Od czego zależą decyzje żywieniowe?


Ostatnio przeczytałam bardzo ciekawy artykuł na temat tego jak odżywiają się dzieci w drugim półroczu życia w USA. Okazuje się, że ma to związek z sytuacją społeczno-ekonomiczną ich mam.

Naukowcy zbadali to w jaki sposób i jakie pokarmy podają niemowlętom  w wieku od 6 miesiąca życia po 12 miesiąc życia rodzice. Okazało się, częściej karmione piersią są dzieci, które żyją w gospodarstwach domowych dysponujących wyższym budżetem (powyżej 60tys $) a ich mamy to osoby lepiej wykształcone (od collegu wzwyż). W tych domach dzieci karmione są częściej zgodnie ze światowymi standardami i wytycznymi.

Dzieci, których mamy mają niższe wykształcenie (max średnie) oraz te z biedniejszych gospodarstw domowych nie tylko rzadziej są karmione piersią, ale też ich dieta składa się z większej ilości niezdrowych składników m.in. cukru, niezdrowych tłuszczów i białka.

Dzieci częściej karmione mlekiem modyfikowanym oraz te które karmione piersią były krótko lub wcale najczęściej urodziły się poprzez nieplanowane cesarskie cięcie, a ich mamy brały udział w Special Supplemental Nutrition Program for Women and Infant Children (WIC) – programie, który m.in. dostarcza wsparcia finansowego przy kupowaniu mleka modyfikowanego. (Tu mi się taka analogia nasuwa między takimi programami a programami niby to zdrowego odżywiania dzieci w Polsce, w których głównym dostarczycielem 'wiedzy’ są fundacje i inne podmioty finansowane przez producentów żywności dla dzieci oraz mleka sztucznego. Tak, takie akcje promocyjne – bo ciężko je nazwać prozdrowotnymi, są szkodliwe dla karmienia piersią a co za tym idzie szkodliwe dla zdrowia dzieci i całego społeczeństwa).

Niezdrowymi pokarmami, które otrzymywały niemowlęta w Stanach już w pierwszym roku życia były m.in. cukierki, lody, słodzone napoje i frytki.

Naukowcy przekonują, że dzieci którym w tym okresie będziemy oferowali konkretne produkty o konkretnym smaku będą w przyszłości dokonywały podobnych wyborów żywieniowych – jeżeli zaaplikujemy dziecku niezdrowe jedzenie to ono takie będzie preferowało później – albo jak zabraknie warzyw w diecie niemowlęcia to potem dziecko tych warzyw też nie będzie wybierało. Na tym etapie można już zaprogramować preferencja dziecka na „lubienie” niektórych produktów i warto uczynić to mądrze.

więcej poczytasz tutaj:

 

ź: https://pediatrics.aappublications.org/content/early/2014/10/08/peds.2014-1045.abstract

Hafija

Nazywam się Agata. Hafija.pl to najlepszy mainstreamowy blog o karmieniu piersią.

29 komentarzy

  • Ankara
    12 września 2016 at 09:38

    Myślę że nie ma co popadać w skrajności. Moja córka ma 26 miesięcy. Karmiłam ja do 11 miesiąca. Nigdy nie dawałam jej soczków, kupnych kaszek ani mm. Kasze z mlekiem uwielbia – i to obojętnie którą. Je chetnie warzywa i owoce – nawet drobno posiekaną cebulkę. W sezonie grypowym obowiązków syrop z czosnku, miodu i cebuli. Ale daje jej słodycze. Jest lato – nie mam serca jej odmówić loda. Bajki w telewizji też ogląda – max 1 h dziennie. W sumie to przed Tv wytrzyma max 30 minut. A spacer codziennie to normalka.

  • Basia
    11 września 2016 at 23:33

    Mnie te wyniki wcale nie dziwią. W krajach bogatych ludzie zamożni są szczuplejsi i zdrowiej się odżywiają, są też oczywiście lepiej wykształceni (rozumieją pożytki płynące z kp) i mogą sobie pozwolić na to, aby jedna osoba w rodzinie przez jakiś czas nie pracowała i zajmowała się dzieckiem. A do tego w Stanach zdrowa żywność jest o wiele trudniej dostępna i droższa niż tani fast food (nie ma tam naszych dostępnych „warzywniaków na rogu”). Ja mam też jednak wrażenie, że wiele kampanii promujących kp jest w gruncie rzeczy skierowanych do klasy średniej, chociażby ze względu na używany skomplikowany język – to dotyczy akurat także Polski. A co do podawania kształtowania się preferencji pokarmowych w pierwszym roku życia – powiem szczerze że akurat moje doświadczenia (i wielu moich znajomych) są tu dosyć zniechęcające. Moja starsze córki, jak były małe, z chęcią wcinały warzywne zupki i same warzywa, co nie przeszkadza im obecnie zdecydowanie preferować rzeczy niezdrowych, których spróbowały znacznie później. Oczywiście cały czas dostają zdrowe jedzenie (jeżeli chodzi o warzywa to u nas w domu nie ma że nie zjem), i obecnego malucha też mam zamiar żywić zdrową żywnością. Nie łudzę się jednak, że dzięki temu mając lat 6 będzie przedkładał szpinak nad lody i buraczki nad frytki 🙂

  • ewelina
    10 września 2016 at 20:53

    Moje dziecko nigdy nie piło COCA COLI usłyszałam, że trzymam pod kloszem . Dzieć 1.5 roku! Często dostaje lizaki i ciasteczka mówie, że nie daje dziecku oczy jak na dziwoląga i zjadam jak Syn śpi! Moment nie uwagi babcie, ciotki podaja ciastka, batoniki itd. Zero szacunku mamy! Moje dziecko jadło/próbowało frytki, lody, ciastka itd po roku i nie jestem z tego dumna !Także trzymajcie swoje dzieci pod kloszem !! Bo to rokuje na przyszłość! Moje dziecko przez mądre babcie nie chce już tknąc niesłodzonych kompotów, wody, kaszek itd. ! DObrze, że jest alternatywa dla cukru.

  • Magdalena
    10 września 2016 at 20:28

    Sposób karmienia widać już po książce kucharskiej BLW gdzie sa fish and chips zaproponowane. Wydaje mi się, że większość przepisów w tej publikacji, podanych jako zdrowe dla dziecka, a wg naszych norm to jest cukrzyca i miażdżyca w pigułce. Ogólnie dla nich jak coś jest „homemade” to jest zdrowe, ale każdy przepis na domowe bułeczki zaczyna się od „puszka ciasta drożdżowego”. Poza tym mają inne normy uprawy warzyw i zwierzyny, większosc nawozów jest u nas (ue) zabroniona, więc generalnie u nich z jedzeniem słabo.

  • aga
    10 września 2016 at 20:08

    Karmiłam 8 miesięcy piersią, musiałam przerwać. Nie stać mnie na super extra zdrowe jedzenie, ale staram się na ile budżet pozwala. Najgorsze jak rodzina częstuje słodyczami.

  • Heidi
    10 września 2016 at 19:45

    Nie popadajmy ze skrajności w skrajność. Oczywiście warto, żeby mamy były świadome możliwych konsekwencji typu zmieniona flora bakteryjna, ale jednocześnie nie można innych mam potępiać za inne wybory. Niektórym kobietom bardzo trudno jest odciągać mleko, więc wolą okazjonalnie podać mm, w końcu od tego się nie umiera 🙂 Tak samo niektóre kobiety nie chcą toczyć wojen z dziadkami i ciociami o parówki i serki, bo ciągłe kłótnie mogą być dla dziecka dużo gorsze niż parówka raz w miesiącu. Zgadzam się, że karmienie piersią i zdrowe odżywianie są najlepsze dla dzieci, ale apeluję o umiar w komentarzach i łagodniejsze oceny mam. W końcu, jak widać, to zwykle system jest winny…

    • Hafija
      12 września 2016 at 17:14

      Oczywiście że się nie umiera, ale flora jelitowa po podaniu jednorazowym mleka się zmienia 🙂

  • mammina
    29 listopada 2014 at 15:20

    Ta odpowiedz wg mnie wieje troche przesada. Zgadzam sie ze dla dziecka najlepsze jest kp ale jak raz matka wybierze sie do fryzjera i poda mm a nie swoje odciagniete to chyba nie ma w tym nic zlego. Nawet jak wyjdzie raz na tydzien i tak zrobi a jest jej to potrzebne zeby wyjsc to czemu nie. Macierzynstwo to nie martyrologia to powinno byc przyjemne.
    I jeszcze jesli chodzi o te spacery. Wiekszosc ludzi mysli ze musi codziennie wyjsc chocby sie palilo bo to takie zdrowe. W Polsce jakosc powietrza jest kiepska. Ludzie pala weglem najczesciej albo i czym sie da a wiekszosc samochodow na drogach w innych krajach nie nadawalaby sie juz do rejestracji. Odkad bywam w Polsce okazjonalnie to ten smrod i smog jest nie do zniesienia dla mnie. Niestety w takich okolicznosciach czesto codzienny spacer to nic zdrowego.

    • Hafija
      29 listopada 2014 at 19:40

      jedno podanie mm dziecku zmienia jego prawidłową florę bakteryjną na okres około 2 tygodni

  • Angelika
    7 listopada 2014 at 12:44

    Zadziwia mnie to, że ci biedniejsi właśnie karmią mm – przecież to takie gigantyczne koszta!
    Ale przykre jest to wszystko strasznie. Poziom świadomości na temat zdrowego żywienia niestety i u nas nie jest specjalnie wysoki. Niby w blogosferze większość jest rodziców świadomych i dbających o zdrowe nawyki żywieniowe swoich dzieci, ale w tzw. „realu” nie znam nikogo, kto odżywiałby się tak ja my. Budzę zdziwienie tym, że moje dziecko pije wodę zamiast soczków i to wodę bez cukru, że je niesłodzone naturalne gotowane kaszki, a nie te „instant” specjalnie dla dzieci, że wciąż jej nie daję nabiału (np. serków) ani słodyczy – a ma dopiero 9,5 miesiąca, więc strach pomyśleć co będzie później.

    • Rubella
      8 listopada 2014 at 21:36

      To samo u mnie… Staram się karmić dziecko zdrowo. Synek ma 2 lata i 10 miesięcy. Jedynym słodyczem, jaki raz na czas zje, są 2-3 kostki gorzkiej czekolady. Nie podaję napojów gazowanych, smakowych wód, lizaków, cukierków, chipsów i innych fast foodów. Nigdy nie wypił ani kropli mm, ale naprawdę walczyłam o KP. Wiem, że nie uchronię go przed słodyczami i syfiastym jedzeniem, ale jak długo mam wpływ na to, co je, tak długo nie będę mu tego serwować. Ograniczam mu dostęp do tv, nie daję tableta i komórki do zabawy. Do tego staram się, aby wychodził codziennie co najmniej na godzinę na świeże powietrze, bez względu na pogodę. Musi już być naprawdę ulewa z silną wichurą, żeby mnie zatrzymała z nim w domu.
      Niestety, jestem uważana za dziwoląga. Obserwuję szwagierkę, której córeczka ma 11 miesięcy. Mimo wystarczającej ilości pokarmu z piersi, szwagierka już w 3 tygodniu życia podała mm, bo przecież trzeba było wyjść do fryzjera i kosmetyczki i na zakupy, a odciągnąć mleka z piersi się nie chciało. Słodycze, kisiele i budynie z torebki, błyskawiczne niby-owocowe niby-kaszki i własnie frytki to stałe elementy jej diety. Telewizor od urodzenia włączony na okrągło, 24h na dobę. Dziecko bezmyślnie wgapia się w ekran. W zeszłym tygodniu byli u nas z krótką wizytą. U nas tv tradycyjnie wyłączony. Dziecko nie powie mama ani tata, ale na tv palcem pokaże, żeby mu włączyć – wszyscy przeszczęśliwi, że taka sprytna. Na spacery wychodzi dosłownie 1-2 razy w miesiącu – i to do centrum handlowego, na taki regularny spacer to jeszcze rzadziej. Wiem, bo wózek trzyma u mnie w domu, więc wiem, kiedy go bierze.
      Niestety szwagierka nie jest wyjątkiem, bardzo dużo jest takich ludzi nieuświadomionych na własne życzenie. Niby nic mi do tego, ale jakoś przykro patrzeć.

    • Anetta
      11 listopada 2014 at 20:31

      Masakra. I założę się że jakbyś próbowała ją uświadomić co wyprawia to by ci oczy wydrapała. Ja nieustannie walczę z rodziną żeby nie dawali mojemu dziecku słodyczy, wędlin ze sklepu i kilku innych świństw, ale niestety często jak grochem o ścianę. Teraz to się już mnie trochę teściowa boi, bo zaczęłam jej robić jazdy o to, a córka zawsze kabluje jak babcia da jej coś niezdrowego 😀 Z półrocznymi bliźniaczkami mam zamiar jeszcze lepiej się postarac z tym pilnowaniem, Trudno niech mówią że gestapo, że świr… ale nikt mi później na lekarstwa nie da jak dzieci po takim trybie życia jak wyżej opisano non stop będą chore.

  • Polishgirlolga
    7 listopada 2014 at 12:25

    Swego czasu byłam au pairką w Stanach Zjednoczonych i akurat w tych rodzinach w których pracowałam mamy karmiły piersią ponad rok. Nigdy nie widziałam takich maluchów jedzących frytki czy inne świństwa. Ale już często można było zobaczyć 3-4 latki w Macu czy Burger Kingu.
    Mnie strasznie dziwi, że mamy, które ciągle narzekają że nie mają pieniędzy na życie tak szybko rezygnują z karmienia piersią. Wystarczyłoby trochę powalczyć o ten pokarm i kilka stówek miesięcznie w kieszeni. W sumie to nie wiem ile, bo sama jeszcze nie miałam „przyjemności” karmienia mm. Walczę o moje mleko od 3 miesiąca życia córki, czyli już ponad 6 miesięcy.

    • Polishgirlolga
      7 listopada 2014 at 12:31

      Dodam, że w USA mieszkałam 2 lata w stanie Connecticut, który jednak uchodzi za bardzo bogaty. Stąd może moje doświadczenia. Ale swoją drogą, Polska jest mniej więcej wielkości stanu Teksas, także nie ma co porównywać naszego kraju z całymi Stanami, gdyż przy tak dużym kraju jak ich zawsze znajdą się oszołomy karmiące dzieci frytkami czy innym badziewiem.

    • Hafija
      7 listopada 2014 at 12:40

      Nie, ja nie porównuje absolutnie tylko jedyne podobieństwo nasunęło mi się z tym programem.

  • Monika
    7 listopada 2014 at 09:16

    Moja córka chodziła do żłobka amerykańskiego. Pewnego dnia byłam świadkiem, jak ojciec przyprowadził swoją ok. 1,5 roczną córkę, która miała biegunkę i wymiotowała. Pani z recepcji powiedziała, że musi natychmiast opuścić budynek przedszkola, (w trosce o inne dzieci, bo może to być wirus). Ojciec odpowiedział, że wczoraj córka zjadła chipsy z papryką i chilli i to pewnie jest powodem jej problemów. Myślałam, że się przewrócę, gdy to usłyszałam.

    • Hafija
      7 listopada 2014 at 09:30

      O kurde, a w ogóle przyprowadzać dziecko wymiotujące i z biegunką do przedszkola to cholera, jakie to musi być traumatyczne dla dziecka!

    • Monika
      7 listopada 2014 at 10:51

      Zgadzam się. Przerażające jest, że rodzice myślą tylko o sobie, nie biorą pod uwagę, że dziecko jest źródłem zakażenia dla innych dzieci. Córka chodziła też do przedszkola belgijskiego, tam przyjmowano dzieci chore, w trakcie antybiotykoterapii (rodzice przynosili leki, by opiekunki je podawały). Dzieci, jak i moja córka, wciąż chorowały, bo nie przerwano tego błędnego koła. Nawet gdy panował tam wirus żołądkowo-jelitowy nie informowano o tym rodziców, by nie przyprowadzać dzieci zdrowych. Masakra, dlatego bardzo podoba mi się system amerykański, gdzie nawet dzieci z katarem nie maja wstępu do żłobka. Szkoda, że w Polsce tak mało rodziców myśli pod tym kątem.

  • Ewa
    7 listopada 2014 at 05:16

    Wszystko, co jest tu napisane widziałam na włsne oczy. Mieszkam w Stanach od pół roku i mam 10 m-czne dziecko (KP + BLW). Spotkałam kiedyś mamę z biedniejszej rodziny (trochę niezaradną) i w trakcie rozmowy o diecie maluchów wspomniała, że jej mąż nakarmił kiedyś ich 9 m-czną córkę frytkami, a starsza córka 2 l. dała młodszej chleb z ichniejszym dżemem, który raczej jest galaretką bez owoców i wartości. Komentarz zbędny. Co do WIC, to mam jeden koło swojego domu i kiedyś zajrzałam przez otwarte drzwi. Było tam mleko zwykłe w lodowkach, puszki z mm, troszeczkę owoców i warzyw i cała ściana słodzonych płatków śniadaniowych typu Cheerios. Do tego matki, które korzystają z tych miejsc, często sprzedają potem puszki z mm na FB lub portalach z ogłoszeniami za połowę ceny rynkowej. No ale mają zacząć je ścigać za to. Niestety bardzo popularne jest tu karmienie mm, ale zwróćcie uwagę na to, że tu nie ma urlopów macierzyńskich. Dostaje się jedynie 6 tyg na połóg, a potem dzieciaczki często lądują w tzw. Day Care, gdzie przyjmują od 0 m-cy! Niestety wymóg jest, że musi być karmione mm z butli. Oczywiście są firmy, które stać na urlopy i je dają – przykładem może być Facebook, który daje każdemu rodzicowi (tacie i mamie) po 4 m-ce płatnego urlopu do wykorzystania w pierwszym roku, ale to są duże korporacje i ludzie z wysokim dochodem. Przy okazji Facebooka, to w Polsce była ostatnio wrzawa, że pomagają mrozić komórki jajowe swoim pracownicom. I znowu nikt nie podał rzetelnie kontekstu takich działań. Po pierwsze jak ktoś chce dziecko, to firma to umożliwia (Google np. ma swoje przedszkole), po drugie w Stanach mało kto ma w wieku do 30 lat unormowaną sytuację rodzinną. Niestety tu popularne jest bycie singlem i nie ma presji, jak w Polsce, na małżeństwo zaraz po studiach. Ogólnie Stany i Europa to nie jest to samo i należy wszystko rozpatrywać trochę szerzej. Nie da się tego porównywać w skali 1:1. Wracając do zdrowego jedzenia – czy wiecie, że tu naprawdę trzeba się nagimnastykować, żeby jeść zdrowo i tanio. Warzywa, owoce i mięso ma się do wyboru organiczne lub nie. I znowu to nie znaczy to samo, co w Polsce. Organic tu znaczy, że wyprodukowano coś pod kontrolą agencji USDA, czyli coś jakby nasze ISO 9001 i HACCP. Teoretycznie powinno być bez pestycydów itp, ale za pięknie to wszystko wygląda 😉 natomiast nie-Organic to praktycznie wolna amerykanka 😉 Z tym, że Organic to tak 2-3 razy drożej oczywiście. Podsumowując w Stanach telewizor kupisz za grosze, a dobre jedzenie jest bardzo drogie, więc mało kogo stać na nie. Z wiedzą u nie-bogatych też jest biednie niestety.

    • Hafija
      7 listopada 2014 at 09:29

      Przerażające…

    • Joanna
      11 września 2016 at 02:42

      Z wszystkim się zgadzam poza tym, że w amerykańskim żłobku można dać dziecku odciagniete mleko matki w butelce. Nie musi to być mm. Oczywiście jeśli mama nie karmi piersią, nie odciaga mleka, to będzie to mm. Każda mama, która planueje powrót do pracy po 6 tyg, zdaje sobie sprawę z tego, że musi narobić zapasów mleka i nauczyć je pic z butelki, bo tak będzie w żłobku karmione. Dużo kobiet ten krótki urlop macierzyński zniechęca i w ogóle nie zaczynają karmienia piersią wiedząc, że i tak za miesiąc muszą się z dzieckiem rozstać. Smutne to bardzo 🙁

  • Tedi
    6 listopada 2014 at 21:23

    To mi do głowy jeszcze nie wpadło, aby niemowlaka frytkami karmić 😀

    • Angelika
      7 listopada 2014 at 11:23

      Zależy jakimi – „frytki” z różnych warzyw: marchewki, pietruszki, selera, dyni, buraka, ziemniaka też, ale upieczone w piekarniku bez tłuszczu są pyszne i zdrowe, a jeśli stosuje się BLW nadają się też dla niemowlaka 🙂 Oczywiście mowa o dziecku powyżej 6 m.ż.

    • Hafija
      7 listopada 2014 at 11:28

      w badaniu mówi się o tradycyjnych frytkach 🙂

    • Angelika
      7 listopada 2014 at 12:35

      Wiem, wiem i takich bym dziecku nie podała 🙂 Ale istnieją zdrowe alternatywy.

  • Marlena
    6 listopada 2014 at 21:08

    Dziwiła mnie ta zależność wykształcenia i podejścia do karmienia oraz dochodów. Zauważałam to w swoim środowisku, a Ty podajesz tu badania na ten temat. Dziwiła głównie z powodu, że jednak „sztuczne” karmienie kosztuje i to dużo.

    I, tu trochę prywaty, nie znoszę wręcz jak ktoś częstuje mojego malucha (obecnie 11 mc) słodyczami. Lodami jak miał 6 mc. „Moje dzieci jadły”. Moje nie. Mój mały je brokuły, dynię, rybę, mięso. Uwielbia nowe smaki. Tylko dlaczego to mnie postrzegają jako dziwną mamę, co odbiera dziecku radość dzieciństwa – słodkości. Oj, życie 🙂
    Pozdrawiam!

    • Hafija
      7 listopada 2014 at 09:24

      Mnie też zastanawia często ten fenomen karmienia sztucznego skoro ono jest takie drogie!

    • MatczyneFanaberie
      10 listopada 2014 at 14:54

      @Marlena nie jesteś jedyną „dziwną mamą”
      Ja też podobno nie pozwalam dziecku korzystać w pełni z jedzenia, bo nie karmię słodyczami i nauczyłam jeść coś od czego inne dzieci w mojej rodzinie się wykrzywiają 🙂

      Mnie oczy otworzyła książka „Początki” jak bardzo to co jemy już w ciąży ma wpływ na nasze dziecko i potem jak to, co nasze dziecko je ma wpływ na jego życie, rozwój, choroby…
      Dodatkowo jakiś czas temu widziałam program Jamiego Olivera, w którym pokazywał co jadają dzieci w Stanach i to nie tylko w szkołach ale i w domu
      Przekonało mnie to, że może i jestem dziwna dla otoczenia , może i zamiast pójść do kosmetyczki czy zwyczajnie się wyspać to pichcę i czaruję coś w kuchni, ale dobrze mi z tym i mogę być nawet „dziwną mamą” 🙂

    • Nadia
      10 września 2016 at 21:09

      O trafiłaś w sedno ja słyszę cały czas jak ze mnie zła matka bo nie daje słodyczy i np pasztetu ….moja córeczka ma 14 miesięcy kp i nie zna smaku słodyczy innego niż z owoców ? nie twierdzę że całe życie nie zje ale zrobię co mogę by miała zdrowe nawyki

Comments are closed here.