Opowieści Alma Mater – Anna i Liwia


Autorką dzisiejszego wpisu jest Anna – mama Liwii

Nigdy jakoś specjalnie nie ciągnęło mnie do macierzyństwa, nigdy nie zastanawiałam się czy będę chciała karmić piersią. Gdy w grudniu odkryłam, że jestem w ciąży, to muszę przyznać, że z nas dwojga to mój mąż był szczęśliwszy. Z czasem jednak ciąża i macierzyństwo zaczęły mnie cieszyć. Zaraz też postanowiłam, że będę karmić piersią – głównie ze względów ekonomicznych stwierdziłam, że prawie 20 euro za puszkę mleka modyfikowanego to zdecydowanie za dużo.

Początkowo mówiłam sobie, że tylko do 4-ego miesiąca, bo przecież zacznę rozszerzać dietę. Jednak zaczęłam sporo czytać o zaletach mleka matki- lektura tylko mnie utwierdziła w postanowieniu, żeby karmić piersią i to nawet dłużej niż do 4-ego miesiąca.

Wszystko układało się jak najlepiej – brak jakichkolwiek ciążowych dolegliwości, kupno dużego domu z ogrodem, malowanie pokoju i kupowanie ubranek dla naszej córki.

Szczęście skończyło się 27 kwietnia przy okazji USG połówkowego. Lekarz dopatrzył się nieprawidłowości w budowie serca dziecka.

W chwili, w której mój brzuch był już wyraźnie zaokrąglony, gdy wyczuwaliśmy ruchy naszej córki – nie wiedzieliśmy, czy będę mogła urodzić. Po dwóch dniach padła pierwsza konkretna diagnoza – brak prawej komory serca. Możliwość jedynie leczenia paliatywnego. Kolejny miesiąc upłynął nam na wszelkich możliwych badaniach prenatalnych, które miały wykazać ewentualne inne upośledzenia.

W końcu podjęliśmy decyzję o urodzeniu Liwii oraz podjęciu leczenia.

Autorką dzisiejszego wpisu jest Anna – mama Liwii

Czytając różne fora byłam przekonana, że w przypadku mojego dziecka karmienie piersią nie będzie możliwe. I tu pierwsze zaskoczenie – kardiolog prowadzący ciążę i opiekujący się Liwią powiedział, że nie ma przeciwwskazań, a nawet karmienie piersią jest lepsze dla dziecka z taką wadą. Jedynym problemem może być szybsze męczenie się dziecka, więc ewentualne niedojadanie.

Liwia urodziła się 6 sierpnia – ważyła 2160 g i mierzyła 41 cm. Nie była wcześniakiem, po prostu w związku ze swoją wadą nie była w stanie dłużej przybierać na wadze w moim brzuchu.

Zaraz po porodzie była chwila skóra do skóry, następnie córka została zaintubowana i przewieziona na oddział reanimacji. 8 Sierpnia przeszła pierwszą z trzech operacji na otwartym sercu.

A ja zaczęłam swoją własną małą walkę o każdą kroplę mleka.

Co 2-3 godziny ściągałam pokarm laktatorem – 5 ml, 10. Liwia była wciąż karmiona dożylnie, wciąż pod działaniem morfiny, wciąż w inkubatorze, jeszcze nie oddychała samodzielnie. Jedyny kontakt z córką – włożenie małego palca w jej rękę, pogłaskanie po głowie.

Zastanawiałam się, jaki to ma sens – ściągając ledwie 10 ml mleka nigdy nie będę w stanie wykarmić mojego dziecka. Brak realnego kontaktu, który jak wszyscy podkreślają, jest tak ważny w laktacji oraz wielkie zmęczenie – nie tylko fizyczne, ale przede wszystkim psychiczne.

I wtedy z pomocą przyszły pielęgniarki z oddziału reanimacji kardiologicznej, na którym Liwia spędziła prawie 2 tygodnie.

Wszystkie rozmowy z nimi przeprowadzone, wyjawienie moich obaw i ich rady sprawiły, że się nie poddałam. Wytłumaczyły mi, że sytuacja matek takich jak ja jest bardzo trudna, ale nie można się zniechęcać. Że walczyć musimy obie – Liwia o pomyślną rekonwalescencję, a ja o to, co będzie jej w tym najbardziej pomocne -moje mleko. Tłumaczyły mi, że te 10ml mleka są więcej warte niż 100 ml mleka modyfikowanego, że Liwia na razie nie będzie potrzebowała więcej.

Po 10 dniach usłyszałam, że po raz pierwszy podadzą Liwii 5ml mojego mleka – żeby zachować prawidłowy odruch ssania, pielęgniarka przyczepiła do swojego małego palca rurkę. Liwia ssąc palec wciągnęła całe mleko. W tym momencie pomyślałam o moich koleżankach, które po urodzeniu zdrowego dziecka miały problem z przystawieniem do piersi, a położna już stała z butelką mleka modyfikowanego. Jak to możliwe, że pielęgniarka z oddziału reanimacji kardiologicznej poświęca swój czas i energię, by zachować u dziecka odruch ssania i nie przekreślić szansy na karmienie piersią, a położna, której głównym zadaniem jest pomoc matce idzie od razu na łatwiznę…

Z każdym kolejnym dniem zwiększano dawkę mleka. Po dwóch tygodniach mogłam w końcu wziąć moją córkę w ramiona. Kilka dni później pierwsze przystawienie do piersi i… Uff udało się. Piersi bolały mnie jak diabli, ale satysfakcja była ogromna.

W szpitalu wzbogacali moje mleko, przy wypisie zalecili podawanie raz dziennie mleka dla wcześniaków. Przynajmniej do przekroczenia magicznych 3kilo.

Liwia niedługo skończy 6 miesięcy – na pierwszy rzut oka jest dzieckiem zdrowym, tylko małym. Mierzy 61cm i waży 4750g.

Chociaż bywa ciężko, chociaż jeszcze zdarza mi się wątpić czy mam wystarczająco mleka, to wsparcie męża pomaga. Ile razy na stwierdzenie teściowej, że może moje mleko nie wystarcza, że już jest niedobre, to mój mąż kazał jej przestać wygadywać bzdury. Stwierdził, że oczywiście łatwiej jest wepchnąć dziecku 200 ml mleka modyfikowanego i cieszyć się z 4-5 godzin spokoju, ale zapytał, po co? On woli mieć pewność, że Liwia dostaje wszystko, czego potrzebuje. Nawet, jeśli po godzinie krzyczy o jeszcze. Pomaga również doping ze strony pediatry i kardiologa. Przede wszystkim pomaga przekonanie, że karmiąc piersią naprawdę wzmacniam odporność mojego dziecka – co w przypadku Liwii jest najważniejsze. Do czasu drugiej operacji nie może załapać żadnego wirusa.

Przed nami jeszcze długa droga – dlatego nie wiem jak długo uda mi się kontynuować karmienie piersią. W lutym Liwia wraca do szpitala na cewnikowanie serca i na drugi zabieg. Będziemy z mężem cały czas przy niej. Będę ściągała mleko, co 2-3 godziny -wszystko by nie zatracić laktacji. Czy ni się uda nie wiem, ale jednego jestem pewna – że w szpitalu Necker w Paryżu czeka mnie znowu ogromne wsparcie ze strony personelu.

Życzyłabym wszystkim takiej serdeczności i fachowej pomocy w karmieniu piersią. I tak sobie myślę, że jeśli mi się udało, to każda kobieta naprawdę chcąca karmić piersią też może sobie poradzić. Trzeba tylko wiedzieć, do kogo się zwrócić o pomoc. I nie zniechęcać się po tygodniu, żeby potem wszystkim dookoła opowiadać jak to ciężko było i jak to się nie udało mimo tylu prób.

update marzec 2017:

Liwia jest już po kolejnej operacji. W szpitalu spędziliśmy niecały tydzień (uff). I tak, jak się spodziewałam -po raz kolejny ogromne wsparcie personelu szpitalnego w podtrzymaniu laktacji. Propozycja, by pierwsze mleko podać metodą palca i rurki.

Chcesz podzielić się swoją opowieścią? Napisz: almamater@hafija.pl

Hafija

Nazywam się Agata. Hafija.pl to najlepszy mainstreamowy blog o karmieniu piersią.

6 komentarzy

  • Paula
    11 kwietnia 2017 at 14:56

    Będąc w pracy muszę się chować za komputerem…. bo siedzę i ryczę ( tak wiem, w pracy się pracuje, ale nie mogę czasami się powstrzymać tuż przed fajrantem). Podziwiam i mam nadzieję, że sama będę miała tyle zaparcia w sobie i siły. Jestem w czwartym, niedługo piątym miesiącu ciąży i na początku także nie byłam tym zachwycona, wręcz przerażona i momentami nieszczęśliwa, w przeciwieństwie oczywiście do mojego męża. Na szczęście nie trwało to długo. Teraz cieszę się jak głupia.
    A autorce i małej bohaterce życzę przede wszystkim zdrowia i powodzenia! Trzymam kciuki 🙂

  • Anna
    18 marca 2017 at 11:39

    Dziękuję bardzo za te wszystkie pozytywne komentarze. Karmimy się dalej i rozszerzamy dietę metodą blw:) mnie osobiście najbardziej dotykają komentarze „masz szczęście, że możesz karmić piersią”. Bo w mojej historii niewiele jest szczęścia, za to dużo pracy, wysiłku, samozaparcia i wsparcia.

  • Emilia
    17 marca 2017 at 05:36

    Czytałam i płakałam… Dużo zdrówka Wam życzę dzielne kobietki…

  • Czaana
    15 marca 2017 at 15:30

    Obie jesteście wspaniałe!!! Trzymam mocno kciuki za zdrowie i za laktację 🙂

  • mamii
    13 marca 2017 at 22:42

    Jak się czyta takie historie to wierzyć się nie chce, że kobiety z własnej woli zaslaniając się „wygodą” , niechęcią same rezygnują z karmienia. A tu przykład, że nie ma rzeczy niemożliwych!!! Trzymam kciuki, dużo zdrowia dla małej Liwii i siły dla rodziców!!!

  • Elka Zołza R
    13 marca 2017 at 21:26

    Niesamowita historia, niesamowita Mama! 🙂

Comments are closed here.