Opowieści Alma Mater cześć siódma Walka o mleko dla wcześniaczka


Każda z czytelniczek bloga może wysłać do mnie – także anonimowo – opowieść o swojej drodze mlecznej o walkach jakie stoczyła, żeby udało się karmić dziecko tym co najlepsze – mlekiem mamy. Forma tej opowieści może być dowolna.

Wiem, że takie historie mogą napełnić serca i umysły mam karmiących piersią a będących w kryzysie nadzieją i siłą, której na pewno potrzebują.

Dzisiaj siódma opowieść


Jest 3 stycznia 2013 roku. O 23:05 urodziła nam się Michalinka. Szybka akcja, dziecko ułożone pośladkowo. Decyzja – cesarka. Wyjmują dziecko. „Łożysko jakieś małe – daj do badania” – słyszę głos przy mnie. A za sobą słyszę drugi „No oddychaj. Oddychaj. Decyduj się malutka”. Co się dzieje? Ok., oddycha. Znowu ten sam głos „43 cm,1650 g”. Myślę – jaka maleńka i nawet do głowy mi nie przyszło, że moje dziecko to wcześniak urodzony na koniec 34. tyg., że przez miesiąc (od ostatniego USG do porodu) przybrała tylko ok. 200 g.

Kładą mi maleńką, płaczącą istotę na klatce piersiowej. Do dziś pamiętam, jak na mnie spojrzała, przestała płakać, gdy się z nią przywitałam mówiąc „hej”. To była taka chwila, że nawet nie wiedziałam, co powiedzieć. Już każą się pożegnać. Daję kilka całusów w policzek. I tyle widziałam moje dziecko przez następne 15 godzin…

Nikt nie przyszedł, nie powiedział, co się dzieje. Mąż tylko, że ją badają i nie chcą go wpuścić. Dali tylko coś do podpisania… Dziś już wiem, że wiedział, że coś jest nie tak, ale nie chciał mnie denerwować. Pojechał do domu.

O 10.00 był obchód. Mam powoli wstawać. Mąż przyjechał, poszedł od razu na oddział neonatologii, potem do mnie mówiąc, że mała jest w inkubatorze, ale nic nie wie. Pomógł mi wstać, umyć się. I gdy szykowaliśmy się, by pójść do córki, przyszła jej pani doktor. Była godz. chyba 14.00? Tyle czasu minęło i nikt do tego czasu nie przyszedł powiedzieć cokolwiek.

Lekarz zaczyna mówić. Słyszę tylko pierwsze słowa, że jest słaba, niedożywiona, że nie utrzymuje ciepła, że przez sączące się wody doszło do infekcji, która przeszła na dziecko, że stópka jest wykrzywiona… dalej już nic, tylko mój płacz…

Idziemy do Misi. Leży w inkubatorze. Podchodzę i płaczę. Mówią, że mogę dotknąć, ale gdy to robię, to ona płacze, jakby ją bolało. Nie chcę dotykać, chcę wyjść. Wychodzę. Nie mogę patrzeć. Odważyłam się pójść o 12.00 w nocy. Wyjęli mi ją do kangurowania. I wtedy poczułam, że muszę tu być. W końcu poczułam, że mam dziecko. Byłam szczęśliwa, ale i pełna obaw oraz strachu. Ale jednak szczęśliwa!

Dni mijały powoli. Czekaliśmy, by nerki zaczęły pracować. Zaczęły po 3 dniach. Gdy robiliśmy krok do przodu, to zaraz się cofaliśmy. Wyjęli ją z inkubatora, ale karmili sondą. Misia przybrała na wadze, ale zaraz dostała silnej żółtaczki (14,9 mg/dl). Misia zaczęła jeść z butelki i wyjęli sondę, ale za dwa dni przestała i znowu ją założyli… I tak w kółko…
Spytałam kiedy mogę zacząć karmić piersią. Powiedzieli, że mała jest za słaba i nie da rady, że teraz tylko muszę ściągać mleko, bo to najlepsze lekarstwo dla niej. Ok, tak robiłam…

Ważenie każdego pampersa. Karmienie 30 ml mleka trwające godzinę… Patrzenie z nadzieją na wagę…

Aż nadszedł dzień mojego wypisu… I wtedy stał się cud. Wróciła Pani Ordynator Oddziału Neonatologii i zrobiła raban!:) „Dlaczego dziecko nie jest z matką? Dlaczego Pani nie karmi piersią?”. „No jak to dlaczego? Powiedzieli, że córka jest za malutka….” Pielęgniarki dostały niezły opieprz, ba, nawet się na mnie obraziły, że tak powiedziałam! Tak czy siak – dali mi dziecko do pokoju (7. doba życia)! A więc zostałam i ja! Byłyśmy już razem i to się teraz liczyło. Dwa razy dziennie szłyśmy na antybiotyk do „ciotek” z neonatologii. Poza tym miałyśmy siebie i poznawałyśmy się. Spałyśmy razem, wpadłyśmy w nasz rytm karmienia. Michalinka przybierała na wadze. Próbowałam ją uczyć jeść z cyca. Bywało, że załapała i coś pociągnęła. Mąż kupił mi najmniejsze osłonki na piersi przez które lepiej jej szło jedzenie. Ale i tak zaraz zasypiała. Wspierała mnie w tym jedna pielęgniarka. Bardzo miła kobieta po 40-stce. Zaproponowała żeby Miska była cały dzień na piersi. Przychodziła ją ważyć tego dnia: rano, w południe i wieczorem. Waga stała w miejscu. Karmiłam naprzemiennie, żeby waga szła w górę. Lekarz córki powiedziała, że jak będzie ważyć 2 kg to puści nas do domu. A ja o niczym innym nie marzyłam!

Wypuścili nas po 13 dniach. W dniu wypisu ważyła 1950 g. Rano dostała ostatnią dawkę antybiotyku. Dostałyśmy kartę wypisu i listę specjalistów do odwiedzenia. I tyle, a dalej radź sobie sam człowieku!

W domu z karmieniem było gorzej. Odmówiła ssania cycka. Nie miałam elektrycznego ściągacza pokarmu, tylko ręczny, który nie zdał w ogóle egzaminu. Stałam się bezsilna.

Za dwa dni kontrola w szpitalnej przychodni neonatologicznej. Niestety waga spadła do 1870 g. Miałam karmić na przemian swoim mlekiem i mlekiem dla dzieci przedwcześnie urodzonych.
Pojechaliśmy wypożyczyć elektryczną dojarkę.
Za dwa dni znowu kontrola. Potem już co tydzień, co miesiąc. Ale pomiędzy zjawiałyśmy się w naszej przychodni na ważenie. Michalinka znowu przybierała na wadze.

Cały czas ściągałam mleko, ale nie zapominałam jej przystawiać. Córka pociągnęła dwa, trzy razy i wpadała w płacz. Nawet silikonowe osłonki nie pomagały. Poddałam się. Teraz żałuję, ale wtedy byłam już zniechęcona. Może nie faktem, że nam nie wychodziło, ale tym, że ciągle jeździliśmy po lekarzach na kontrole, na rehabilitacje…. Nie mogłam cieszyć się z macierzyństwa.

Ciężko jest być rodzicem wcześniaka. Był taki miesiąc (luty 2012), że wolnych dni od kontroli lekarskich miałyśmy trzy (plus weekendy). Było też tak, że nie wiedziałam, co robić, bo nasz pediatra nie ma doświadczenia z wcześniakami, kontrola w neonatologii ma być za jakiś czas, a ja potrzebuję porady. Brakowało mi w tym czasie wsparcia i pomocy. Wiele rzeczy dowiadywałam się z Internetu, ale przecież to nie jest zawsze wiarygodne źródło informacji.

Czuję się też pokrzywdzona, bo zamiast cieszyć się macierzyństwem, jeździłam po lekarzach, szpitalach, rehabilitacjach… Nie mogłam wrócić do pracy, bo kto by jeździł z małą w te wszystkie miejsca? Tak naprawdę zaczęłyśmy się sobą cieszyć we wrześniu, kiedy to neurolog powiedziała „No, teraz to już nic nie masz z wcześniactwa. Można zakończyć rehabilitację”.

Czytając o innych dzieciach przedwcześnie urodzonych, wiem, że są groźniejsze przypadki, że nasz w porównaniu z nimi był „light”. Jednak wiem, jak jest trudno w tej sytuacji i wiem, że inni mają jeszcze trudniej. Dlatego marzę, by powstał program, aby pomagać takim jak my. By dzieci były objęte ochroną. By każdy mógł uzyskać poradę, pomoc lekarską. By te dzieci były pod opieką specjalistów przez co najmniej 2 lata, bez kolejek do nich. Po prostu – mija pół roku i dziecko ma wizytę u kardiologa i nie musi na nią czekać tylko jest wpisana w jego kartę zdrowia i to ona czeka na dziecko. By mamy wcześniaków miały dłuższy macierzyński, chociażby o tyle, ile ich dziecko przebywało w szpitalu. Mam nadzieję, że Państwo w końcu dojrzeje to tych zmian.

Nie wiadomo, dlaczego urodziłam wcześniej i że córka nie rozwijała się od 31. tyg. ciąży. Łożysko było małe, pępowina cienka. Badania nie wykazały żadnych nieprawidłowości. Po prostu, musiało tak być.


Bardzo zazdrościłam innym matkom, że karmią piersią. Tej ich bliskości z dzieckiem. Kiedy Michalinka pociągała te kilka razy z piersi, czułam się wtedy szczęśliwa – a może nie o szczęście tu chodzi, ale o te uczucie, którego nie da się opisać. Ta bliskość, to połączenie… 


Brakowało mi tego bardzo. Nie czuję się gorszą matką, bo zrezygnowałam z karmienia piersią. Musiałam. Mleko ściągałam póki było ( przez 8-9 tyg.). Wiem, że mogłam walczyć i nadal przystawiać córkę. Poddałam się, ale to nie znaczy, że Wy tez musicie się poddać. Wiem, że są takie przypadki, że mamom udaje się karmić wcześniaki piersią. Serdecznie im gratuluje. No i zazdroszczę;)

Marzena 
Hafija

Nazywam się Agata. Hafija.pl to najlepszy mainstreamowy blog o karmieniu piersią.

14 komentarzy

  • Emka
    8 stycznia 2014 at 12:54

    Chyba w poście jest błędny rok wpisany.

    • Marzena
      15 stycznia 2014 at 09:28

      tak. urodziłam 3 stycznia 2012 roku:)

  • Hafija
    6 stycznia 2014 at 14:11

    Hafija to moje imię = Agata 🙂

  • Anonymous
    6 stycznia 2014 at 13:55

    Bardzo mądry blog o karmieniu piersią. Proszę wyjaśnij co oznacza Hafija?

  • Starlet
    3 stycznia 2014 at 16:10

    mi sie skonczylo niestety. byl krotki okres ze byla tylko na moim, ale potem juz musialam mieszac az przyszedl czas ze z calego dnia nawet 5ml nie bylo… wiec przestalam sciagac bo nie bylo co… i pomyslec ze 3 dni walczylam z nawalem w szpitalu i mleko wylewalam do umywalki…:(

  • Mama i jej świat
    2 stycznia 2014 at 21:15

    Piękna i wzruszająca historia. Dobrze, że takie się pojawiają i otwierają nam oczy.

  • Ach
    2 stycznia 2014 at 19:37

    Ściągałam mleko dla mojego wcześniaka urodzonego w 34 tc z podobną wagą jak Michalinka, trwało to 13 miesięcy, w tym przepisowe pół roku tylko na moim mleku. Lekarka przy wypisie ze szpitala powiedziała mi, że mały już raczej nie chwyci piersi i karmić normalnie szans nie mam, więc mam się przygotować że za 3-4 miesiące mleko mi się skończy, bo nie da się utrzymać laktacji w ten sposób. Mały rzeczywiście piersi nie umiał ssać i mimo moich usilnych prób, wizyt w poradni laktacyjnej i wsparcia męża nic nam nie wyszło z karmienia naturalnego. Młody po prostu sobie spał na mojej piersi, a jak był głodny i przystawiałam to się tak wściekał, że nie chciał nawet popróbować ssać. Byłam załamana, ale postanowiłam spróbować ściągać chociaż te 3-4 miesiące dopóki mleko się nie skończy. Kupiłam elektryczny laktator i ściągałam… minął czwarty miesiąc, szósty, rok… Najtrudniejsze było pierwsze sześć miesięcy, potem już karmień było coraz mniej i mniej. W 10 miesiącu wróciłam do pracy, więc zdecydowałam się zacząć podawać mm, plus to co jeszcze ściągnęłam. Skończyłam w 13 miesiącu i nigdy już nie uwierzę żadnej lekarce, że mleko może się skończyć 😉

  • Katjuszka
    2 stycznia 2014 at 14:12

    Każda z historii opisanych tutaj jest niesamowita. Każda mnie wzrusza, a ja uwielbiam ten cykl.

  • Starlet
    2 stycznia 2014 at 13:54

    Wiesz, ja plakalam pierwszy raz jak pisalam nasza historie dla Fundacji Wcześniak – odwazylam sie to zrobic dopiero po roku od urodzenia. Teraz dopisujac do niej momenty dla Alma Mater rowniez plakalam. i plakalam z rana jak ja tu przeczytalam. Miśka jutro konczy 2 latka. Zastanawiam sie czy kiedys te emocje opadna? Na razie nadal jezdzimy po lekarzach (doszla laegia i podejrzenie astmy), w dodatku doszedl trud zwiazany z mieszkaniem oraz stracilam prace. Jestem calkiem zalamana. Ale gdy spojrze na nia to wiem ze dam rade, bo musze. Dla niej. Tak bardzo ja kocham, mimo, że bylam przeciwna tej ciazy… Sytuacje zyciowe potrafia zmienic czlowieka:)

  • Anonymous
    2 stycznia 2014 at 13:08

    Spłakałam się, bo momentami przypomniałam sobie siebie i moją córeczkę sprzed 1,5 roku. Też urodziłą się przedwcześnie, też słabo przybierała, też jeździliśmy po tych wszystkich specjalistach… Nam się udało kp, ale tylko i wyłącznie dlatego, że walczyłam jak tylko mogłam, bo wsparcia w szpitalu nie było w ogóle. Pozdrawiam.

  • marysia
    2 stycznia 2014 at 10:05

    Grupa nazywa sie "mamy sciagajace mleko" tylko z polskimi znakami

  • Eli Tara
    2 stycznia 2014 at 09:43

    Piękna historia. Czasem tak musi być i już. Najważniejsze dobro dziecka.

  • Starlet
    2 stycznia 2014 at 09:15

    nie działa mi ten link. podaj nazwę użytkownika to może uda się tak znaleźć:)

  • marysia
    2 stycznia 2014 at 07:57

    Ja do dzisiaj (8miesiecy) karmie mojego wczesniaka odciagnietym mlekiem… nam tez kp nie wyszlo,w szpitalu bylysmy miesiac… zalozylam grupe na fb dla mam,ktore sciagaja,jak masz ochote pogadac o tym jak bylo i moze wspomoc kogos,kto wlasnie ue sciaganiem zaczyna to zapraszam :)https://m.facebook.com/?_rdr#!/home.php?soft=side-area&__user=1473248266

Comments are closed here.