilka minut, taki szpital. Po porodzie próbowałam przystawić go do piersi, ale ten leniuch od razu zasnął. Trzeba mu oddać, że w szpitalu pozwolił mi wypocząć. Budził się co 5 godzin, ale już tak głodny, że zanim chwycił pierś zdrowo się napłakał i nadenerwował. Położne uczynnie przychodziły i pomagały przystawiać małego. Ze szpitala wypisali nas tak na prawdę po 2 dobach. Nawału pokarmu nie było i nic nie zapowiadało, żeby miał być. 

Pierwsze co zrobiłam po przyjściu do domu to odciągnięcie pokarmu laktatorem. Jakie było moje przerażenie gdy okazało się, że jest go 30 ml… Dlaczego to zrobiłam nie wiem, chyba brak pewności siebie – chciałam w sposób miarodajny ocenić laktację i czy dam radę. 

Do dziś tego żałuję.

4 dni po urodzeniu Wojtka dowiaduje się, że zmarła moja mama. Czerniak, choroba trwała pół roku. Na pogrzeb nie jadę, nie jestem w stanie.

Tutaj następuje tragiczny, męczący dla czytającego akapit opisujący karmienie mieszane, odciąganie pokarmu, starania, płacze moje i dziecka, wreszcie odstawienie od butelki i przejście na pierś, oczywiście urozmaicone bolesnymi zastojami pokarmu oraz bardzo bolesnymi pęknięciami brodawek. Obu. Opis ten jest uzupełniony pozytywnym przedstawieniem p. położnej, która wspiera dobrą radą i daje nadzieję, że sobie poradzimy. Oraz opisem bohaterskiej postawy męża. 
Cierpliwej, dobrej, pełnej miłości do dziecka i do mnie.

Przypuszczam, że to była depresja poporodowa. 

Nie baby-blues, tylko depresja. Trwała ok. 4-5 miesięcy. Pamiętam, że mąż mówił o naszym malutkim synku – „Zobacz jaki on śliczny, jaki kochany”, a ja myślałam z przerażeniem „Boże, za pół godziny się obudzi na karmienie”. 

To nie było zdrowe.

Ale minęło. 

Po wyjątkowo ciemnej zimie przyszła nieco jaśniejsza wiosna. Nauczyłam się współpracować z Wojtusiem, jadł moje mleczko, rósł, rozwijał się pięknie. Tak jak pisałam czytanie Twojego bloga uświadomiło mi, że synek jest za malutki, aby płakać złośliwie. Popłakałam się kiedyś, bo właśnie Twój wpis uświadomił mi jak głupio i niedorośle się zachowuję w stosunku do niemowlaka.

Ze swojej strony chciałabym radzić przyszłym mamom, żeby dobrze przygotowały się do początku macierzyństwa. Karmienie piersią nie jest rzeczą oczywistą ani tak łatwą jak się wydaje. Oczywiście jest grupa kobiet, która nie ma z tym żadnego problemu i wszystkim życzę, żeby do tej grupy się zaliczały.

Chcę również dodać otuchy wszystkim kobietkom, które mają problemy z karmieniem, cierpią z powodu samotności, niemocy, bezradności i zwyczajnie mają dość. 

To minie. 

Dziecko szybko się rozwija, a problemy z czasem maleją i znikają. A z własnego doświadczenia mogę napisać, że karmienie piersią, choć okupione bólem, stresem i łzami stało się błogosławieństwem. 

Ostatecznie któregoś dnia gdy mąż mówił „Ale Wojtek ślicznie je” poczułam wreszcie TO i pomyślałam – „Tak, nasz synek jest cudowny”.

Pozdrawiam ciepło,
Ewa

Hafija

Nazywam się Agata. Hafija.pl to najlepszy mainstreamowy blog o karmieniu piersią.

7 komentarzy

  • natalijka
    12 stycznia 2014 at 21:34

    Tylko komentarz odnośnie depresji poporodowej- zachęcam młode mamy które podejrzewają u siebie jej objawy (a także ojców, którzy widzą że z kobietą dzieje sie coś niepokojącego) do wizyty u psychiatry. Wiem że to brzmi dla wielu osób strasznie, ale nie warto męczyć się miesiącami i tracić cennych chwil z życia swojego dziecka- a jest to ich strata gdy nie dostrzegamy ich piękna. Depresja poporodowa jest zjawiskiem somatycznym i dobrze reaguje na leki. Obecnie są leki które można przyjmować karmiąc piersią; są także psychiatrzy specjalizujący się w leczeniu karmiących mam cierpiących na depresję. To tylko taka istotna moim zdaniem wskazówka, z mojego własnego doświadczenia.

  • AnnaR
    9 stycznia 2014 at 21:32

    chciałam coś napisać, głównie o tej depresji, ale nie mogę bo minęło 1,5 roku od porodu a jest jednak za wcześnie…

  • Beata B
    9 stycznia 2014 at 21:28

    Ja takiej opowieści nie prześlę. Nam się nie udało. Czasem ni smutno przez to, zdarzało mi się myśleć o sobie jako o fatalnej matce, bo nie urodziłam naturalnie i nawet z karmieniem nie wyszło.
    A pokarm miałam. Dużo go było. Cóż poradzić, że Zosia od samego początku przy piersi płakała. Może początkowo tylko w południe, ale później coraz częściej. Miałam pokarm, Zosi nie bolał brzuszek, z przystawianiem nie było problemu.
    Mimo to męczyłyśmy się bardzo. Potem wyszło, że waga stoi w miejscu – przez miesiąc. Spróbowałam dokarmiać mm i okazało się że po karmieniu Mała potrafi zjeść jeszcze 60-80ml (W piersiach wciąż było mleko).
    W końcu zobaczyłam szczęśliwe spokojne dziecko. Jak się łatwo domyśleć – zaczęłam tracić pokarm. Mnie było ciężko. Zosia jest w końcu szczęśliwa i najedzona. Nie mam pojęcia na czym polega problem, ale nawet teraz nie wiem co mogłabym zrobić inaczej.
    Myślę, że dla nas tak było lepiej. Pisząc to mam łzy w oczach – marzyłam o karmieniu piersią. Innego scenariusza nie przewidywałam. Tak jest lepiej, ale i tak coś mnie w środku ściska…

  • KOLOR owanka
    9 stycznia 2014 at 18:13

    może jeszcze nie karmię… nie mam bobaska-to dziękuję :*
    zbyt mało kobitek mówi o tym, zbyt wiele kobiet idzie na łatwiznę lub po protu koloryzuje…
    a życie jest inne

  • Anonymous
    9 stycznia 2014 at 18:04

    Ciążę przeszłam bardzo dobrze, nasza córka rosła i rozwijała się prawidłowo.
    Ja czułam się dobrze, tylko pod koniec brzuszek już ciążył.
    Poród dokładnie w terminie, bez komplikacji, trwał prawie 10 godzin.
    Córeczka zdrowa, różowiutka…nasza, wyczekana.
    Jestem mamą, która miłości do dziecka nie poczuła od razu.
    To chyba kwestia wychowania i charakteru.
    Uczucie to kwitło z miesiąca na miesiąc.
    Nie chodziłam do szkoły rodzenia, specjalnie nie przygotowywałam się do porodu.
    Teraz myślę sobie "I całe szczęście", bo chyba zjadłyby mnie nerwy.
    Czasem przeczytałam jakiś artykuł, fragment w książce, ktoś coś podpowiedział.
    Wszystko przyszło naturalnie.
    Karmienie.
    Pamiętam jak pani pediatra powiedziała mi w szpitalu "Karmimy 6 miesięcy".
    A ja w myślach odpowiedziałam jej "Nie mam mowy! Aż tyle?"
    Uśmiecham się teraz jak o tym pomyślę.
    Mamy karmiące mnie chyba rozumieją.
    Większych problemów z karmieniem nie było, nie pamiętam już w tej chwili.
    Dokarmialiśmy troszkę na początku.
    Potem Młoda już sama nie chciała pić mieszanki.
    Były tzw. kryzysy laktacyjne, ale chwilowe, dałyśmy radę.
    Pamiętam też niesamowity aućććć! ból kiedy pękły brodawki, już w szpitalu.
    Ból przy każdym karmieniu :/
    Poratowałam się nakładkami silikonowymi.
    Bolało cały czas, ale nakładki ochraniały sutki, które dzięki temu wygoiły się i było już dobrze.
    Pokarmu miałam dużo, bo przez kilka miesięcy stosowałam wkładki laktacyjne.
    Nie odciągałam, bo jak spróbowałam (przepraszam) czułam się jak krowa.
    Jak się czułam ogólnie?
    Szczerze? Paskudnie, płakałam ukradkiem.
    Byłam strasznie zmęczona, czułam się jak niania do dziecka.
    Dni ciągle takie same, czułam się uwięziona w domu, tym bardziej przez karmienie…
    Ten stan zaczął na szczęście zacierać się i było coraz lepiej.
    Szkoda tylko, że nie każdy to rozumie..tak było w przypadku moim i męża.
    Ale skąd facet ma wiedzieć jak to jest urodzić dziecko?
    Teraz jest super.
    Córeczka coraz więcej rozumie, jest coraz bardziej samodzielna.
    A ja nie czuję się tak jak czułam się przez pierwsze kilka miesięcy.
    Karmię piersią 16 miesiąc.
    Jestem teraz bardziej matką przytulającą, a nie karmiącą 😉
    Nic tak nie uspakaja mojego dziecka jak pierś.
    Uwielbiam tą ulgę w Jej spojrzeniu po karmieniu.
    Nie używamy smoczka.
    Trafił nam się raczej spokojny okaz 😉
    Jak długo jeszcze zamierzam karmić?
    Nie wiem, czas pokaże.
    Karmienie piersią to ciężka praca, poświęciłam mojemu dziecku bardzo wiele.
    Szczególnie wtedy kiedy karmione było tylko samym mlekiem, karmienie co 2 godziny.
    Niczego nie żałuję.
    Wiem, ze dałam Jej to co najlepsze.
    Ze swojej strony chciałabym dodać, że warto przygotować się do karmienia piersią.
    Warto poszukać dobrej położnej i zapytać o wszystko co jest z tym związane.
    Ja miałam szczęście, ponieważ większych problemów nie miałam, tak jak pisałam wyżej.
    Ale różnie jest. Media pokazują nam reklamy mam i dzieci pięknie pijących z piersi – tak też jest, ale niekiedy trzeba o taki obrazek powalczyć.
    Pamiętajcie o tym, drogie Mamy 🙂

    Mama i Córka

  • Matka Polka
    9 stycznia 2014 at 15:35

    Ehh…a ja się poddałam 🙁 może dlatego, że przez pierwsze 2-3 tygodnie byłam zmuszona karmić małą butelką i jak po tym czasie zaczęłam przystawiać ją do piersi to stwierdziłam, że butelką jest dla mnie wygodniej, tak wiem egoistyczne. Na zmianę karmiłam do 4 miesiąca a później jak widziałam, że się nie najadała to przeszłam na butlę, ale teraz dopiero wiem, że nie walczyłam. Przy następnym maluchu będę mądrzejsza 😀

  • Przewijka
    9 stycznia 2014 at 10:22

    Jak ja żałuję, że tak późno znalazłam Twojego bloga… A masz gdzieś wpis, jak najlepiej odstawić dziecko od piersi? 🙂

Comments are closed here.