Opowieści Alma Mater – przygotowana do karmienia


Każda z czytelniczek bloga może wysłać do mnie – także anonimowo – opowieść o swojej drodze mlecznej o walkach jakie stoczyła, żeby udało się karmić dziecko tym co najlepsze – mlekiem mamy. Forma tej opowieści może być dowolna.

Wiem, że takie historie mogą napełnić serca i umysły mam karmiących piersią a będących w kryzysie nadzieją i siłą, której na pewno potrzebują.

 

alma+mater.png

 

Będąc w ciąży dostałam od rodziców w prezencie Thermomix. Jest do niego książka kucharska z daniami dla niemowląt. Gdy przeczytałam, że dania są od „dopiero” od 5 miesiąca to zapytałam się na głos „dlaczego od 5 miesiąca? A co dziecko je wcześniej?”. Aż wstyd się przyznać, że nie pamiętałam, że dzieci karmi się piersią. Nie miałam kontaktu z niemowlętami, oprócz syna kuzynki, gdy miałam 12 lat, ale on był karmiony mlekiem modyfikowanym. Potem pukałam się w głowę jak mogłam zapomnieć takiej rzeczy. 

Moja dobra koleżanka urodziła, gdy byłam w 7 miesiącu ciąży. Miała problemy na początku z karmieniem, popękane brodawki, złe przystawianie. Pomogła jej mama, z zawodu doradca laktacyjny. 

Jakiś miesiąc przed porodem odwiedziłam ją. Towarzyszyłam jej i jej synkowi w łóżku gdy go karmiła. Gdzieś obok mnie leżała książka „Warto karmić piersią” Magdaleny Nehring-Gugulskiej. Zaczęłam ją przeglądać i wtedy koleżanka powiedziała mi, żebym sobie ją kupiła i przeczytała przed porodem, i że po porodzie też będę do niej wracać. Tak też zrobiłam, przed porodem przeczytałam ją od deski do deski 2 razy. Czułam się przygotowana do karmienia piersią i pewna siebie. 

Pierwszą przeszkodą okazała się moja mama. Jeszcze przed porodem bardzo panikowała, bo przecież nie mam ani jednej butelki! Dzwoniła i kazała mi wybierać między markami, bo chciała kupić. Miałam wybrać taki wielki zestaw 5 czy 7 butelek wraz z podgrzewaczem i sterylizatorem. Jak spojrzałam na cenę (500 zł) to mi się w głowie zakręciło, aby kupować butelki, których i tak nie planowałam używać. Powiedziałam mamie, że takie cuda nie są mi potrzebne, bo będę karmić piersią. Udało mi się wynegocjować kupno dwóch małych butelek i laktatora Medeli.

Mama była bardzo sceptycznie nastawiona na moje karmienie piersią. Ciągle powtarzała słynne chyba każdej matce karmiącej mity: nie będziesz miała pokarmu, bo ja też nie miałam. Po cesarskim cięciu nie ma pokarmu. Możesz mieć za chudy pokarm. Moje tłumaczenia, że nie ma czegoś takiego jak za mało pokarmu były kwitowane machnięciem ręką i tekstem w stylu dziecko, a co ty tam możesz wiedzieć. 

Urodziłam. Nie udało się siłami natury, po 8 godzinach miałam cesarskie cięcie. Mila urodziła się maleńka 2730 gram, 52 cm. Przystawili mi ją do policzka i szybko zabrali. Po kilku minutach pojechałam na pooperacyjną. Jednak w 18 minut po urodzeniu położna przyniosła mi ją do karmienia. Wiem dokładnie, bo mąż zrobił nam kilka zdjęć, na których jest data i godzina. Pamiętam jak wtedy pytałam się po co teraz robi zdjęcia, a teraz z rozczuleniem się na nie patrze 🙂 Położna pomogła przystawić Mile do piersi i nazywała ją małym ssakiem. Jedyne co Mila robiła to ciumkała ustami w poszukiwaniu cyca. 

Na noc już mi jej nie dali, kazali spać i nabrać sił. O 7 rano poszłam na oddział noworodków, aby zabrać córkę. Chciałam ją nakarmić, ale oczywiście dowiedziałam się, że była niedawno karmiona mm. Wróciłam z nią na salę i przystawiłam do piersi, którą Mila chętnie chwyciła. Żadnego bólu nie czułam, żadnego mrowienia, nie wiedziałam czy coś leci, czy nie leci, nie umiałam stwierdzić czy słyszę przełykanie, czy nie. 

W nocy Mila nie chciała spać bez piersi. Karmiłam ją non stop od 23 do jakiejś 2, zmieniając co 30 minut pierś. Nie wiedziałam dlaczego ciągle jadła, dlaczego płakała gdy ją odkładałam. Poszłam do oddziału noworodków poszukać jakiejś rady, pomocy, wytłumaczenia. Dostałam tylko suche proszę dziecko zostawić i wrócić za 15 minut, podamy mleko modyfikowane. W głowie szumiał mi cytat z książki, że podanie mieszanki to pierwszy krok do nie karmienia piersią. Wróciłam z córką na salę i wtedy przyszła położna dyżurująca. Podpowiedziała mi, aby położyć się z mała razem do łóżka, bo pewnie bliskości potrzebuje, co mi samej do głowy nie wpadło. Obie poszłyśmy spać na kolejne błogie 3 godziny 🙂 

Moje koleżanki z sali miały więcej problemów z karmieniem. Przychodziła do nas położna laktacyjna i dużo im pomagała, tłumaczyła im to, co ja już wiedziałam, ale ich determinacją kończyła się wraz z wyjściem położnej i zaczynały się wątpliwości. Teraz już wiem, że prawdopodobnym winowajcom ich problemów był smoczek, który w ukryciu przed położnymi podawały dziecku. Ze smutkiem patrzyłam jak co 2-3 godziny oddawały dzieci do nakarmienia mieszanką. 

W szpitalu spotkałam się z naciskaniem sutków w celu sprawdzenia czy mam mleko, ale także z zachwytem gdy córka przybrała 30 gram w ciągu doby będąc tylko na piersi. Podbudowały mnie te pozytywne komentarze jak to idealnie przybrała na wadze. 

Upragniony powrót do domu. Mama przyjechała pomóc na dwa dni. Przywlekła ze sobą oczywiście podgrzewacz z opcją sterylizacji i stertę butelek. 

Szybko okazało się, że to mama będzie największym „wrogiem” karmienia. Przez cały okres karmienia piersią (już 11 miesięcy) wymyślała, że Mila ma refluks, skazę białkową, uczulenie na moje mleko, że się nie najadą, że mleko mam za chude, albo że w ogóle mleka nie mam. Teraz często słyszę, zaraz zacznie mnie ciągać za bluzki i że ogólnie źle zrobiłam, bo uzależniam Milę od siebie i od cyca. 

Teksty mamy szybko ukrócałam. Mówiłam, że się przygotowałam do karmienia piersią, mam potrzebną wiedzę i niech nie wymyśla chorób. 

Pediatrze jednak nie potrafiłam tak powiedzieć, bo byłam świeżo upieczoną mamą. Jak Mila miała 2 tygodnie byliśmy na pierwszej wizycie u lekarza. Poprzednia noc była straszna, bo Mila prawie w ogóle nie spała, my też nie. Teraz wiem, że najprawdopodobniej płakała, bo potrzebowała ciągłej bliskości mojej, a ja na upartego odkładałam ją do łóżka. Mila ciągle płakała, pediatra stwierdziła, że jest głodna, kazała pokazać jak karmię. Później nacisnęła sutka z którego wyleciała strużka mleka, a pediatra powiedziała „pani nie ma mleka. Proszę iść jak najszybciej do apteki i kupić mleko modyfikowane, bo zagłodzi pani dziecko. Pani nie ma piersi kobiety karmiącej”. 

Oczy napełniły się łzami. Tak bardzo chciałam karmić córkę piersią. Ale poszłam od razu do apteki i kupiłam puszkę mleka i wróciłam do domu. I w domu powiedziałam NIE! Nie dam mleka modyfikowanego, mam wystarczająco dużo swojego. Usiadłam na spokojnie w fotelu, opatuliłam się poduszką, mąż podał mi córkę do karmienia i pełna relaksu zaczęłam ją karmić. Poł godziny później Mila smacznie odleciała w krainę snów i spała kolejne 3 godziny. 

Karmię już 11 miesięcy i powiem tak: bycie matką karmiącą piersią w dzisiejszym świecie jest naprawdę trudne. Przez ten okres wiele razy zadawano mi pytanie kiedy w końcu odstawię od piersi, kiedy w końcu podam normalne mleko (a to moje jest nienormalne?). Wiele razy słyszałam, że w końcu będę musiała odstawić, bo zęby, żłobek, powrót do pracy, etc. A ja karmię dalej i mówię że skończę karmić dopiero kiedy Mila zdecyduje, że już mojego mleka nie chce. Wszyscy wręcz łapią się za głowę jak to słyszą. Jedynie moja babcia się zachwyca i uwielbiam słuchać gdy mówi „Jak dobrze, że karmisz piersią malutką, jak dobrze, że masz mleko, bo to takie dobre i Milunia wyrośnie na zdrową dziewczynkę”. Zawsze   jak to słyszę to ogarnia mnie radość i odpowiadam babci z uśmiechem na ustach, że też się cieszę, że mam mleko 🙂 

Pozdrawiam,
Anna
www.50kgmniej.wordpress.com

Hafija

Nazywam się Agata. Hafija.pl to najlepszy mainstreamowy blog o karmieniu piersią.

9 komentarzy

  • Karolina
    13 lutego 2014 at 13:22

    Przy każdej z tych historii płaczę. Nie wiem czemu, ale się wzruszam 🙂

    • Ania
      13 lutego 2014 at 17:13

      Bo karmienie piersią jest wzruszające:)

  • Mania Mamowania
    6 lutego 2014 at 13:59

    Wzruszająca opowieść. Często niestety to najbliżsi nie wierzą w matkę i jej możliwość wykarmienia swojego dziecka. Ja na szczęście miałam wsparcie rodziny i dlatego też udało mi się karmić ponad dwa lata, aż Staś sam zrezygnował. Powodzenia życzę wszystkim karmiącym i mnóstwo wiary w siebie 🙂

  • natalijka
    6 lutego 2014 at 12:09

    dwójki dzieci nie udało mi się karmić piersią z powodu braku przygotowania do odpierania tego typu ataków i argumentów. na szczęście los przysłał mi trzecie dziecko-niespodziankę 😉 z położną laktacyjną skontaktowałam się już w ciąży i dzięki temu skutecznie karmiłam córkę tyle ile potrzebowała. pozdrawiam 🙂

  • U.
    6 lutego 2014 at 08:56

    Dzięki za optymistyczną opowieść!
    Plus dodatkowy wniosek – tylko solidne podstawy teoretyczne pozwalają odeprzeć atak przedpotopowych argumentów antylaktacyjnych. Mamy, uczmy się!

  • M.Laura
    5 lutego 2014 at 23:37

    Wzruszyłam się. Mądra mama, szczęśliwa córcia. Kobiety szybko się poddają, nie mają wystarczającej wiedzy na temat najwspanialszego karmienia dzidziusia, czyli dania cycusia (ale mi się zrymowało:) a nawet rzekłabym, że stawiają siebie ponad DZIECKO i karmią butelką. To przykre. Aczkolwiek kolejna mama, która jest prawdziwą mamą. Oczywiście nie chcę urazić mam karmiących mm, lecz mamy cycusiowe wiedzą o co chodzi:) Pozdrawiam

  • MegiW
    5 lutego 2014 at 21:48

    I o to chodzi! jesteś cudowną mamą, wspaniale, że udało Ci się karmić maluszka, niesamowita historia. Jestem z Ciebie dumna, ze nie dałaś się zaszczuć, że zrobiłas to co dyktuje Ci serce i instynkt. I to jest to, o czym pisałam u mnie na blogu- wiedza i uzbrojenie w nią da do ręki argumenty którymi będize się odpierać bzdury w stylu słaby pokarm, chudy pokarm i głodzenie dziecka! Pozdrawiam cieplutko i życzę długiej, mlecznej drogi;)

  • Marta
    5 lutego 2014 at 21:23

    Super Ania! Mądra i silna z Ciebie mama! Tak sobie myślę, że często to pediatrzy, którzy powinni wspierać nas i nasze dzieci, podkopują naszą pewność jakimiś wyuczonymi regułkami i bzdurnymi teoriami.Smutne.Dobrze, że się nie dalaś! Ja się złamalam, gdy pediatra powiedziała z paniką w oczach, że nie mam pokarmu, bo synek przybrał tylko 150/tydzień a poza tym nie trysnęło mi mleko, gdy ona go wzięła na ręce i zaczął płakać… Obłęd… Na szczęście karmię nadal (prawie 7 m-cy).

  • Budująca Mama
    5 lutego 2014 at 20:15

    To jest straszne! że kobiety niektóre tak wymyślają i jeszcze inne podkopują… Dobrze, że Mamy mają głowę na karku i karmią 🙂 Pozdrawiam wszystkie karmiące 🙂

Comments are closed here.