Odnalezione w zakamarkach duszy | Karmienie piersią Pod Górkę – podsumowanie.


To już będzie zakończenie. Zakończenie naszej półrocznej przygody z trudnościami i problemami w karmieniu piersią. Przez ostatnie sześć miesięcy rozpracowałam z Wami oraz z mecenasem serii marką Femaltiker najczęściej poruszane przez Was w mailach i pytaniach kwestie. Poznaliście historie mam, które walczyły z przeciwnościami laktacyjnymi.

 

O czym pisałam?

Na początku były Wcześniaki i piękna historia Karoliny

Potem opowiedziałam o Karmieniu piersią inaczej a Ewelina opowiedziała o swoich doświadczeniach.

Napisałam o karmieniu wieloraczkówAlicja napisała jak u niej było z bliźniaczkami.

Podjęłam trudny temat niespokojnych dzieci przy piersi a o takim niespokojnym maluchu napisała Karolina.

Nie straszne były nam kryzysy laktacyjne – o swoim kryzysie napisała Natalia.

Jestem ciekawa czy chcielibyście żebym dalej ten cykl trudności podejmowała. Jakie tematy powinny się w nim znaleźć? Czego nadal brakuje? Oddaję Wam głos! Jak podobał się Wam ten cykl?

 

Ale to nie koniec

Po pierwsze – już niedługo (mam nadzieję, że na święta) pojawi się obiecany mini e-book „100 pytań o karmienie piersią”. Cały czas możecie podsyłać Wasze pytania na adres 100pytan@hafija.pl. Będzie on do pobrania w PDF tu na blogu a później na www.femaltiker.pl

100

Po drugie – obiecałam też na koniec ostatnią historię i słowa dotrzymam.

Dzisiaj poznajcie Oliwię. Autorkę ostatniej opowieści „Pod górkę”.

Kiedy czytałam jej słowa to nie jedna łza spłynęła mi z oka.

Piękna, wzruszająca, smutna i pokrzepiająca.

Opowieść o karmieniu pomimo przeciwności losu. Myślę, że pięknie podsumowuje cały nasz cykl!

Moja historia karmienia piersią może nie jest ciekawa… Nie wiem czy kogoś zainteresuje. Ale jest o psychicznej stronie karmienia. O związku KP z psychiką kobiety i w drugą stronę. O związku psychiki z KP.

Jestem Oliwia, mam 24 lata. We wrześniu 2014 okazało się, że jestem w ciąży. Miałam świeżo poślubionego męża, zamknięty pierwszy stopień studiów, dziecko w drodze i w planach jeszcze dwa lata studiów magisterskich. Dla mnie to była bajka! Dodam, że starania o dziecko zajęły nam dosłownie miesiąc. Gdyby ktoś mnie wtedy zapytał czy będę karmić piersią, odpowiedziałabym pewnie bez większego zastanowienia: jasne! Przecież to normalne. Jest matka. Jest dziecko. To i karmienie jest. Oczywista oczywistość można powiedzieć.

Niestety, jak to czasem w życiu bywa, nie wszystko jest takie różowe. Niedługo po tym, jak okazało się, że jestem w ciąży, moja mama zaczęła chorować. Nie będę wchodzić w medyczne szczegóły, ale był jeden pobyt w szpitalu za drugim. W efekcie ja też sporo czasu spędziłam w szpitalu, jako gość. W końcu, kto by nie przychodził do własnej mamy? Najlepszej przyjaciółki. Po długich medycznych zmaganiach lekarze postawili diagnozę. Złośliwy nowotwór. Niestety, trwało to wszystko za długo i w kwietniu, w dniu, kiedy mama miała dostać pierwszą kroplówkę z życiodajną chemią, zmarła. Myślę, że nie muszę tu wiele więcej pisać.

Prawie od początku ciąży miałam mleko. Było to dla mnie zdziwienie, nie sądziłam, że tak bywa, no, ale ok. Oczywiście od tego momentu jak mama odeszła, mleko jakby zniknęło. Już nie zalewałam jak szalona wkładek laktacyjnych, a byłam prawie w 8 miesiącu ciąży. Ale szczerze mówiąc nie zwróciłam na to uwagi, wcale mnie to nie martwiło. Ba, byłam w tak kiepskiej kondycji psychicznej, że dostawałam ataku paniki na myśl o porodzie. Nie chciałam rodzić, nie chciałam dziecka. Nie teraz, kiedy jestem sama. Oddałabym całą tę ciążę, żeby tylko cofnąć czas. To straszne, ale tak myślałam. Dodatkowo syn miał potwierdzające się z każdym USG wodonercze. Mój lekarz zdecydował, więc o wywołaniu porodu w 38 tygodniu ciąży, żeby nie obciążać dalej nerek. Wywoływanie porodu u pierworódki, na dodatek z taką blokadą psychiczną, to była masakra. Poród wspominam traumatycznie, ale jednak udało się. Niedługo po północy położna położyła na mojej piersi syna. Od razu dostawiła go też do piersi i zostawiła nas na dwie godziny we troje, z mężem. Kolejne dni pamiętam jak przez mgłę. Papka hormonalna mieszająca się z głęboką wciąż żałobą i bólem fizycznym. Ale jednego jestem pewna. Nie miałam pojęcia o tym, jak nakarmić dziecko. Mleka też nie miałam w nadmiarze… Efektem pierwszych prób były pogryzione brodawki i płaczące niemowlę. Paradoksalnie, uratowały mnie właśnie problemy z nerką u syna. Położne musiały notować ilość płynów, jakie dziecko przyjmuje i jakie wydala. Oczywiście stwierdzono bardzo szybko, że mam mało mleka i zaczęto dokarmiać dziecko. Jednak w trzeciej dobie przyszła do mnie jedna z pań lekarek. Spojrzała z lekkim politowaniem na mnie (nie dziwię jej się, bo zła kondycja psychiczna odbijała się i wizualnie). Spytała czy chcę karmić dziecko, po czym obejrzała moje poranione brodawki i zarządziła, żebym przychodziła do położnych na każde karmienie, (czyli co 2-3 godziny) i pod ich okiem karmiła. Tak też zrobiłam. Nauka karmienia własnego dziecka zajęła mi kilka dni, ale było warto.

To, co chciałam Wam wszystkim powiedzieć, to, że tego trzeciego dnia, kiedy odnalazłam gdzieś w zakamarkach duszy minimalną wolę walki i poszłam do położnych po pomoc, kiedy pierwszy raz nakarmiłam dziecko, na chwile odnalazłam spokój. Coś drgnęło. Nie, nie pozbyłam się żałoby, bólu, czy wątpliwości. Nadal czułam się cholernie samotna. Ale to jedno mogłam zrobić. Nakarmić dziecko. Już następnego dnia rozkręciłam się na tyle, że przestano dokarmiać syna. Może to głupie, ale jak się odblokowałam i pozwoliłam sobie na tę niezwykłą więź z dzieckiem, jaką jest karmienia piersią, pozwoliłam sobie też na odrobinę stabilizacji psychicznej. Ten bezkres miłości, jaki towarzyszył karmieniom trochę mnie koił i pozwolił przetrwać z wiarą, że jakoś to będzie.

Z powodzeniem karmiłam syna przez prawie 16 miesięcy. Młody sam się odstawił, ponieważ byłam już prawie na półmetku drugiej ciąży 😉 Przeżyłam to dużo bardziej niż on! Ale cieszę się, że mogłam mu dać, chociaż tyle. Sama też wiele zyskałam. Mam nadzieję, że drugiego syna również będę mogła bez przeszkód karmić gdzieś do 2 lat.

Olivio dziękuję Tobie za słowa, Twoją opowieść i determinację!

Imię bohaterki zostało zmienione.

baner akcja

Hafija

Nazywam się Agata. Hafija.pl to najlepszy mainstreamowy blog o karmieniu piersią.

5 komentarzy

  • migotka
    12 grudnia 2016 at 23:52

    W kwietniu tego roku zmarł też mój tata. Też na raka. Też o wiele za wcześnie. I głupio to może zabrzmi, ale karmienie piersią pomogło mi wtedy przeżyć. Jak odebrałam telefon z tą wiadomością, nie mogłam przez jakiś czas oddychać, kręciło mi się w głowie. Dopiero dziecko przy piersi mi uświadomiło, że dalej jest życie. Najstraszniejsze dni mojego życia. Pozbierałam się dlatego, że miałam dla kogo. Z perspektywy czasu wiem, że hormony. Że to karmienie było wtedy równie ważne dla mojej kilkumiesięcznej córki, jak i dla mnie.

  • Pati
    12 grudnia 2016 at 23:27

    Myślę, że wszystkie jesteśmy Ci wdzięczne za ten cykl. Kawał dobrej roboty!
    Na początku mej mlecznej drogi, gdy byłam KPI czułam się strasznie wyalienowana, inna. Nie spotkałam nigdy Mamy, która ściągałaby mleko i podawala butelką bo inaczej nie potrafi. I te pytania: dlaczego nie chcesz karmić córki piersią? Prawie nikt nie doceniał tych starań. Twój cykl uświadomił mi, że nie byłam ufoludem 🙂
    Jesli masz chęć kontynuować ten cykl, ja jestem jak najbardziej za! W swoim otoczeniu zauważam taki problem: kobiety chętniej wierzą w informacje szerzone przez „legendy ludowe”, producentów mm niż profesjonalne źródła. Zalecenia WHO, AAP czy PTGHIZG to jakies bzdury a powtarzane mity to świętość, jedyna prawda objawiona 😛 jak rozmawiać i tłumaczyć? Czemu bardziej ufamy forom niż np takiemu profesjonalnemu blogowi?

  • Gosia
    12 grudnia 2016 at 22:09

    …bo właśnie karmienie jest tym co możemy robić i powinnyśmy robić, jest stałym punktem, klatką stop, powtarzalnym rytuałem, chwilą na zapatrzenie, zamyślenie. To piękny czas, bezcenny. Cieszę się, że dałaś radę i odnalazłaś ten spokój 🙂 Ja jestem z tych, co liczą każdą kroplę.., i czasami patrzę na swoje dziecko przez łzy..na myśl o niepewnym jutrze i końcu karmienia, który nie wiadomo kiedy nadejdzie.

  • m
    12 grudnia 2016 at 21:19

    Taka historia po której chciałoby się powiedzieć coś mądrego i głębokiego, ale chyba lepiej nie mówić nic… 🙂
    Oliwio jesteś WIELKA powodzenia 🙂

  • Joanna
    12 grudnia 2016 at 21:15

    Bardzo wzruszająca! Taka dzielna mama, niesamowita determinacja. Piękna historia.

Comments are closed here.