Opowieści Alma Mater – od męki po luz


Każda z czytelniczek bloga może wysłać do mnie – także anonimowo – opowieść o swojej drodze mlecznej o walkach jakie stoczyła, żeby udało się karmić dziecko tym co najlepsze – mlekiem mamy. Forma tej opowieści może być dowolna.

Wiem, że takie historie mogą napełnić serca i umysły mam karmiących piersią a będących w kryzysie nadzieją i siłą, której na pewno potrzebują.

 

alma+mater.png

Chciałabym się podzielić z innymi mamami naszą historią tak naprawdę od męki po zupełny luz.

Ciąża była wyczekiwana, chciałam dla swojego dzieciątka jak najlepiej jednak nigdy nie zastanawiałam się dłużej nad kwestią karmienia.
Ba nawet wydawało mi się to trochę obrzydliwe więc nie byłam pewna czy chce.
Oczywiście wszystko było dopięte na ostatni guzik, łóżeczko, wózek, wyprasowane ubranka poukładane w kosteczkę.
Teraz mnie to śmieszy jak mogłam być tak naiwna, dać się zapędzić producentom w ten wir kupowania a nie skupiłam się na najważniejszej kwestii pokarmu mojego dziecka.

Udzielałam się na różnych forach, niektóre mamy już w ciąży kupowały butelki i nawet mleko modyfikowane .
Jako że jestem osobą oszczędną żal mi było wydać pieniążki na coś o nawet nie wiedziałam czy się przyda, więc poszłam na żywioł.

Synek urodził się o czasie, poród naprawdę wspominam pozytywnie, był pięknym, zdrowym chłopcem.
Gdy mi go położono na brzuch zaczął po chwili pełznąć w stronę jedzonka
Chyba wtedy poczułam że to jest to, sama natura.

Podczas ponad 2 godzinnego kontaktu skóra do skóry synek był ciągle przy jednej piersi (bałam się go ruszyć)
do tego śmiesznie mlaskał, dzięki temu pęknie mi załatwił sutka 😉
Pobyt w szpitalu koszmarny. Z dnia na dzień czułam się coraz gorzej do tego synek był bardzo niespokojny.
Ciągle chciał ssać, ja nie wiedziałam czy dobrze go przystawiam, tak naprawdę nic nie wiedziałam a pomoc była praktycznie zerowa.
Do tego koleżanka z łóżka strasząca bólami brzuszka po obiadach dzięki czemu bałam się cokolwiek wziąć do ust.
Niestety podawałam dziecku smoczek bo ubzdurałam sobie że ma silny odruch ssania.
Na koniec pobytu w szpitalu przyszła neonatolog która dosłownie mnie nastraszyła że jak tak dalej pójdzie wyląduje dziecko moje na odwodnieniu bo spadło z wagi.
Dopiero pod koniec pobytu dowiedziałam się że mam płaskie brodawki oraz żeby kupić nakładki (były nawet dostępne w szpitalu)
Na dodatek lekarka dała mi zapas mleka z poleceniem dokarmiania.

W domu nie było lepiej. Od razu po powrocie dostałam nawału i mąż musiał lecieć po laktator który dał minimalną ulgę. Całe szczęście przeszło.
Mieliśmy duży problem z przystawianiem, ja miałam kompletnie poranione brodawki, doszło do tego że nawet krew leciała.
Położna która przyszła do domu (była 2 razy) poleciła odciągnąć i sprawdzić ile jest mleka oraz aby na jakiś czas przestać karmić z obolałej piersi albo co drugie karmienie.
Laktator to była kolejna udręka, to ściąganie mleka, dłużyło się a wcale więcej nie było.

Ile wylanych łez mnie to kosztowało ile nerwów to wiem tylko ja sama.

Po drodze pobyty w szpitalu z powodu żółtaczki,
Wspierał mnie tylko mąż a i on miewał chwile zwątpienia kiedy widział moje nocne wycie z każdym karmieniem.
Na dodatek ciągłe gadanie znajomych, rodziny aby podać mm, że na pewno głodny dlatego płacze, na pewno moje mleko mu nie służy doszło do tego że myślałam o uczuleniu synka na moje mleko :o.
Czułam terror mleka modyfikowanego, tak to sobie nazwałam.

Oczywiście zaliczyłam 2 zastoje z gorączką i objawami grypowymi, kryzysy laktacyjne, kolki i inne tego typu uroki.
Kilka razy podawaliśmy też mm ale kiedy kolejna puszka została wyrzucona (trwałość to jakoś 3-4tyg) powiedziałam koniec.

Pierwsze 3 miesiące wspominam jako krew, pot i łzy i staram się wymazać je z pamięci.

Ogólnie byłam strasznie uparta, sama nie wiem czemu. Zawzięłam się i choć nie raz karmiłam z zaciśniętymi zębami przez łzy to wiedziałam wewnętrznie że muszę.
Kiedy odpuściłam zupełnie, wrzuciłam na luz cudownym trafem wszystko się unormowało i mogliśmy się nareszcie cieszyć z tego dobrodziejstwa jakim jest karmienie.

I tak oto z wystraszonej nic nie wiedzącej dziewczyny stałam się świadomą maniaczką karmienia
Nie ukrywam że ogromne znaczenie miały i mają dla mnie strony poświęcone tej tematyce a w szczególności blogi i relacje mam doświadczających podobnych historii.

Żałuję tylko jednego, że już w ciąży nie zainteresowałam się tematem, że wtedy nie przyszło mi do głowy poszukać doradczyni laktacyjnej.

Teraz mija 16 miesięcy naszej drogi mlecznej i oby trwało. Jestem z siebie dumna i szczęśliwa, że się nam udało i choć czasem naprawdę mnie wkurza kiedy syn robi akrobacje przy piersi to chwila gdy na ich widok rechocze ze śmiechu, radości a potem w odprężeniu i błogości pije mleczko jest bezcenna.

Serdecznie pozdrawiam wszystkie mamusie.

Wiola

A na koniec, film stworzony przez Kwartalnik Laktacyjny – widziałyście już?

…każdy miesiąc się liczy

Hafija

Nazywam się Agata. Hafija.pl to najlepszy mainstreamowy blog o karmieniu piersią.

8 komentarzy

  • Ania
    4 marca 2015 at 15:06

    Za nami dopiero 3 miesiące, ale córeczka chyba nie chce piersi:( Za każdym razem płacze, denerwuje się i odwraca główkę:( Już nie wiem co robić, czy nie zrezygnować… A tak bym chciała jeszcze troszkę pokarmić…

  • rodzinawbudowie
    31 maja 2014 at 18:25

    Piękny filmik. Serio, czuję się dzięki temu częścią czegoś większego. U nas 12 miesiąc się zaraz zacznie!

  • Maniamamowania
    30 maja 2014 at 14:09

    Moja droga mleczna była bardzo podobna. Po takich niezbyt miłych początkach zaczęła się fantastyczna przygoda z karmieniem, która trwała ponad 2 lata. Super, że są kobiety, które wytrwale walczą o karmienie piersią. Szkoda, że tam mało ludzi wokoło jest uświadomionych w tym temacie i zamiast wspierać poleca mm.

  • Blisko Dziecka
    29 maja 2014 at 19:26

    Ja z kolei bardzo się cieszę, że wróciła „moda” na karmienie piersią 🙂 Zawsze oczywiście znajdą się kobiety, które nie chcą, bądź z jakichś powodów nie mogą. Ale coraz częściej widzę i słyszę, że jednak mleko mamy jest tym, co matki dają i chcą dawać swoim pociechom. I chwała im za to 🙂
    Twoje blogowanie Hafijo, to kawał dobrej roboty! 🙂

  • Ewa
    29 maja 2014 at 13:44

    Uwielbiam te historie, niezmiennie mnie wzruszają.

  • Wiola
    29 maja 2014 at 06:42

    Dziękuję mamusie 🙂 u nas
    zaraz będzie półtora roku 🙂

  • piwnooka
    28 maja 2014 at 20:03

    Ja właśnie czytałam w ciąży sporo. Wydawało mi się, że wiem ile powinnam i pozostaje praktyka już z małym. Sytuacja mnie przerosła, bo problemy z przystawianiem w połączeniu ze zmęczeniem, niepewnością i strachem przed nową sytuacją to było coś, czego się kompletnie nie spodziewałam. Teraz wiem jedno: z córeczką, w razie jakichkolwiek problemów, od razu szukam pomocy doradcy laktacyjnego. Pozdrawiam i gratuluję siły i wytrwałości!

  • kasia
    28 maja 2014 at 19:27

    Miałam tak bardzo bardzo podobnie! Od początków i przekonania że karmienie piersią jest jakieś takie dziwne i trochę fuj, po problem w szpitalu – oczywiście brak pokarmu, no bo jak inaczej- potem zakręcenie w domu i spiętrzenie problemów. Każdy radził w dobrej wierze podaj mm, nie męcz się. Ale też się zawzięłam. I uczyłam się z internetu 🙂 I potem wyluzowanie się, spokojna głowa i totalny luz. Nie ma już nic prostszego i wygodniejszego. I też często myślę jakie to głupie było, mieć gotowy cały pokoik, a nie zastanowić się ani przez chwilę nad najważniejszą rzeczą, jak będę karmić. Więc serio, jakbym czytała o sobie. Pozdrawiam mamę Wiolę!

Comments are closed here.