Zadanie: jeść, pić i odciągać mleko


Jakiś czas temu dostałam mail od czytelniczki: „Przesyłałam Ci moją historię. Jeśli uważasz, że może pomóc czytelniczkom, podtrzymać je na duchu w trudnościach, to oczywiście jest do opublikowania”. Oddaję jej głos…

Moja historia zaczyna się pięknie. Wręcz książkowo. Syn od razu po porodzie trafił w moje ramiona.

Urodził się – jak ja to mówię – jako duża, różowa kulka. Dostał 10 pkt. Nic nie wskazywało, że  każdy jego oddech to walka o życie.

Po  kilku minutach przytulania się zaczął szukać piersi i od razu pięknie ssał. Moment, kiedy poczułam jego usta na mojej brodawce, był cudowny, później wiele razu myślami do niego wracałam. Pomagał mi walczyć o mleko dla niego.

Syn był ze mną 12 godzin, przez ten czas dużo się przytulaliśmy i karmiliśmy.

Nadszedł moment badania saturacji. Od kilku lat standardowe, przesiewowe badania noworodków. Pielęgniarka z przerażeniem stwierdziła, że wynik mojego syna jest krytyczny. Na początku mówiła, że to może aparat jest zepsuty albo że syn jest zmarznięty i zimne dłonie fałszują wynik. Powtórne badania dały jednak podobnie zły wynik. Przyszedł lekarz i zabrali synka na szczegółowe badania. Miał wrócić za 20 minut. Wrócił po miesiącu. A przez ten miesiąc, zamiast jego słodkich ust, miałam ciągle przy swoich piersiach laktator.

Lekarze zdiagnozowali u syna krytyczną wadę serca. Niestety USG w ciąży jej nie wykryło. Syn urodził się o 5 nad ranem, zabrali nam go o 17 po południu. Wśród dyżurujących tego dnia lekarzy było wielkie poruszenie, każdy biegał sprawdzał, badał naszego syna. Do nas docierały coraz gorsze wieści. To nie jedna wada, a dwie. A może nawet trzy.

W trakcie którejś z rozmów z lekarzami zapytali mnie, czy mam mleko dla syna. Od ostatniego karmienia minęło już wtedy około 10 godzin. Mówili: „Niech pani odciąga i przynosi nam mleko”.

W szpitalu trafiłam na fantastyczną położną, która była doradcą laktacyjnym. To z jej pomocą i wsparciem udało mi się pokonać lęk przed laktatorem. I dzień, i noc, co 3 godziny odciągałam mleko. Nie było łatwo. Ja w domu (wypisałam się ze szpitala na drugi dzień po porodzie, bo i tak nie mogłam być z synem), a on na OIOM-ie w inkubatorze.

Pierwszego dnia pozwolili mi odciągać pokarm, gdy siedziałam przy jego inkubatorze, żeby jego widok działał pobudzająco na moją laktację. Później wspierałam się wspomnieniami z naszych pierwszych cudownych chwil, w nieskończoność przeglądałam 4 zdjęcia, które zdążyliśmy mu zrobić, zanim nam go zabrali. Jak to nie pomagało, to wąchałam pieluszki tetrowe, które leżały u niego w inkubatorze, żeby chociaż czuć jego zapach.

Udało się.

Miałam ogromne wsparcie męża, zarówno fizyczne, jak i psychiczne. Jak też i całego personelu opiekującego się synem.

Ostatecznie badania potwierdziły dwie wady w sercu syna. Jak miał 13 dni, przeszedł 6-godzinną, trudną operację na otwartym sercu. Ja ciągle pytałam lekarzy, co jeszcze możemy dla niego zrobić. Jak mu pomóc, żeby przeżył to wszystko. Zawsze słyszałam: „Pani zadanie i pomoc teraz to jeść, pić i odciągać mleko”.

Nie było łatwo.

Przechodziłam przez liczne zapalenia, zastoje, nawały. Raz odciągałam za dużo, a drugi raz za mało. W końcu po 23 dniach, kiedy syn już się wybudził ze śpiączki po operacji, pozwolili mi go wziąć w ramiona i próbować przystawić do piersi.

Mówili: „Proszę sobie nie robić nadziei, bo on może już się nie nauczyć ssać piersi”. Przez 3 tygodnie był karmiony butelką. Zwykłą, szpitalną butelką jednorazową, a nie żadną „imitującą pierś”.

Po tym, jak go przytuliłam, porzucił butelkę i od razu przeszedł pierś. Przez tydzień byłam jeszcze z nim w szpitalu na obserwacji i badaniach po operacji. Mogłam już wtedy być z nim w dzień i w nocy i karmić na żądanie.

Po równym miesiącu od narodzin pozwolili nam go zabrać do domu. Kontynuujemy naszą przygodę z karmieniem. Uwielbiamy się przytulać i karmić (może czasem z  wyjątkiem tych chwil w nocy, kiedy syn budzi mnie co 30 minut, żeby jeść :)).

Monika

Jeżeli chcesz opublikować na moim blogu swoją historię, to napisz: blog@hafija.pl

korekta: AD VERBA

Hafija

Nazywam się Agata. Hafija.pl to najlepszy mainstreamowy blog o karmieniu piersią.

20 komentarzy

  • Kasia
    26 września 2019 at 23:54

    Wzruszające… ?♥️

  • Lilvive
    27 sierpnia 2019 at 12:47

    Popłakałam się. Cudowne jest to jak mamy lochają swoje dzieci :<3

  • Ania
    25 sierpnia 2019 at 13:23

    Duzo zdrówka dla Was 🙂

  • Sylwia
    11 sierpnia 2019 at 03:26

    Aż łzy lecą…

  • Marta
    1 sierpnia 2019 at 22:18

    Jesteś piękną Matką 🙂

  • Kamila
    29 lipca 2019 at 14:12

    Och dziewczyno…trzymam kciuki za całą rodzinę!

  • Ko
    25 lipca 2019 at 20:18

    Wow piękna historia

  • Ewa
    17 lipca 2019 at 22:21

    Piękna historia !!! Zdrowia dla maluszka i dzielnej mamy!:)

  • Kasia
    17 lipca 2019 at 19:56

    Wow! Podziwiam! Prezde wszystkim siły w tym niewyobrażalnie trudnym czasie, determinacji i ludzi wkoło! Personel medyczny który wspiera kobietę rozpoczynająca przygodę z karmieniem to nadal (choć coraz rzadziej na szczęście ) skarb. Mi panie w szpitalu pomagały przystawiać do piersi ale bez większego zaangażowania i niestety po powrocie mieliśmy duże problemy ale udało się przezwyciężyć i już 17 miesięcy za nami ? też uwielbiamy porę karmienia ??

  • Jo
    11 lipca 2019 at 14:28

    Słyszałam o sytuacji, w której dziecko przebywało 3 miesiące w szpitalu po porodzie. Po powrocie do domu też udało się rozpocząć karmienie. Trzeba wierzyć, że się uda inie dać sobie wmówić głupot przez osoby, które nie wiedzą nic w temacie albo są rzekomo ekspertami od laktacji a potrafią doradzić źle. Niestety ja trafiłam na doradcę laktacyjna której rady przy pierwszym dziecku zniszczyły laktacje. Po drugim porodzie spotkałam ja w szpitalu i znowu usłyszałam bzdury gniecenie cyckow wyciskanie mleka i gadka ze mało pokarmu. Ale ktoś dużo mądrzejszy mi uświadomił że żadne gniecenie cyckow ani laktator to nie to samo co buzia dziecka i że mogę mieć najlepszey laktator i odciągnąć 20 ml przez pół godz a syna karmie z powodzeniem je i ajada się jak smok przybiera super ns wadze waga urodzenia 3960 w wieku 7 tyg 5800 🙂

  • Kasia
    11 lipca 2019 at 11:10

    Mnie i córce nie szło karmienie piersią od początku. Ale chciałam, bardzo chciałam karmić. Moja mama jest pielęgniarką neonatologiczną. Odkąd pamiętam w domu żaliła się, że dziewczyny nie chcą karmić piersią, mimo że maluchy ssą bez problemu. Przez 29 lat tak utkwiło mi to w głowie i postanowiłam walczyć. Mamy nie było przy mnie, została w rodzinnym mieście, nie wpadłam na to, żeby poszukać doradcy laktacyjnego. Zaczęłam odciągać swoje mleko. Lekarze mówili, internet grzmiał, że to sposób na krótką metę, że laktacja zanika szybko. A ja walczyłam, każdego dnia, w dzień i w nocy, co 3 godziny odciagałam mleko. I tak przez 8 miesięcy, gdy postanowiłam przejsc na mleko modyfikowane. Dziś pytam siebie, skąd miałam tyle siły i samozaparcia? Dokładnie było tak, jeść, pić i odciągać mleko. Czasem na spiąco, czasem we łzach, nie wiem ile laktatorów zużyłam. Ale było warto. Dziękuję mamo.

  • Weronika
    11 lipca 2019 at 05:30

    Piękne.

  • Pati
    10 lipca 2019 at 23:10

    Siedzę i rycze! Cudowna historia! Dużo zdrówka dla Was! Całuje i ściskam z całych sił Małego Wojownika i Jego Cudowną Mamę! ?

    • Sy
      12 stycznia 2020 at 15:56

      Ja też!

  • Anonim
    10 lipca 2019 at 22:01

    Piękne ??

  • Diana
    10 lipca 2019 at 21:21

    Byłam w podobnej sytuacji, choć mój synek nie był aż tak ciężko chory i nie leżał tak długo w szpitalu. Ale po tygodniu karmienia butelka nauczył się ssać pierś. Pielęgniarki i położne także nie dawały Nam szans. Lecz udało się!

  • Bogusia
    10 lipca 2019 at 20:57

    Mam niemal identyczną historię… tylko,że synek miał wrodzone zapalenie płuc. Był ze mną tylko 30 minut. Saturacja mierzona od początku narodzin spadała. Zabrany na odział noworodkowy, dostał tlen, przeswierlenia płuc, antybiotyk, nawet steryd. Nie poprawiało sie. W drugiej dobie przewieźli do Prokocimia a ja zostałam, zagubiona, załamana. Czekając na wypis planowalam jak najszybciej pojechac do niego. Sama droga to prawie 100 km. Jego stan określany był jako krytyczny. Ale codziennie jeździłam z mleczkiem. Karmili go sondą ponad dwa tygodnie. Nie bylo nawet szansy na przystawienie do piersi bo był podłaczony do respiratora. Poźniej nauka karmienia z butelki. A ja z laktatorem jeździłam do szpitala, w domku ciągle odciągalam (w duchu dziękowałam ze jest coś takiego jak laktator elektryczny). Najgorsze było zmeczenie jazdą. Autobusem schodziło dwie godziny w jedną strone… Bałam sie zapalenia, zastoju. Jakoś sie udało. Po wyjściu ze szpitala udało sie synka przystawic do piersi. Bolało, nie raz krew sie polała. Ma juz 4 miesiące i dalej sie karmimy. Pozdrawiam wytrwałą mamusie.

  • Jo
    10 lipca 2019 at 20:42

    Najgorsze są chwilę gdy nie możesz po porodzie przytulić własnej córki. Hania od momentu porodu spędziła 2.5 mies w szpitalu gdzie ponad miesiąc była pod respiratorem. Moj pokarm podawany był przez sondę. Również wstawalam w nocy co 3h żeby odciągać pokarm laktarorem. Było naprawdę bardzo ciężko. Cieszyłam się z każdego zwiększonego ml podawanego Hani. Powrót do domu nie był łatwy. Walka to odpowiednie słowo. Nie wiem co to znaczy karmić piersią. Szybko po powrocie że szpitala zrezygnowałam z odciągania które odbywało się nie regularnie i pokarmu było coraz mniej. Nie wiem co straciliśmy. Bliskość? Zrozumienie? Na pewno coś cennego i wyjątkowego.

  • Nina
    10 lipca 2019 at 20:21

    ❤️Gratuluje Mamo. Dzielna byłaś bardzo.

  • Karolina
    10 lipca 2019 at 20:16

    Witam. Moja córeczka urodziła się jako wczesniak 36 tydzień. Była apatyczna, nie chciała ssać piersi taka śpiąca królewna… Po mamie:). Też oczywiście odciagalam pokarm przez 3 tygodnie nie było łatwo tym bardziej, że tego mleka nie mogłam odciągnąć na zapas… Próbowałam ja przystawiac do piersi codziennie ale nie byla chętna w końcu po 3 tygodniach zaczęła ssać piers:) teraz ma 9 miesięcy i dalej karmie piersią i chce to robić jak najdłużej

Comments are closed here.