Pięćdziesiąt twarzy Greya – recenzja


Pewnym niefartownym zbiegiem okoliczności przegrałam pewien wyjątkowo głupi zakład, którego wygranej byłam pewna. Pewnym kolejnym niefartownym zbiegiem okoliczności okazało się, że zadeklarowałam, że jak przegram to przeczytam „Pięćdziesiąt twarzy Greya”. Przegrałam.

Z jednej strony cieszę się, że nie założyłam się o bieganie na golasa wokół domu ale po lekturze książki, którą zaraz zrecenzuję myślę, że gdybym jednak wybrała bieganie nago to chociaż nie umarłaby taka ilość moich szarych komórek jaka zdechła podczas lektury.

No ale do rzeczy…

Ta książka była skazana na sukces!  Dlaczego? To jest książka dla mas! MAS powiadam!

Czyta się ją jak forum internetowe. Poziom języka i jego trudność zerowy (czytałam w oryginale). Wszędzie fucki i shity, wewnętrzne boginie i seks – wbrew temu co sugeruje fama książki – najczęściej w łóżku, a nie w piwnicy. Co drugą stronę bohaterka, w najwyraźniej bardzo kuszący sposób, przygryza wargi. (Legenda głosi, że wydawnictwo, które wypuściło oryginał nie przeprowadziło korekty, bo nikt nie wierzył że książka odniesie sukces i zostawili te wargi w zastraszającej ilości w całej pierwszej części. Drugą część czytałam po łebkach, co drugą kartkę na iPhone, ale tam już się ktoś przyłożył i usunął te nieszczęsne wargi. W przeciwnym razie główna bohaterka chyba by je sobie odgryzła.).

Luźno oparta na „Zmierzchu” lektura (tacy sami bohaterowie tylko imiona inne i nie ma wampirów i wilkołaków) po prostu sama wchodzi w głowę z pominięciem mózgu, tak to się lekko czyta.

Wracając do głównej bohaterki. Nieśmiała, zakompleksiona myszka (jak w Zmierzchu), która sama według siebie jest nijaka i nieatrakcyjna (jak w Zmierzchu) poznaje obrzydliwie bogatego młodego chłopaka (jak w Zmierzchu) no i on się w niej zakochuje po uszy (jak w Zmierzchu). Oczywiście nie od razu, bo jak przystało na hitową lekturę facet ma sekret. No nie taki znowu tajemny sekret, bo wypapla jej wszystko już na początku. Niby lubi być dominujący, pejcze, kajdanki, korki do rożnych części ciała i takie tam, ale w sercu jest dobry, bo nawet umowę na zabawy SM chce podpisać i w sumie to może się zgodzić na to żeby nic głównej bohaterce nie wkładać nigdzie ponieważ jest on takim ulubionym-nieistniejącym typem mężczyzny tzw. Brutal-ale-misio. Znaczy, że na początku ma być mroczno i straszno, ale okazuje się że jest budyń i papcie. Facet tez nie lubi jak go dotykać – najwyraźniej się boi, natomiast nie boi się wiązać, bić pachem po tyłku swoich kobiet, ale jak go dotkniesz palcem w klatę to ucieknie.

Nic dziwnego, że kobiety to łykają. Romansidło jak się patrzy.

Zły facet – ale to tylko pozory, bogaty, doświadczony, obeznany, zakochuje się bez pamięci w zwykłej dziewczynie, ona jest dziewicą i  go zmienia na „tego dobrego”, głównie za sprawą seksu i okolic, on ją kocha, wszystko dla niej robi co może, jego psycholog (w drugiej już części) opowiada jej jakim to on jest dobrym, skrzywdzonym człowiekiem, zakochani nie mogą żyć bez siebie, plus mają nieco bogatsze niż standardowej pary życie erotyczne.

Dodatkowo tytułowy bohater co drugą stronę wzdycha „Oh, Ana!” i ma też skłonności do wypasania partnerek. Każde spotkanie z ukochaną rozpoczyna od pytania o to co ona jadła i bez przerwy żąda od niej żeby zjadała wszystko co on nałoży jej na talerz – taki właśnie rasowy wypasacz. (oczywiście główna bohaterka nie je nic i nigdy i zawsze zapomina o jedzeniu)

Czytałam tą książkę i moja wewnętrzna feministka (nie bogini 😀 ) płakała łzami krokodylimi. Kurna, biedna, podporządkowana dziewczyna, nic nie ma, wszystko załatwia jej facet, w dodatku jest typem „stalkera” co to jak go zostawisz to będzie cię latami obserwował i zapisywał co i z kim jesz w jakiej knajpie, a ona go kocha i mu współczuje. Nawet jak się gdzieś laska zatrudniła to on kupił to miejsce i już nawet w pracy ją kontrolował.

I to jest fantazja kobiet XXI wieku? Ratujcie! Tej książki nawet sceny seksu nie są w stanie wynieść na wyżyny literackie, bo są po prostu nudne, a czasem wręcz komiczne.

Podsumowanie:

Czyta się łatwo, lekko ale niestety nie napiszę, że przyjemnie.

Fabuła: straszna i wcale nie z powodu pejcza, kajdanek ani korków

Chcesz zabić kilka szarych komórek, odmóżdżyć się, lubisz harlekiny i Zmierzch? Czytaj

Lubisz Umberto Eco i Pratchetta? Nie dotykaj!

Nie wiem jak oni ten film zrobią, ale jak babcię kocham cieszę się, że Charlie Hunnam nie zagra roli tytułowej, bo bym jeszcze musiała iść do kina obejrzeć 😀

Na koniec dodam, że czegoś takiego to dawno nie czytałam 😀

426160-charlie-hunnam

ps. zastanawiałam się w jakiej kategorii  na blogu ten wpis umieścić „na wesoło” czy „literatura” i niech będzie już to drugie, no w końcu książka 😉

Hafija

Nazywam się Agata. Hafija.pl to najlepszy mainstreamowy blog o karmieniu piersią.

35 komentarzy

  • Matka Nie Wariatka
    9 lutego 2015 at 21:32

    Uśmiałam się do łez 🙂 Książki nie czytałam- zaczęłam ale jakoś mi nie wchodziła (mimo, ze czytam baaardzo dużo!). Ale na film bilet kupiłam. Aaaa pójdę z mężem, może się czegoś nauczę ciekawego w temacie. Jak to powiedziała moja kuzynka „potraktujmy to jako film instruktażowy z bogato-amerykańskim tłem” 🙂

  • iwilka85
    9 lutego 2015 at 09:10

    Szacun, ja robiłam dwa podejścia, ale nie dałam rady :/

  • Gosia
    9 lutego 2015 at 08:38

    Ojej, już myślałam że jesteś fanką tej książki… przeczytalam początek i jak zaczęłam cierpieć czytając odpuściłam sobie. Twoja recenzja utwierdza mnie w przekonaniu że słusznie zrobilam i wynagrodziła chwile nad tą książką 🙂 myślę że ta lektura może zaciekawić niektóre młode dziewczyny zaczynające przygodę z seksem i te którym życie łóżkowe nie wychodzi dlatego jest taka popularna

  • Monika
    8 lutego 2015 at 23:35

    Mnie do Greya nie ciągnęło nigdy (wolę Pana Darcy’ego ;)) ale chętnie kliknęłam w link, który zamieściłaś na fb i czytnęłam (z resztą jak wszystko co udostępniasz). Pomijając już recenzję i jak zwykle świetny tekst, wyrwałaś mnie z butów budyniem i papciami <3
    Dawno się tak nie uśmiałam 😀

  • Anna
    8 lutego 2015 at 21:58

    Ha! Budyn i papcie 😛
    zamiast lac ja porzadnie po tylku, to skonczylo sie jak zwykle – slub, dom, dzieci…i finito, bo wiadomo – zycie po slubie to juz nie bajka 😉
    Haha, najlepsza recenzja ever! You made my day! 😀

    • Hafija
      8 lutego 2015 at 22:02

      😀

  • Ania
    16 sierpnia 2014 at 20:40

    Haha właśnie mi się przypomniało za co powinniśmy lubić Christiana – za jego wsparcie w sprawie długiego karmienia piersią 😉 w wieku około 30 sam się jeszcze przystawiał 😛 (ale wiedzą to tylko te, które dotrwały do końca :D)

  • Kaśka
    16 sierpnia 2014 at 16:19

    Ta książka to gówno. I to straszne…
    Kiedyś jechałam po „Zmierzchu”, że to jest gówno…
    Ale po przejrzeniu Greja ( dostałam I część, zaczęłam i nie zdzierżyłam ) przepraszam „Zmierzch”…
    Język i styl pisania tak straszny, że aż boli fizycznie, fabuła denna jak worsoł szor, bohaterka- dno i wodorosty ( przygryzanie wargi- seksowne???tańcząca bogini???? autorce tej porażki literackiej proponuję odstawić dragi ) , bohater- nierealny ( ciągła erekcja???c’mon, let’s get back to reality !!! ).
    Podsumowując- szajs, który może podniecać tylko egzaltowane, niedobzykane panienki…

  • Michasiowa M
    16 sierpnia 2014 at 11:28

    A mnie się książka bardzo podobała;) A co przyznam się. Nie jest trudna, idealna jak dla po stresującym dniu. „Normlanie” czytuję się w książkach o obozach koncentracyjnych, czasem trzeba się odmóżdżyć, bo by człowiek zwariował. Moim zdaniem coś lekkiego i prostego czasem trzeba przeczytać a nie tylko wojnę i filozofię.
    Fakt, nie dzieję się w niej za dużo i wszystko kręci się wokół jednego, ale co tam ;p

  • ewa
    15 sierpnia 2014 at 21:16

    koleżanka z pracy właśnie to czyta i mówi, że nudy straszne

  • Sara
    15 sierpnia 2014 at 19:06

    Po przeczytaniu ( przekartkowaniu?) podeszłam do lustra i przegryzałam wargę – że to niby takie seksowne i zwala faceta z nóg.
    Taa…Wyglądałam raczej jak osoba nie w pełni sprawna umysłowo.

    A Ana to mnie denerwuje bardziej niż Bella.
    Chociaż obie mają problem z jedzenie.
    No, przepraszam ale jak mi facet stawia na stole pyszną kolację, to pochłaniam ją natychmiast.
    Nie ufam ludziom, którzy nie lubią jeść 😛

  • piwnooka
    15 sierpnia 2014 at 11:01

    Nie wierzę, no po prostu nie wierzę, że niemal żadna czytelniczka bloga nie zabrała się za tę książkę. Po takim podsumowaniu chyba wstyd im się odezwać. A ja czytałam, podobało mi się! Mówiąc z grubsza, bo faktycznie i język i fabuła zalatują kiczem i stereotypami (choć oryginał lepszy o wiele). Wiedziałam po co sięgam i nie spodziewałam się nic poza rozrywką, nie wymagającą ode mnie absolutnie żadnego wysiłku. Czasami tego właśnie potrzeba kobiecie.

  • Aleksa
    15 sierpnia 2014 at 09:52

    Zgadzam się z poprzedniczkami- super recenzja 🙂
    Książka to literackie dno, napisane żenującym językiem (też czytałam w oryginale). Przebrnęłam z wielkim trudem bo mam w zwyczaju kończyć zaczęte książki, ale już pozostałe dwie części wylansowały w koszu. Nowiutkie

  • aeljot
    15 sierpnia 2014 at 09:23

    Nie planowałam czytać włąśnie przez te starsze zachwyty nad tą książką a Twoja recenzja utwierdziałą mnie w słuszności mojej decyzji 🙂 Dzieki 🙂

  • Tośka “Torbiszon” Tosia
    15 sierpnia 2014 at 08:59

    Mam 30 lat, 7 lat temu na studiach, jak z koleżankami chciałyśmy poczytać „coś pikantnego” to sięgałyśmy po „Historię O”.

  • Ania
    15 sierpnia 2014 at 08:49

    A najbardziej z całej książki podobała mi się Mrs. Jones i Taylor, po prostu się rozmarzyłam i też chce mieć takich w domu :P, wtedy Christian mi nie niepotrzebny 😛

  • Goh
    15 sierpnia 2014 at 08:47

    Pyszna recenzja! Ale czytanie shitów jest niekiedy i przydatne..np rodzą się z tego takie o to teksty,które poprawiają nastrój przy porannej kawie!

  • Meipu
    15 sierpnia 2014 at 06:38

    Hmm, ja, się przyznam że i po Harlequiny sięgam od czasu do czasu a i Zmierzch czytałam 😉 Za 50 Twarzy Greya, jakoś zabrać się nie mogę. Nie mam chęci, a ta odrobina ciekawości tląca się po wielu pochlebnych opiniach właśnie umarła 😀 Dziękuję 🙂

  • pinezki
    14 sierpnia 2014 at 22:41

    Wypraszam sobie! 😀 Uwielbiam Zmierzch 😀

  • mama misi i tosi
    14 sierpnia 2014 at 21:59

    najlepsza recenzja jaką czytałam 🙂
    ja przeczytałam pierwszą cześć druga to już była dla mnie za dużo 😛
    a jak wiadomo w rzeczywistości nie ma opcji, żeby bohater tak się zmienił haha kobitę poniosło z deka a bogini to już miałam dość

  • Anna
    14 sierpnia 2014 at 21:39

    haha, właśnie jestem w trakcie czytania drugiej części , jasne że to żadna literatura wysokich lotów, nic z tych rzeczy , po prostu odmóżdżacz , romansidło ..tylko jedno muszę przyznać – książka coś w sobie ma przez co zdobyła swoją sławę i coś co mnie do niej przyciągnęło…(nie czytam raczej podobnych powiastek..) A co dokładnie?…Mówiąc szczerze, to chyba głównie to zmęczenie dzieckiem, domem, potrzeba czytania o czymś co mogłoby pobudzić jakieś resztki mojego libido ..i jakoś to działało, jak byłam kilka dni poza domem , niestety po powrocie już nie działa ..Ale nadal czytam dzielnie ! Dobrnięcie do końca trzeciej części – to byłby wyczyn !

  • Marta
    14 sierpnia 2014 at 21:03

    Ta książka jest idealna dla młodej matki, zmeczonej lataniem za dzieckiem i pozwala świetnie wyłączyć mózg 🙂 pasuje mi to do kategorii „odmóżdżyć się” 🙂 czyta się łatwo, bo jak kilka linijek pominiemy to i tak wiadomo co i jak 😀

  • Kasia D.
    14 sierpnia 2014 at 21:02

    najlepsza recenzja ever 😀
    [książki nie czytałam, choć w domu mam, leży i jakiś czas temu kilka pierwszych stron łyknęłam :P]

  • Ania
    14 sierpnia 2014 at 20:51

    Świetnie to ujęłaś 🙂 Przeczytałam to w końcu (na początku z ciekawości, dlaczego budzi to takie emocje) podczas kilku sesji karmienia i się totalnie rozczarowałam. Chała to mało powiedziane. Już Zmierzch był lepszy (przynajmniej w oryginale, bo po polskie tłumaczenie wydaje mi się kiepskie), ale obie książki przydały mi się głównie robienia sobie tzw. jaj z koleżankami, które też przez to przeszły. Książkę można podsumować słowami – pięćdziesiąt twarzy Grey’a a każda taka sama ;), a moja wewnętrzna bogini to już umarła przy niej z nudów.

  • tekstualna
    14 sierpnia 2014 at 20:45

    popłakałam się ze śmiechu, boska recenzja ;D

  • Muna
    14 sierpnia 2014 at 20:43

    Zasmucę Cię – tych książek jest masa! Jak tylko ’50..’ stało się bestsellerem, w księgarniach jak grzyby po deszczu zaczęły się pojawiać podobne książki – tego jest od groma! Ale tak jak to kiedyś Mariusz Szczygieł powiedział (parafrazując): na takich pisarzach opiera się cały biznes wydawniczy, bo na takich 'pozycjach’ (cóż za trafne słowo) zarabiają najwięcej. Tak jak to napisałaś – to jest dla mas.
    PS też czytałam, również w oryginale. Mąż nie mógł pojąć z czego się tak śmieję ale byłam wtedy pod lekkim wpływem wina. Na trzeźwo tego już nie tknęłam.

    • Hafija
      14 sierpnia 2014 at 20:48

      Ja kiedyś myślałam, że to jest książka o romansie profesora akademickiego ze studentką 😀 jakież było moje zdziwienie kiedy okazało się, że nie jest to do końca prawdą 😀

  • Mama Kangurzyca
    14 sierpnia 2014 at 20:42

    Domyślam się, aczkolwiek Zmierzchu nie znam w ogóle, nie moje klimaty, mimo, że lubię wampiry 😉 Zatrzymałam się na etapie „Wywiadu z wampirem” (i książki, i filmu), hahaha 😀

    W sumie to najbardziej się dziwię, jak wiele dorosłych, mądrych, rozgarniętych kobiet zachwyca się Greyem…

    • Sylwija
      15 sierpnia 2014 at 08:36

      Ja znam Zmierzch tylko z ekranizacji. Taka historyjka pewnego trojkacika. Ona, wampir, wilkolak. W sumie ona bardziej kocha wampira, ale na wszelki wypadek wilkolaka tez troche i blisko go trzyma. W koncu hajta sie z tym pierwszym, dziecko mu rodzi, w ktorym to dziecku zakochuje sie ow wspomniany wczesniej wilkolak.
      Bez wina nie ruszac 🙂

  • Mama Kangurzyca
    14 sierpnia 2014 at 20:31

    Hahaha, miałam podobne wrażenia, ale nawet nie zdołałam się zmusić do napisania recenzji tej książki.
    Sama miałam takie fantazje nastolatką będąc, więc (hahaha) rozumiem, naprawdę rozumiem, że to się podoba 😀 Szkoda tylko, że poziom literacki zaiste niskich lotów 😉

    • Hafija
      14 sierpnia 2014 at 20:36

      Bo to było tak. Autorka pisała sobie fan fiction na forum. I koleżanka do niej: „Świetne, powinnaś pisać książki” laska uwierzyła i napisała. Ta-dam!

  • surrealistka
    14 sierpnia 2014 at 20:27

    Super recenzja. Nie przeczytam 🙂

  • Angelika
    14 sierpnia 2014 at 20:26

    Zdziwiłam się jak zobaczyłam tytuł tej książki na Twoim blogu, jakoś mi to o Ciebie nie pasowało, mimo że znam Cię tylko z czytania Twoich wpisów 😉 I widzę, że słusznie myślałam.

    Ta książka jest modna i wiele moich koleżanek, dwudziesto-kilku letnich dziewczyn ją czyta, bo jest „pikantna” i „taka, ah!”. Jak mówiłam, że ja nie zamierzam to słyszałam, że „cnotka”. Ale to nie o to chodzi, że to jest książka o seksie, bo nie mam nic przeciwko takim. Po postu od początku miałam przeczucie, że jest to raczej kiepska literatura i szkoda na nią mojego czasu. Utwierdziłaś mnie w tym przekonaniu, dziękuję 🙂

    • Hafija
      14 sierpnia 2014 at 20:32

      Pikantna? Błagaaaam 😀

    • Alya
      10 lutego 2015 at 10:09

      Pikantne są erotyki A.Rice -polecam : -)

Comments are closed here.